Był kiedyś taki czas, gdy na X360 oprócz kolejnych odsłon Halo, Gears of War i Forzy Motorsport pojawiały się też mniejsze produkcje. Do dziś ciepło wspominam chwile, gdy gracze zażarcie dyskutowali o takich produkcjach jak Castle Crashers, Fez, Dust: An Elysian Tail, Shadow Complex i Braid. Jedną z takich gier było także Limbo.
Przyznam się bez bicia, że ukończyłem w swoim życiu kilka zacnych platformerów. Jednak ta ostatnia produkcja była chyba pierwszą od czasu Crash Bandicoota 3, w której animacje śmierci głównego bohatera wryły mi się w pamięć. Każda śmierć Crasha sprawiała, że graczom pojawiał się uśmiech na twarzy. Natomiast w Limbo te wszystkie makabryczne pajęcze mordy, upadki z dużej wysokości, kończące się natychmiastową śmiercią, śmiertelne porażenia prądem lub odpiłowywanie głowy protagoniście szukającemu siostry były niczym wyjęte wprost z najstraszniejszych koszmarów. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak posępną atmosferą w gatunku słynącym raczej z ciepłych, kolorowych gier.
Jeżeli na okładce mangi widnieje nazwisko Jirō Taniguchi wiadomo już, że można spodziewać się naprawdę solidnego dzieła. Nie inaczej jest w przypadku Ratownika, powieści graficznej, która w umiejętny sposób łączy elementy dramatu i mrocznego kryminału.
kalendarz wiadomości | |||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
zobacz więcej