Trzy lata na gameplay. - myrmekochoria - 8 września 2015

Trzy lata na gameplay.

Tak naprawdę miał się tutaj pojawić tekst o Titanfall, ale jakoś mi się nie udało. Jak ten czas szybko leci. Pamiętam jak wyglądało moje życie 3 lata temu i było zdecydowanie gorsze. Nawet nie trafiłem dokładnie w ten sam dzień, więc widzicie, jak się przykładam. Trochę głupio stawiać sobie laurkę za coś takiego. Poza tym blog fonetycznie brzmi, jak nazwa potwora mieszkającego pod kamiennym mostem, który porozumiewa się ze światem przy pomocy pierdów i na dodatek pobiera myto. Tak, ale o czym ja to miałem pisać… a rocznica, ale nie tylko, bo pod koniec tekstu będę miał obwieszczenie. Niecierpliwych od razu uprzedzam, że to nie żaden konkurs.

W sumie nie wiem co napisać.  Zagwarantować mogę jedynie, że teksty na tym blogu są dziwne. Nie dobre i nie złe, ale dziwne, bo świat jest ogólnie dziwny – jak się mu bliżej przyjrzycie. Nigdy się nie tłumaczyłem ze sposobu pisania o grach, więc może o tym przy okazji. Osobiście nigdy nie czytam recenzji ani nie oglądam zwiastunów czy wycinków prasowych. Wychodziłem z założenia, że każdy gracz z dłuższym „stażem grania” potrafi sam dojść do takich rzeczy. Poza tym, jaki jest sens czytania o czymś na co się czeka. Wole podejście a la biała karta w tym przypadku, dlatego też zawsze ostrzegam przed spoilerami i wolałbym, żeby te teksty były czytane po skończeniu danej pozycji. Teraz jak o tym myślę, to chyba jednak nie są to okrągłe trzy lata, bo nie piszę regularnie. Mam zawsze problem z wymyślaniem pomysłów na tekst. Zazwyczaj artykuły są pisane wokół jakiegoś problemu albo podług stylistyki czy konwencji, która jest obecna w grze. Czasem spina je jakaś klamra bądź wątłe nawiązanie. Oczywiście, to wszystko w ramach moich ograniczonych możliwości. Daleko mi do mistrza pióra, chociaż patrząc na poziom ogólnopolskiego dziennikarstwa (nie growego, bo to jestem całkiem dobre), to przynajmniej mogę powiedzieć o sobie, że potrafię spojrzeć na coś z kilku stron i ich nie faworyzować, ale to może dlatego, że nikt mi nie płaci za propagandę. Ogłoszenie płatne: Hej! Czy zawsze pałałeś nienawiścią do sąsiada i jego nawiedzonej posiadłości pokrytej akrylem z oczkiem wodnym wokół którego są ustawione sztuczne sarny? Czy ktoś ukradł słoiki z dolarami, które  trzymałeś pod progiem od dwudziestolecia międzywojennego? Czy córka znienawidzonego sąsiada lepiej wyglądała w komunijnej albie niż Twoje dzieci. Zadzwoń do nas! (Przebitka na prężnie rozwijającą się firmę, współczesne architektura, ludzie chodzą zabiegani i podają sobie wydruki z faksów). W naszym „Mrowisku” możemy obsmarować każdego za ustaloną cenę. Narodowość, kolor skóry, wyznanie, osiągnięcia, dotychczasowy splendor nie liczą się dla nas, bo nie mamy duszy ani kręgosłupa moralnego. Dzwoń już dziś! Koniec ogłoszenia płatnego.

Musicie mi wybaczyć, ale nie potrafię się skupić przez upały. W sumie, jak jesteśmy przy upałach. Z tego miejsca chciałbym życzyć powodzenia wszystkim ludziom walczącym o wodę z kanibalami za 20 lat. Liczymy na Was! Nie ma niczego nowego pod słońcem – jak mówi stare przysłowie. W czytaniu ogólnie lubię, to jak manifestuje się osobowość piszącej osoby (a nie to co mają do powiedzenia) tj. obrazy, powracające motywy, sposób opisywania świata, a zwłaszcza detale i małe drobnostki, które w większej mierze stanowią człowieka. Tak też starałem się pisać moje teksty. Teraz wypadałoby przejść do prezentacji wybranych tekstów, bo jak przeglądałem rocznicowe wpisy kilku autorów to tak to wyglądało. Chociaż o wiele lepiej/sprawiedliwiej/uczciwiej  by było, gdyby czytelnicy (czyli Wy) wybrali ulubione teksty z tego bloga. Nie mam za bardzo dostępu do statystyk i nie wiem, co lubicie czytać, a na odległą przyszłość taka wiedza może się przydać. Przeto jak Wam się chcę możecie zostawić listę trzech ulubionych wpisów albo coś w ten deseń. Może cofnijmy się do początku

Machinarium jest perfekcyjne. W 2009 roku gry indie jeszcze nie przebiły się do świadomości czy mainstreamu. Mamy przebłyski zwiastujące przyszłość: Braid, Limbo i kilka innych pozycji. Dzieło Amanita Design posiada duszę, co nieczęsto się zdarza. Przygody pociesznego robota w dziwnej metropolii są wspaniałe. Tła, drobne detale (żarzący się czubek lutownicy na wietrze), murszejące miasto, zdewastowana oranżeria i ścieżka dźwiękowa, która może pretendować do tytułu najlepszego soundtracka w historii gier. Dochodzi do tego jeszcze czeski literacki duch, unoszący się nad produkcją – optymizm wymieszany z akceptacją rzeczywistości. Wokół świata Machinarium też rodzą się pytania. Dlaczego w większej mierze sylwetki robotów są humanoidalne? Dlaczego czują, jak ludzie – (miłość, religia <kościół nawet można zobaczyć>, przestępczość). Czy wydarzył się jakiś kataklizm i przeżyły tylko nieorganiczne formy życia, które starają się naśladować (mechaniczny ptak, kot, pies) naturę? Roboty osierocone bez żadnego celu. Dla mnie Machinarium będzie zawsze opowieścią o delikatności.

Spec Ops: The Line pojawiło się w sumie znikąd i nikt chyba nie oczekiwał takiej jakości po kolejnej militarnej przygodzie na Bliskim Wschodzie. Produkcja Yager Development, to bardzo ponura i mroczna analiza wojny, ale także relacji pomiędzy graczem a naszym awatarem w świecie gry. To co napiszę, może wydawać się śmieszne, ale istnieje szansa, że w nieodległej przyszłości wojny będą toczone sprzed komputerów i „gracze” będą kontrolować roboty a la widma w Titanfall i wtedy czystki etniczne i przemoc nabierze znów nowego bezosobowego znaczenia. Jeżeli ktoś myśli, że to niemożliwe, to przypominam, że po niebie suną roboty, które zrzucają pociski (ogień z nieba) na niemalże średniowiecznych (mentalnie) ludzi a la mityczne zdolności bogów greckich, a na wielkich niszczycielach montuję się „działa Gaussa”. Jawne nawiązania do „Jądra Ciemności”, głęboki rys psychologiczny postaci,  podstępne i wręcz niewidzialne działanie zła na osoby w ekstremalnych sytuacjach i szaleństwo, które wkrada się umysł tak delikatnie, że nagle nie jesteśmy w stanie spojrzeć na sytuacje obiektywnie. Spec Ops: The Line, to wiele innych aspektów: krytyka imperium wojennego, kontrowersyjne rzucenie rękawic wszystkim seriom obrazującym konflikty, jako heroiczne przygody pełne splendoru i chwały, a nie tragedie jednostki uwięzionej w warunkach nie do zniesienia, które rozszczepiają jej osobowości i używają instynktu samozachowawczego do szerzenia zniszczenia i śmierci. Za kilkanaście lat, gdy ktoś będzie pisał historie wpływowych gier, to bardzo ciężko nie umieścić w niej zmagań Walkera i jego oddziału w zasypanym przez piasek Dubaju.

Obligatoryjnie musi się tutaj pojawić tekst o Valiant Hearts, bo jest całkiem obszerny i musiałem się do niego przyłożyć. Proces pisania nie należał do przyjemnych i raczej (choć mam pomysł na „Szarańcze ze Wschodu” o koczowniczych plemionach) nie zamierzam powtarzać takiej formy, bo to prawie jak praca, choć gdy wszystko zaczęło się układać w całość, to nawet odczułem trochę przyjemności i pisało się wyjątkowo lekko i łatwo. I Wojna Światowa (w mojej opinii) jest najbardziej szalonym wydarzeniem w historii tej planety. Nic nie przebije tego konfliktu w moich oczach: brak hełmów na początku (powtarzam to celowo po raz kolejny, żeby ludzie zrozumieli o jakim poziomie wiedzy militarnej w tej fazie konfliktu mówimy), alpejskie szarże na strome zbocza i śmiertelnie umocnione pozycje (12 bitew pod Isonzo), ostrzał artyleryjski, który nie może zostać zrozumiany przez ludzi. Hektary lasów zmienione w drzazgi w przeciągu zaledwie kilkunastu minut, pociski spadające tak intensywnie, że zanim drzewo upadło na podłoże, to zostało trafione kilka razy jeszcze w powietrzu. Marc Stephan porównał ostrzał pod Verdun do węża ogrodniczego z sitkiem a krople do pocisków, które zraszają teren metodycznie i nagle wracają do poprzedniego miejsca, aby zdezintegrować wszystko. Marc obserwował tego węża, gdy zbliżał się do jego pozycji i pożerał wszystko na swoje drodze pozostawiając krajobraz księżycowy. Po wojnie ten żołnierz powie: „Everything after the war was anticlimax”. Ta wypowiedź nabiera na sile, gdy będziecie wiedzieć, że ten mężczyzna założył rodzinę, walczył podczas II Wojny Światowej i dożył dziwów technologicznych i to nie spotkało jednostki – miliony ludzi brało w tym udział i miliony nie przeżyły. Ja nie wierzę w magię ani rytuały, ale ta wojna przywołała na świat demony, które zrodziły się (i żywiły się) z zaprzeczenia, traumy, cierpienia i śmierci: Adolf Hitler, Benito Mussolini, Hermann Göring, Friedrich Paulus i wielu, wielu innych. Ludzie krytykuje państwa zachodu za appeasement wobec III Rzeszy i bardzo dobrze, ale z drugiej strony większość ludzi nie zastanawia się nad psychologiczną głębią tego zjawiska. Spójrzcie przez co ci ludzie przeszli, jakie rzeczy widzieli w swoim życiu i jak to ich zmieniło na najbardziej fundamentalnym osobistym poziomie. Wielka Wojna była jak rozwydrzone dziecko, które wywróciło grę planszową cywilizacji do tej pory i powiedziało coś w stylu: „układajcie swoje śmieci jeszcze raz śmiertelnicy, bo Wielki Bóg Rozkładu domaga się ofiary”. Wszyscy wiemy, jak potoczyła się reszta XX wieku, a zaczęło się od Wielkiej Wojny. Pominąłem kilka naprawdę makabrycznych cytatów np.: o sprzątaniu po wojnie, gdzie oficer opowiada o ciałach zdezintegrowanych przez karabiny maszynowe (setki pocisków w ciałach), o bagnetach, które można wyciągnąć z żeber tylko wtedy, gdy strzeli się w gnijący korpus kilka razy. Jeżeli ktoś chce więcej, to odsyłam do bibliografii w tekście albo kupcie książkę Petera Harta „I Wojna Światowa – Historia militarna”

Do tego zestawu mogę dodać teksty o Saint’s Row 4, Rage (the Force is strong in this one), Max Payne 3, Silent Hill 2 i artykuły z serii Oda do… . Z tych mniej znanych – o Akademii, która zdecydowanie przypomina Laputę Swifta i spór o to czy nauka faktycznie poprawia jakość życia. Bardzo lubię pisać przekrojowe teksty związane z historią, ale raczej nie trafiają one do szerszego grona (Pogromcy Bakterii, Plagi, paranoja, szaleństwo i farmakologia w służbie gier wideo czy tekst o Wolfenstein: New Order). Może już wystarczy, bo robi mi się niedobrze. Wstydzę się, że nie napisałem niczego o Heroes III i Borderlands. Adekwatną karą za to świętokradztwo byłby tłum rozwścieczonych mieszczan z pochodniami, goniący mnie po rynku małego średniowiecznego miasteczka, ale miejmy nadzieje, że to się nie wydarzy.

Pośmialiśmy się, powspominaliśmy stare czasy, ale to również dobry moment, żeby się pożegnać (choć to zbyt duże słowo).  Nie mam za bardzo czasu na pisanie, a ów czas wolny mogę przeznaczyć na coś o wiele przyjemniejszego – granie, czytanie Stendhala, mongolski balet itd. . Trzy lata to całkiem długi okres czasu i wiele potrafi się zmienić. Nigdy nie obchodziła mnie sława i splendor, bo nie jestem ego maniakiem, choć to okazałoby się dopiero po dojściu do władzy absolutnej w Korei Północnej. Nigdy nie udało mi się napisać tekstu (chyba że dokładnie nie przejrzałem wszystkich postów), który okazałby się „bombą viralową”, co pokazuje, że sposób w jaki piszę jest nieprzystępny i nieopłacalny. Złocisze, cóż to zupełnie inna bajka.  Nie jestem Sknerusem McKwaczem, ale pieniądze dają wolność w obecnej sytuacji ekonomiczno – społecznej, a kto nie lubi być wolnym (szybkim? – haha!). „Fajnie” byłoby zarabiać solidnie na pisaniu, ale ogólnie to jest Polska, niewielu ludzi czyta, w społeczeństwie mamy jakiś dziwny, „beztwarzowy” ruch antyintelektualny poparty religijnym ferworem a publicystyka internetowa w kraju nad Wisłą wciąż raczkuje. Niedawno otrzymałem pierwszego maila, w którym zaproszono mnie do współpracy z pewnym serwisem, co jest bardzo schlebiające, ale jestem już zdecydowanie za stary, żeby pisać rzeczy za darmo. Teksty będą się tu pojawiać okazjonalnie, ale to może być za kilka tygodni, miesiąc, rok albo nigdy. Chyba wezmę się za filmy i seriale, bo to popularny temat w dzisiejszych czasach i trzeba przyznać, że w przemyśle rozrywkowym pracuje multum utalentowanych osób. Przeto dziękuję wszystkim czytelnikom za opinie, komentarze, pomyje i komplementy. Czas, który straciliście na czytanie tych tekstów postaram się wymienić w zaświatach na życie wieczne. Żegnam się wulkańskim pozdrowieniem: „May you live long and prosper”

myrmekochoria
8 września 2015 - 16:00