Włodarze Marvela albo czują się bardzo pewni siebie, albo trzymają jakiegoś wyjątkowego asa w rękawie. Inaczej nie da się wytłumaczyć tego, że finał naprawdę udanej drugiej fazy Marvel Cinematic Universe, czyli wspólnego filmowego uniwersum, w którym rozgrywa się akcja filmów i seriali Domu Pomysłów, zapowiada się dość... skromnie. Mieliśmy wywracającego cały filmowy światek do góry nogami Zimowego Żołnierza, Strażników Galaktyki, którzy zademonstrowali światu, że szop ze spluwami i chodzące drzewo to naprawdę fajne postacie, wypełnionych akcją i wybuchami Avengers 2. I po tym wszystkim, w finałowym rozdziale pieczołowicie budowanej przez lata drugiej części wielkiej trylogii, otrzymamy film, którego zapowiedzi nie wyróżniają się z tłumu superbohaterskich tytułów absolutnie niczym. Nie, Marvel coś tu zdecydowanie knuje. Warto więc bliżej zapoznać się z komiksową genezą Ant-Mana, gdyż istnieje duża szansa na to, że już niedługo będzie o nim bardzo głośno.
A samodzielne poznawanie tej genezy bez odpowiedniego nakierowania może okazać się dość kłopotliwe, gdyż komiksowych Ant-Manów, jak przystało na postać z takim a nie innym pseudonimem, było „jak mrówków”, w tym istotniejszych dla komiksowego wszechświatka trzech. Na potrzeby filmu Marvel zaś nie wybrał ani tego klasycznego, ani też najnowszego, tylko środkowego. Znajdując jednak nieco miejsca dla pierwszego z bohaterów o takim przydomku.
Ant-Man a.k.a. Yellowjacket a.k.a. Giant Man a.k.a. Goliath
Pierwszym i najbardziej rozpoznawalnym (chociaż po premierze filmu się to zapewne zmieni) Człowiekiem-Mrówką jest Henry „Hank” Pym. Wymyślona przez Stana Lee, Larry’ego Liebera i Jacka Kirby’ego postać po raz pierwszy zadebiutowała w komiksie Tales of Astonishing #27 wydanym w styczniu 1962 roku. W krótkiej, zamkniętej historii będący genialnym naukowcem Pym wynajduje zmniejszającą go miksturę, dzięki której trafia do mrowiska i nieomal przypłaca to życiem. Choć pod koniec zeszytu Hank wraca do ludzkich rozmiarów i wylewa swój wynalazek, to raptem osiem numerów później pojawia się ponownie, tym razem dodatkowo wyposażony w hełm pozwalający sterować mrówkami i pełen chęci do walki ze złem. Tak rozpoczęła się kariera Ant-Mana.
Po kilku miesiącach superbohaterzenia u boku Pyma zadebiutowała Janet van Dyne, która jako Wasp stała się jego pomagierem, z czasem zaś również żoną. Para przez lata wspólnie zwalczała zbrodnię, razem z Hulkiem, Thorem i Iron Manem założyli też grupę Avengers. Pym wielokrotnie ratował świat, tworzył też kolejne imponujące wynalazki, między innymi nową formułę, która oprócz zmniejszania, pozwoliła mu na powiększanie się. Z czasem jednak coraz dotkliwiej zaczynały dawać o sobie znać jego problemy psychiczne. Początkowo objawiały się one jedynie tym, że Hank regularnie rzucał karierę superbohaterską tylko po to, by chwilę później do niej wrócić, najczęściej pod nowym pseudonimem. Po tym jednak, jak stworzył Ultrona, potężnego robota, który zbuntował się przeciw swemu twórcy i stał się jednym z najzacieklejszych przeciwników Avengers, poczucie winy pogłębiło problemy emocjonalne Henry’ego. Swoją frustrację wyładowywał na Wasp, która w końcu od niego odeszła. Po tym, jak przez swoją porywczość doprowadził niemal do śmierci swoich towarzyszy z drużyny, został zmuszony do opuszczenia Avengers. Zdarzało mu się współpracować z przestępcami, miewał epizody depresyjne. Z czasem się zrehabilitował i wrócił do „pierwszej ligi” superbohaterów, choć wciąż zachował tendencje do skakania między różnymi pseudonimami. Robił też, co mógł, by skłonić Wasp do powrotu do niego, ta jednak się na to nie zdecydowała. Obok bycia członkiem założycielem Avengers i wielokrotnym wybawcą świata, to właśnie to, co robił żonie oraz stworzenie Ultrona są jego największą spuścizną.
Choć w filmowym Ant-Manie to nie Henry Pym grać będzie pierwsze skrzypce, mimo wszystko ma on dość istotną rolę. Hank zostanie mentorem głównego bohatera, podstarzałym naukowcem, który stworzył kombinezon Ant-Mana i przez lata wykonywał w nim szereg niebezpiecznych misji dla S.H.I.E.L.D. Co ciekawe, drugi najsłynniejszy przydomek Pyma z komiksów, Yellowjacket, w blockbusterze zostanie przejęty przez głównego złoczyńcę, Darrena Crossa.
Supertata
Scott Lang, drugi Ant-Man, którego włodarze Marvela uznali za najlepszego kandydata na pociągnięcie własnego filmu, zadebiutował w marcu 1979 roku w komiksie The Avengers #181 stworzonym przez Davida Michelinie oraz Johna Byrne’a. Komiksowy Scott był specem od elektroniki, który, nie mogąc zapewnić godziwego utrzymania swojej rodzinie, zaczął uciekać się do kradzieży. Gdy został złapany, odsiadując swój wyrok pogłębił wiedzę o elektronice i dzięki temu po wyjściu na wolność znalazł zatrudnienie w firmie Tony’ego Starka, między innymi instalując zabezpieczenia w rezydencji Avengers.
Superbohaterskie lata Langa rozpoczęły się, gdy jego córka Cassie poważnie zachorowała. By ją ratować, Scott ponownie uciekł się do kradzieży. Włamał się do laboratorium Henry’ego Pyma i wykradł stamtąd kostium Ant-Mana, który następnie wykorzystał, by uratować pewną doktor, która jako jedyna mogła pomóc jego córce. Gdy osiągnął swój cel, chciał zwrócić kostium i oddać się w ręce prawa, Pym jednak, widząc, że kierowały nim szlachetne pobudki, pozwolił mu zachować kombinezon.
Od tego momentu Lang zaczął dość regularnie wspierać innych bohaterów, głównie Avengers oraz Fantastic Four. Jednocześnie pozostawał w bardzo bliskich relacjach ze swoją córką Cassie, nawet, gdy utracił prawa do opieki nad nią na rzecz swojej byłej żony. Jak każdy tatuś tracący prawa do opieki z powodu nadmiernego zatracenia się w pracy, odreagował, jeszcze bardziej zatracając się w pracy. Początkowo wyszło mu to na dobre, gdyż otrzymał propozycję dołączenia do Avengers, niewiele później okazało się to jednak dla niego zgubne w skutkach – drugi Ant-Man był jedną z ofiar śmiertelnych szaleństwa Scarlet Witch w trakcie komiksu Avengers: Disassembled.
Po śmierci tatusia, pałeczkę przejęła Cassie, która, jak się okazało, od nadmiernego kontaktu z formułą Hanka Pyma pozyskała zdolność zmieniania swojego rozmiaru. Razem z zespołem Young Avengers Stature, bo taki przyjęła pseudonim, przez lata walczyła ze złem, aż w końcu, w trakcie dość dużego zamieszania między Young Avengers, Doktorem Doomem, Scarlet Witch, Avengers oraz X-Men, doszło do przywrócenia do życia Scotta Langa – wkrótce po tym jednak sama Cassie zginęła, raniona śmiertelnie przez Dooma. Oczywiście, jak to w komiksach bywa, z czasem "polepszyło jej się" i została przywrócona do życia - aktualnie zarówno ona, jak i jej ojciec, oboje mają się całkiem nieźle.
Filmowy Scott Lang, przynajmniej na materiałach promocyjnych, zdaje się być dość wiernym odpowiednikiem swego pierwowzoru. Nie zrezygnowano ani z jego przestępczej przeszłości, ani z bliskiego związku z córką. Właśnie ten drugi element może być dość interesujący z punktu widzenia całego MCU. Aktualne gwiazdy robią się coraz starsze i prędzej czy później Marvel będzie musiał dokonać wymiany trzonu Avengers, a Cassie, podobnie zresztą jak cała grupa Young Avengers, cieszy się dużą sympatią fanów. Kto wie, czy na ekranie nie zobaczymy pierwszych fundamentów przyszłości kinowego uniwersum Marvela.
Chociaż w filmie prawdopodobnie nie zobaczymy trzeciego Ant-Mana, to nie mógłbym nie poświęcić kilku zdań zdecydowanie najciekawszej inkarnacji tego bohatera. Eric był agentem S.H.I.E.L.D. niskiego szczebla, który kostium Ant-Mana zdobył zupełnym przypadkiem. W przeciwieństwie do typowych superbohaterów, nie wykorzystał go, by uczynić świat lepszym – co najwyżej własne życie. Używał zmniejszania, by podglądać kąpiące się superbohaterki, kradł, kłamał. Najprościej mówiąc – był wszystkim tym, czym nie powinien być superbohater. Jednocześnie jednak naprawdę chciał być taki jak Iron Man czy Kapitan Ameryka – i czasem udawało mu się uczynić coś szlachetnego, choć przez większość czasu przegrywał z własną naturą. Osobiście uważam, że O’Grady byłby znacznie ciekawszym kandydatem na głównego bohatera filmu niż Scott Lang. |
Ant-Man zadebiutuje na ekranach polskich kin 17 lipca. Naprawdę ciekawi mnie, co takiego Marvel zamierza w nim pokazać, że wybrał właśnie ten tytuł na zwieńczenie drugiej fazy. I dlaczego zdecydowano się akurat na przedstawienie losów Scotta Langa, mając do wyboru potencjalnie ciekawszych Pyma oraz O’Grady’ego? Czyżby czekało nas wywrócenie świata do góry nogami podobne do tego, jakie miało miejsce w Winter Soldier? A może będziemy świadkami pierwszych kroków w kierunku Young Avengers? Marvel nie schodzi poniżej pewnego poziomu, więc jednego można być pewnym – oni wiedzą, co robią.