Miejskie legendy o grach komputerowych – część II - Czarny Wilk - 15 maja 2016

Miejskie legendy o grach komputerowych – część II

Miejskie legendy, współczesne odpowiedniki dawnych mitów, od lat towarzyszą ludzkości. Ci, którzy lubią się bać, z zainteresowaniem poszukują ponurych opowieści, które następnie sami przekazują dalej. W miarę przekazywania z ust do ust historie te ulegają zmianie, szczegóły się zacierają, zastępują je inne detale. W końcu ciężko jest ustalić, na ile dana opowieść jest prawdziwa, na ile zaś zmyślona. Nie brakuje jednak badaczy, którzy poświęcają czas na sprawdzanie miejskich mitów, czasem osiągając sukcesy i udowadniając, że przerażające podania, jakim mało kto dawał wiary, rzeczywiście miały miejsce. Również w branży gier komputerowych nie brakuje tajemnic, jednych bardzo mrocznych, innych fascynujących. Jedne prawdopodobnie zmyślone, inne potwierdzone przez badaczy jako stuprocentowo prawdziwe. W cyklu artykułów chciałbym przedstawić Wam najciekawsze z nich. W większości przypadków bez dociekania, ile w nich prawdy, ile zaś fałszu – pozostawiając decyzję o tym, czy w nie uwierzyć, każdemu czytelnikowi z osobna.

 

List z zaświatów

Popularna seria Twisted Metal towarzyszy konsolom Sony od niemal początku ich istnienia. W 2001 roku ukazała się pierwsza odsłona cyklu na PlayStation 2 zatytułowana Twisted Metal Black.  Tytuł odniósł spory sukces i podjęto decyzje o stworzeniu jego kontynuacji. Projekt o roboczej nazwie Twisted Metal Black – Harbor City miał wynieść arenowe walki śmiercionośnych samochodów na zupełnie nowy poziom, oferując łączące poszczególne plansze autostrady dające poczucie podróżowania przez jeden, kompletny świat, zamiast kilku niezwiązanych ze sobą map. Na dodatek gra, niemalże jak GTA3, miała umożliwiać wysiadanie z aut i pranie się z przeciwnikami pięściami. Do premiery rewolucyjnej części sagi jednak nie doszło. W 2005 roku, dwa lata po rozpoczęciu prac nad Harbour City, sześciu kluczowych członków studia deweloperskiego zginęło w katastrofie lotniczej. Po tej tragedii Sony postanowiło skasować tytuł.

I byłby to koniec historii drugiej wizyty serii na PlayStation 2, gdyby nie list, który dotarł do kwatery głównej Sony w marcu 2007 roku:

Jesteśmy rozczarowani Waszą decyzją

By nie pokazać światu ostatniej

Z naszych prac

...Błagamy Was...

Pokażcie im, co zrobiliśmy...

Pokażcie ostatnią z naszych ziemskich prac

...Jeśli wątpicie w nasze istnienie, zajrzyjcie

W głąb mrocznej przeszłości, gdzie znajdziecie

Dowód tego, że jesteśmy tymi, za których się podajemy

W przeszłości bowiem odnajdziecie dowód

Tego, że wiemy, co przyniesie przyszłość...

List podpisany został przez sześciu zmarłych w katastrofie lotniczej byłych pracowników japońskiej korporacji.

Poważnie wystraszeni pracownicy Sony zebrali cztery ukończone poziomy Harbour City i dołączyli je do wydanej na PlayStation 2 konwersji Twisted Metal: Head On. Najbardziej zagorzali fani, którzy poświęcili czas na odkrycie wszystkich sekretów gry, oprócz możliwości zagrania w fragment porzuconego projektu, otrzymywali także okazję ujrzenia kopii tajemniczego listu...

 

Ben utonął

 4chan to największe na świecie anonimowe forum graficzne, którego popularności dorównuje jedynie niesława. To właśnie tam, w miejscu przez wielu określanym jako czarną dziurą Internetu, kolebce najgorszego, co użytkownicy sieci mają do zaoferowania, siódmego września 2010 roku młody student podpisujący się nickiem Jadusable opublikował post, w którym opowiadał o swoich zmaganiach z bardzo dziwną wersją gry The Legend of Zelda: Majora’s Mask na konsole Nintendo 64. Bardzo długi post dokładnie opisywał, jak to przeszukując okoliczne wyprzedaże garażowe natrafił na niesympatycznego dziadka, który akurat posiadał poszukiwaną przez niego grę.  Kartridż z produkcją wyglądał niezbyt imponująco – miał standardowy szary kolor i pozbawiony był jakiegokolwiek nadruku. Zamiast tego znajdował się na nim zrobiony markerem napis „Majora”. Autor posta nie przejął się tym i spytał o cenę. W odpowiedzi starzec dziwnym tonem powiedział, że może wziąć grę za darmo, że należała do chłopaka w podobnym wieku, który już tu nie mieszka. Ucieszony Jadusable podziękował i ruszył w drogę powrotną, słysząc jeszcze za sobą pożegnalne „Goodbye then”.

W drodze powrotnej te pożegnanie nie dawało mu spokoju. Wydawało mu się, że się przesłyszał i że w rzeczywistości dziadek powiedział coś innego. Przypuszczenie zamieniło się w pewność, gdy w swoim pokoju w akademiku odpalił otrzymaną grę. Znajdował się na niej zapis gry poprzedniego właściciela nazwany „BEN”. Jadusable szybko zrozumiał, że starzec nie mówił „Goodbye then” (czyli „Żegnaj więc”), a „Goodbye Ben” („Żegnaj Ben”). Zrobiło mu się go żal – ewidentna demencja sprawiła, że pomylił go najpewniej ze swoim wnukiem. Nie przejmując się tym, stworzył obok już istniejącego zapisu nowy, który tradycyjnie nazwał „Link”.

Biorąc pod uwagę wygląd kartridża sugerujący pirackie korzenie albo nawet jakąś deweloperską wersję beta, gra działała solidnie, od edycji sklepowej różniły ją tylko sporadyczne artefakty graficzne. Tylko jedna rzecz co jakiś czas sprawiała, że Jadusable czuł się nieswojo. Postacie niezależne czasem zwracały się do jego postaci per Link, czasem jednak zamiast tego używały najwidoczniej zaczerpniętego z drugiego save’a imienia Ben. Młody gracz po jakimś czasie miał tego dość i zdecydował usunąć cudzy zapis rozgrywki. Pierwotnie chciał go zostawić z szacunku do poprzedniego właściciela gry, ale zachowanie NPCów wywoływało w nim zbyt często dreszcze. Jego działanie z jednej strony pomogło, z drugiej nie. Postacie niezależne przestały używać imienia „Ben”. Przestały w ogóle się do niego zwracać jakimkolwiek imieniem. Sfrustrowany Jadusable odłożył grę i zajął się innymi sprawami.

Wrócił do niej w nocy. Bardzo szybko przekonał się, że z grą zdecydowanie jest coś nie tak. W niejasnych okolicznościach sterowany przez gracza bohater przeniósł się na arenę, na której normalnie toczy walkę z finałowym przeciwnikiem. Arena była pusta... nie licząc postaci Skull Kida lewitującej nieopodal i stale podążającej za graczem. Mocno zaniepokojony Jadusable pobiegał chwilę po arenie i gdy już miał zresetować konsolę, niespodziewanie pojawił się wzięty z innego fragmentu gry komunikat, po przetłumaczeniu brzmiący „Nie jesteś pewien dlaczego, ale najwidoczniej masz wątpliwości...”. Usiłujący zachować spokój i przekonujący samego siebie, że gra wcale nie próbuje się z nim komunikować, młody student biegał przez kolejne kilkanaście sekund po arenie, by sprawdzić, czy nie uda mu się wywołać kolejnego komunikatu. Nie pomylił się – na ekranie wyskoczyło zapytanie „Wyruszasz do leża świątynnego bossa?” i możliwością wybrania odpowiedzi. Tyle, że możliwość była tylko pozorna – jak się okazało, jedyną działającą opcją było potwierdzenie. Ekran wypełniła biel i napis „Świt nowego dnia”. Chwilę potem protagonista gry został przeniesiony do miejsca, które wywołało w Jadusable przerażenie, jakiego ten nie odczuwał jeszcze nigdy w życiu.

Jak opisał swe wrażenia, ogarnęła go niewyobrażalna depresja, tak silna i przejmująca, że nawet nie zdawał sobie sprawy, że tak potężne wrażenie może istnieć. Pojawił się w dziwnej wersji lokacji zwanej Clock Town, tyle że z muzyką w tle grającą od tyłu i całkowicie opustoszałej z wszelkich postaci niezależnych. Zamiast nich wydawało mu się, że w pobliżu jest coś innego, coś, co go obserwuje. I nie bał się o swoją postać w grze – odczuwał autentyczny strach o swoje własne życie. Muzyka stawała się coraz głośniejsza, sprawiając wrażenie, jakby coś miało się zaraz stać. Ale do niczego nie dochodziło, a zapętlony dźwięk miał coraz większy wpływ na stan mentalny gracza.

Jadusable zwiedzał tajemniczą lokację, odkrywając kolejne zepsute fragmenty miasteczka. Co jakiś czas wydawało mu się, że w tle słyszy głos jednej z postaci niezależnych, ale miejsce pozostawało wymarłe. Zamiast tego trafiał na brakujące tekstury, sekcje, w których poruszał się w powietrzu. Otoczenie wydawało się zepsute... nienaprawialnie zepsute. Student, który jedynie chciał powspominać grę swego dzieciństwa, jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak samotnie jak podczas zwiedzania wymarłego Clock Town. Był o krok od łez. Rozpaczliwie próbował wydostać się z tej lokacji, ale gra nie pozwalała mu na to, zawsze przenosząc go do punktu startu. Jadusable nie wiedział, co ma robić, ale wiedział, że nie chce wchodzić do żadnego budynku. Czuł, że byłby tam zbyt odsłonięty przed tym, co go tak przerażało.

Próbując różnych metod na wydostanie się z przerażającej pułapki, postanowił spróbować utopić Linka w pobliskim stawie. Wtedy coś się stało. Protagonista złapał się za głowę, a ekran na krótką chwilę ukazał postać Happy Mask Salesmana uśmiechającego się do niego. Nie do sterowanej przez niego postaci. Bezpośrednio do młodzieńca. Chwilę potem akcja wróciła do Clock Town. Naprzeciw Linka stała statua z jego podobizną. Jadusable krzyknął na widok jej niepokojącego spojrzenia i natychmiast zawrócił sterowaną przez siebie postać, próbując uciec. Statua podążała jednak za nim.

W tym momencie student był bliski wpadnięcia w histerię, ale ani przez moment nie pomyślał o wyłączeniu konsoli. Uciekał przed statuą, podczas gdy Link wykonywał dziwne, spazmatyczne gesty, jakich w normalnej wersji gry nigdy nie używał. Co jakiś czas ekran błyskał, ukazując uśmiechniętego Happy Mask Salesmana, by chwilę po tym wrócić do przerażającej statuy. W końcu, zapędzony w ślepy zaułek, spróbował zaatakować ścigającą go rzeźbę. Bezskutecznie. Nie wiedząc, co zrobić, oczekiwał najgorszego. Nagle ekran raz jeszcze błysnął, ukazując Happy Mask Salesmana. Link obrócił się w kierunku ekranu i zaczął patrzeć na Jadusable, z równie niepokojącą miną, co odwzorowująca go rzeźba. Panikujący gracz rzucił się do ucieczki, lecz tym razem statua ścigała go znacznie bardziej agresywnie. W trakcie pogoni gra przenosiła go do różnych lokacji, w których nadal pozostawał ścigany. W końcu ekran zrobił się czarny, raz jeszcze ukazując napis „Świt nowego dnia”.

Tym razem Link został przeniesiony na szczyt wieży zegarowej. Ponownie towarzyszył mu lewitujący Skull Kid. Jadusable postanowił spróbować strzelić w niego z łuku, ze zdziwieniem odkrywając, że to działa – niepokojąca postać odsunęła się do tyłu po ataku. Powtórzył próbę dwa razy, aż gra wyświetliła komunikat „Źle przez to skończysz, ha ha”. Wtedy link został uniesiony w powietrze i momentalnie zginął, zabity przez pojawiające się znikąd płomienie. Pojawił się czarny ekran, chwilę później zaś scenka się powtórzyła i Link znowu stał na wieży w towarzystwie Skull Kida. Tym razem Jadusable spróbował zaatakować go mieczem. Skończył tak samo. Za trzecim razem użył Ocariny, ale spotkał go ten sam los. Gdy czarny ekran symbolizujący śmierć miał  raz jeszcze zacząć znikać, tym razem konsola zaczęła wydawać głośny dźwięk, jakby przetwarzała olbrzymie ilości danych. Pojawiła się ta sama scena, tylko że tym razem Link leżał na ziemi, w pozycji której nie było w zwykłej wersji gry. Jego głowa zwróciła się w kierunku kamery, zaraz za nim widać było natomiast Skull Kida. Oszołomiony gracz nawet nie próbował wciskać jakichkolwiek przycisków, jedynie tępo wpatrywał się w ekran. Po jakiejś połowie minuty pojawił się napis „Spotkał cię straszliwy los, prawda?”. Gra wróciła do menu głównego.

Jadusable otworzył listę zapisanych stanów gry, by odkryć, że nie ma tam już jego gry. Zastąpił ją zupełnie inny save, zatytułowany „Twoja kolej”. Po wybraniu go student raz jeszcze ujrzał martwego Linka z Skull Kidem lewitującym za jego plecami. Szybko wcisnął przycisk resetu konsoli, by zobaczyć, że lista stanów gry znowu się zmieniła. Obok „Twojej kolei” pojawił się „Ben”. Dokładnie ten sam, który był na kartridżu od samego początku i który Jadusable usunął.

W tym momencie chłopak wyłączył grę. Ciągle wracając do chwil przerażenia, jakie odczuwał, nie przespał całej nocy. Następnego dnia razem z kolegą wybrał się do starca, od którego uzyskał grę, zamiast niego znalazł jednak dom z napisem „na sprzedaż”. Wrócił do pokoju, zapisując dokładnie wszystko, co spotkało go w trakcie gry z zamiarem opublikowania tego w sieci. Wiedział, że z grą jest coś nie tak, i zamierzał odkryć, co. Czuł też, że „Ben” jest istotną częścią zagadki i gdyby odnalazł starca, uzyskałby przynajmniej część odpowiedzi. Postanowił też nagrywać swoje kolejne zmagania i publikować je w sieci razem z kolejnymi opisami tego, co się działo.

Tak rozpoczęła się jego kilkudniowa, nierówna batalia, którą etapami publikował w sieci, razem z filmikami prezentującymi nawiedzoną grę. Batalia, która ukazała prawdziwy los „Bena” i nie skończyła się dobrze dla Jadusable. Ani dla jego następców, do dziś próbujących odkryć tajemnicę kartridżu z napisanym markerem słowem „Majora”.

Czarny Wilk
15 maja 2016 - 16:08