Gdzie oni się podziali - symulacja "żywego" miasta w Thief
Badland – gra, w którą powinieneś zagrać na swoim smartfonie/tablecie
Dostosowywanie pory roku do realiów gry
Wrażenia z bety Survarium – darmowego postapokaliptycznego FPSa
Assassin's Creed IV: Black Flag byłby lepszą grą, gdyby nie był Assassin's Creedem
Zanim zacznę grać...
Premiera pełnoprawnie siódmej odsłony Tekkena wisi w powietrzu i choć konkretnej daty nie znamy, najprawdopodobniej już w przyszłym roku przyjdzie nam stoczyć brutalne pojedynki znanymi i lubianymi fighterami. Czy to powrót? Teoretycznie wydaje się, że tak. W praktyce jednak jakość nowego, multiplatformowego Tekkena w żadnym stopniu nie może równać się z progresem jaki zanotował odświeżony Mortal Kombat. A że obie marki szykują przyszłoroczną premierę swojej kolejnej odsłony, konfrontacja ta może być do prawdy ciekawa.
Annabelle to horror będący jednocześnie spin-offem i prequelem zeszłorocznej Obecności. To typowy przedstawiciel gatunku z średniej pułki, bazujący ponadto na wyeksploatowanym już nieco motywie. Niewiele tu prawdziwej grozy, mało napięcia i momentami chce się ziewnąć, a mimo to zajmuje czołówkę najchętniej oglądanych ostatnio filmów w Ameryce, przewyższając chociażby „Bez litości” z Denzelem Washingtonem.
W momencie, gdy wszyscy z wypiekami na twarzy i myślami pogrążonymi intrygą, czekają na Hotline Miami 2, ja przeżywam swoją dziewiczą, psychiczną przygodę z częścią pierwszą. I choć zewnętrznie ten tytuł nawet mimo swojej unikalnej stylistyki – nie zachęca, to bez wątpienia wysoka średnia ocen i pochlebne opinie sprawiają, że szanujący się gracz musi to sprawdzić. Sprawdzanie to potrafi trwać jednak bardzo długo, bo już po kilku minutach jesteśmy wciągani w wir specyficznego świata i wręcz hipnotyzowani klimatem.
Tolkienowskie uniwersum żyje i ma się dobrze. Dowodzi tego nowa produkcja studia Monolith, która w ocenach wielu graczy jest najlepszym, co mogło spotkać growy świat Śródziemia. Oceny i wrażenia zaskoczyły mnie do takiego stopnia, że zmuszony byłem sprawdzić Middle-Earth: Shadow of Mordor na własnej myszce i klawiaturze. Patrząc na tę produkcję z zewnątrz, ma się wrażenie, że można ją brać z zamkniętymi oczami, ale jednak złe podejście i inne oczekiwania względem charakteru produkcji, mogą słono rozczarować.
Nie ulega wątpliwości, że tegoroczna odsłona Far Cry nie może pochwalić się tak ogromnym hajpem wśród graczy, jak w przypadku „trójki”. Tajemnicza, tropikalna wyspa i intrygujący bohaterowie byli tym, czego wierni i mniej wierni fani oczekiwali najbardziej. Okazuje się jednak, że nie był to szczyt możliwości, bowiem bogactwo środowiska naturalnego rejonu Kyrat jest jeszcze bardziej imponujące, a sama struktura gry bardziej otwarta niż kiedykolwiek. No I specyficzny klimat z elementami szalonymi, niesamowitymi i surrealistycznymi, który Ubisoft sobie upodobał i przez najbliższy czas będzie implementował w kolejne Far Cry’e.
Co rusz w sieci pojawiają się kolejne newsy, których treść wyłącznie podkreśla potęgę nadchodzącego Wiedźmina 3. Nie jesteśmy zasypywani byle drobnostkami. Redzi co jakiś czas podrzucają konkretny materiał zdradzający szczegóły pewnego elementu ich produkcji. Wszystko to utwierdza w przekonaniu, że nie tylko będzie to najlepsza produkcja growa spod polskich rąk, ale i jedna z czołowych gier w historii branży. Problem w tym, że idealnych gier zwyczajnie nie ma i nie jestem pewien co podważy tą tezę w przypadku produkcji CD Projekt RED.
Lords of the Fallen śmiało można nazywać polską, łagodniejszą odpowiedzią na Dark Souls. Produkcja polskiego Ci Games zapowiada się obiecująco, a jej premiera już za pasem. Tytuł ten, jak i poprzednia popularna marka tego producenta, ma bardzo dużą szansę dobrze wgryźć się na rynek, ale czy będzie to równie nieadekwatny sukces, co w przypadku Snipera? Być może i nie, bo wszelkie materiały wskazują na dzieło wysokiej jakości. Ja jednak dopatrzyłem się w świeżo-opublikowanym gameplay’u fragmentów, które nie pozwalają mi stawiać LotF w pozytywnym świetle.
Zawsze wychodziłem z tezy, jakoby każda platforma growa miała swój własny gatunek gry. Kiedyś to wrażenie było znacznie większe i bijatyki oraz większość ścigałek przypisywałem konsolom, z kolei PCty stanowiły dla mnie miejsce poświęcone FPSom i RPGom. Gdzieś na drugim planie, pomiędzy tymi dwoma platformami były produkcje mniejsze. Bynajmniej tak przeze mnie traktowane. Chodzi o platformówki - logiczne zręcznościówki, przygodówki i wszelkie tytuły oferujące rozgrywkę z perspektywy 2D. Wydaje się, że teraz tego typu produkcje znalazły swoje stałe miejsce na całkiem świeżych platformach growych.
Zeszły weekend bez dwóch zdań zdominowało Grand Theft Auto V. Twórcy podzielili się z nami najistotniejszymi informacjami dotyczącymi premiery, nową, current-genową zawartością, porcją screenów, a nawet materiałem wideo. Podsumowując wszystkie nowiny, można śmiało stwierdzić, że stosunek Rockstar Games do użytkowników PC stacza się po równi pochyłej, a same działania firmy są bezprecedensowe i bardziej irytujące niż kiedykolwiek.
Chciałoby się powiedzieć więcej. Jest świetnie nawet mimo faktu, iż wraz z kolejną odsłoną marka nie wzbogaciła się o nowe, konkretne zmiany, a raczej drobne kalibracje i zabiegi kosmetyczne. Nie zmienia to jednak faktu, iż tym razem użytkownicy komputerów stacjonarnych mogą czuć się traktowani równie poważnie co konsolowcy, dostając produkt tej samej jakości.