BMW M3 GTR pędzące z zawrotną prędkością, lakierowane w specyficzne granatowe wzory. Podjazd na rampę, skok, gdzieś obok w zwolnionym tempie wybuch. Zza drzew wyłania się uzbrojony śmigłowiec, a nas już dogania policja wyposażona nie tylko w najnowsze nowinki techniczne, ale przede wszystkim w piekielnie szybkie i wytrzymałe auta. Za chwilę zwolnienie akcji w matriksowym stylu i wjazd do kryjówki w ostatniej chwili. W to się grało! Pełen akcji i napięcia film sensacyjny przeniesiono do gry samochodowej. A wszystko to oblane sosem znanym z "Szybkich i Wściekłych". Dlaczego Most Wanted z 2005 roku był jednym z najlepszych przedstawicieli serii? I ile przez te osiem lat się zmieniło? Oj, sporo...
Nigdy nie wymagałem od gier Bóg-wie-jakiego fotorealizmu, czy przesadnego naśladowania rzeczywistości. Oczywiście wiele zależy od gatunku, tak więc po nowej, torowej ścigałce oczekiwał będę dokładnego odwzorowania, tak graficznego, jak i odpowiedniego zachowania na nawierzchni, ale już w RPG Bethesdy chciałbym zobaczyć coś, czemu daleko będzie do widoku za naszymi oknami. I nie chodzi tu bynajmniej o konkretne elementy (w końcu nikt nie oczekuje samochodów w grze fantasy), ale styl – nietuzinkowy, wyjątkowy, po prostu cieszący oko.
Kiedy większość z nas chłonie najnowsze (albo starsze nieco) hity, tudzież mocno rozpoznawalne marki, niektórzy sięgają po gry będące niejako w cieniu tych „najlepszych”. Tytuły nieco już zapomniane, albo celujące w inne schematy, niż to się przyjęło na rynku, często więc słabo się sprzedające. W serii tej chciałbym wam możliwie krótko i sensownie przybliżyć najbardziej interesujące moim zdaniem gry, z którymi warto się zapoznać w wolnej chwili, nawet, jeśli na horyzoncie już czekają nowe blockbustery. A dziś - jedna z najlepszych gier akcji 2009 roku – Dark Sector. Czy niesłusznie o nim zapomniano? Przekonajmy się.
Gry samochodowe zawsze były dla mnie rodzajem odskoczni od przeładowanego shooterami rynku gamingowego. W pewnym sensie nigdy nie brałem samochodówek na serio, bo co to za gra bez kierownicy? Pamiętając jednak moje początki z tym gatunkiem poważnie stwierdzam, że najlepsze jego lata chyba minęły. GRID 2 zapowiada się trochę nieciekawie (jego poprzednik to był istny szok), ostatni Need for Speed znów nie podołał oczekiwaniom, a porządnych, multiplatformowych samochodówek jakby ubywa. Wróćmy jednak do pięknych czasów Most Wanteda (i nie tylko) i przypomnijmy sobie, jak powinno robić się rasowe ścigałki... z fabułą. A sztuka to tyleż trudna, co prawie nieosiągalna.
Dziś krótko i bardziej sugestywnie. A dzień dzisiejszy obfituje w wiele wyrafinowanych ofert, bowiem mamy właśnie tzw. "Czarny Piątek" (ang. Black Friday), amerykańskie "święto", podczas którego sklepy atakują obniżkami cen nawet do 90%, a klienci atakują... czy raczej szturmują sklepy - także internetowe. Wiele razy kusiłem się na tę czy inną promocję, wiele razy obiecywałem sobie "to już ten ostatni raz", a jednak ulegałem, bo jeszcze do niedawna mogliśmy o takich cenach pomarzyć. Mimo to ostatnio działam mądrzej, dzięki czemu nie mam na sumieniu zmarnowanych pieniędzy. Chcecie zatem dobrą wymówkę dla własnego "ja", by rzeczywiście zaoszczędzić?
Fajnie jest czasem poczuć w grze prawdziwą moc destrukcji. Nie wiem jak Was, ale mnie nudzi po jakimś czasie bycie niezwyciężonym półbogiem, dlatego jeśli już mam wcielać się w kogoś / coś naprawdę mocnego, niech to będzie jatka krótka, intensywna i pełna napięcia, a jednocześnie dająca niesamowitą satysfakcję. Takie są właśnie fragmenty gier z... mechami w roli głównej. Nie zawsze udane, ale często pozwalające siać zniszczenie totalne. Choćby przez parę minut!
Arkane Studios nie jest ani bardzo znanym studiem, ani nie wydało gry, która na stałe wpisała się w elektroniczną rozrywkę – chociaż przypuszczalnie Dishonored jest blisko. Jednak mimo to, dwa ich tytuły (spośród całych trzech na przestrzeni kilkunastoletniej historii firmy) miały w sobie "to coś" – jedna z nich to całkiem świeże jeszcze (i znakomite, choć nie wolne od wad) Dishonored właśnie, druga zaś, to RPG akcji w perspektywie FPP: Dark Messiah of Might & Magic. To gra z gatunku tych, które są naprawdę udane, jednak „na raz”.
Czy warto sobie zawracać głowę, marnować czas czy pieniądze na przeciętne gry? Takie pytanie zadaje sobie zapewne wielu z Was. I jak również. Zanim jednak napiszę jaką grą jest Remember Me, muszę stwierdzić, że coś mnie w niej zaintrygowało. Na pierwszy rzut oka wyróżniała się z masy innych gier akcji, jakimi przesycony jest rynek. Ale jak wiemy, charakterystyczne elementy wybijające się z tłumu wcale nie czynią jej od razu grą ponadprzeciętną – tak było z zapomnianym Inversion czy Red Faction: Guerilla. Jak zatem poradził sobie Francuzi ze studia DONTNOD ze swoją pierwszą produkcją?
Hype jest taką specyficzną reakcją ludzi, którzy nie mogą wręcz doczekać się od dawna zapowiedzianego tytułu. Nie dość, że nieświadomie nakręcamy sami siebie, to jeszcze wydawcy ów fakt wykorzystują, karmiąc nas marketingową papką. Kolejno dostajemy więc: zapowiedzi teaserów, teasery, trailery, pamiętniki developera w ilości sztuk kilkudziesięciu, screeny, społecznościowe pseudo-gry, gry promujące swoje duże odpowiedniki na smartfony i tablety, gadżety promocyjne, konkursy i… najstarsi górale nie wiedzą, co jeszcze. Nader często mam tego zwyczajnie dość i zamykam drzwi z napisem „hype”, są jednak sytuacje – rzadko na szczęście - w których i ja (niestety) ulegam. Czy mimo wszystko jest się czym ekscytować i czy nie psuje nam to wrażeń z późniejszej rozgrywki?
Jakże miło jest wrócić do tytułu sprzed lat, często jednak te powroty kończą się boleśnie. Raz, że grafika już nie tak piękna i piksele w oczy rażą, dwa, że mechanizmy rozgrywki zdają się być jakieś takie archaiczne, sztywne, ociężałe. Czasami twórcom albo fanom udaje się odmłodzić grę różnymi metodami (remaki, tekstury HD, mody np. Black Mesa Source), innym razem stosując nietypowe sztuczki (jak chociażby cellshading) przedłużają życie gry o ładnych parę lat. To wszystko jednak nic przy Half-Life 2: dzięki zastojowi w branży gra wciąż wygląda nieźle i bynajmniej nie odstrasza. Mimo tego, że już za rok obchodzić będzie swoje dziesiąte urodziny, mało która gra mogłaby się pochwalić tak długim żywotem w dobrej formie. Zapraszam po sentymentalną podróż w świat Gordona Freemana, a dla tych, którzy mimo wszystko woleliby coś bardzo świeżego i bogatego w szczegóły – CinematicMod w wersji 12, który choć odmienia grę nie do poznania, może się podobać.
Chociaż ostatnie kilka lat było swoistym przestojem w branży, od długiego czasu spekuluje się o nextgenach i przyszłości gamingu jako takiego, to od niedawna zaskakiwani jesteśmy coraz to ciekawszymi informacjami z branży. Najpierw zasyp gier z Kickstartera (sporo porządnie zapowiadających się tytułów ujrzy światło dzienne, a wymagane kwoty zebrało piorunem) , teraz zasyp konsol. Co to znaczy dla przeciętnego gracza, kto na tym zyska, a kto może stracić? Szykuje się powtórka z historii, kiedy w 1983 roku nastąpił gamingowy krach?
W serii pod okiem T-Rexa przyglądam się największym growym sagom, które mocno wpłynęły na branżę. Przed Wami kolejna część cyklu, w której znajdziecie nie tylko podsumowanie ostatniej części trylogii Mass Effect. Czy cele Żniwiarzy były słuszne z neutralnego punktu widzenia? Motyw ciemnej energii został ukatrupiony, podobnie jak znana chyba wszystkim „teoria indoktrynacji”. O tym i wielu innych aspektach wspomnę już za chwilę. I tradycyjnie – wszelkie spoilery są oznaczone.
W serii "Okiem T-Rexa" przypominamy sobie najbardziej kultowe i wyjątkowe growe serie. W piętnastolecie wielkiego w skali światowej debiutu amerykańskiego developera Valve chciałbym raz jeszcze powrócić do emocjonujących czasów spod znaku Lambdy. Mocno nietypowy FPS z doktorem fizyki w roli głównej, zombie, komandosi, łom w dłoń i sporo wybuchów. Takie rzeczy tylko w Half-Life!
Ostatnio zdałem sobie sprawę, że czytam o wiele za mało książek, chociaż biorąc pod uwagę średnią krajową i tak nie jest źle. Przy tej okazji wpadł mi do głowy temat książek na podstawie gier. W końcu nie od dziś wiadomo, że wszystkie te gadżety, komiksy i tony dodatków powstały w pierwszej kolejności z myślą o zarobku. Czy w ogóle warto zawracać sobie tym głowę? Niestety, w zalewie przeciętnej jakości towaru ciężko znaleźć coś naprawdę dobrego, a na ogół i tak to lektura przeznaczona tylko dla fanów.
Przygody słynnej pani archeolog to była jedna z kilku pierwszych gier jakie miałem zainstalowane na PC. Wersja demonstracyjna bardzo mnie zaciekawiła, ale szybko zrozumiałem, że to gra nie dla mnie, tym bardziej, że za młodu niezbyt sobie w grach radziłem. Kolejne części serii wychodziły jak grzyby po deszczu i chociaż nigdy nie ukończyłem ani jednej z nich, to bardzo tą serię szanuję. Za wkład w branżę i rozgłos, jaki swego czasu dokonała Lara Croft. Filmy z Angeliną Jolie, książki, gadżety, a nawet ulica w Derby. Niestety Craftówna miała swoje gorsze dni, co zdają się potwierdzać ostatnie odsłony serii. Wierne dawnym ideałom, ale mało przyjazne współczesnemu graczowi. Chociaż nie obserwowałem całego tego zgiełku o nowym Tomb Raiderze, nie mogłem nie ulec i gra wylądowała na mojej półce. Jedno jest pewne: Square Enix może odznaczyć w swoim kajeciku kolejny już sukces!