Czytając książkę Metro 2033, prekursora całego Uniwersum, które liczy obecnie 52 książki*, zastanawiałem się, czy często poruszany przez mieszkańców metra wątek dotyczący prawdopodobnego istnienia innych ośrodków ludzkości, która jakoś przetrwała nuklearny kataklizm, zostanie kiedykolwiek rozwinięty. Metro 2034 do końca sprawy nie rozwiązało, jednak z czasem stało się jasne, że na dwóch dziełach się nie skończy. Strzałem w dziesiątkę było utworzenie całego Uniwersum Metro 2033, w ramach którego pod wspólnym sztandarem jednej historii publikować swoje książki mogli różni autorzy, z lepszym bądź gorszym skutkiem dla całego świata z książki. Dziś krótkiemu prześwietleniu poddam książkę „Do światła” Andrieja Diakowa, w której przeniesiemy się do petersburskiego metra.
Wszyscy kibice czekali na ten moment. W końcu po wielu tygodniach zawieszenia w próżni, gdzie zespół trenować musiał pod okiem drugiego trenera, wybrano nowego szkoleniowca. Był nim Polak, aczkolwiek mówiła o tym tylko rubryka w jego dokumentach oraz język, jakim się posługiwał, bowiem nazwisko miał co najmniej dziwne. DeQualltin nie był nikomu znany. Wziął się znikąd. Zarząd jednak zdecydował się właśnie jemu powierzyć pieczę nad zespołem. Razem z początkiem miesiąca miał się pojawić na pierwszy treningu…
W zajmującej się moddingiem społeczności drzemie niewyobrażalna siła. Wielkie koncerny, biorąc przykłady często z małych twórców gier niezależnych, coraz częściej idą tą lepszą dla pecetowców drogą. Oferują oni bowiem funkcjonalności, które pozwalają dodawać własny content do wydanej gry. A wszyscy dobrze wiedzą, że niejednokrotnie to modyfikacja ratowała słabo wypadający tytuł. Czasami też bywa tak, że coś zostaje społeczności komputerów stacjonarnych odebrane, a ci z kolei nie potrafią tego puścić płazem i biorą sprawy w swoje ręce.
Sukces Grand Theft Auto V jest niepowtarzalny. Na kolana powala wręcz fakt, że w ciągu pierwszej doby sprzedaży zysk wyniósł ponad dwukrotność zainwestowanych środków. Każdy kolejny dzień to po prostu wypełnianie wielkiego worka z pieniędzmi z charakterystycznym wytłoczeniem litery „R”. Coś jednak za tym sukcesem stoi. Są to i sprawy oczywiste, jak i pewne nowości, do których Rockstar musiał nas przyzwyczaić. Spójrzmy na to. Wrażliwych natomiast uczulam, że nie skupiam się na unikaniu zdradzania drobnych elementów historii, także ów spojler alert proszę potraktować w miarę poważnie. Niewrażliwych natomiast zapraszam do lektury.
Rockstar Games zdecydowało się chyba poić nas porcjami screenshootów z nadchodzącej wielkimi krokami gry Grand Theft Auto V - ulubionej gry wielu różnych pokoleń graczy. Tym razem naszym oczom ukazano piękno wody, które (o ile rzeczywiście takie będzie) wygląda dla mnie obłędnie jak na grę, do tego parę pojazdów naziemnych i latających. Screeny do zobaczenia w roziwnięciu wpisu!
"Gejming, jaki pamiętam" nie jest serią z punktu widzenia każdego gracza. To tylko krótki rzut okiem na to, co spędzało mi sen z powiek w przeszłości. Ale nie przeszłości, która ma stanowić 2 czy 3 lata wstecz. Myślimy o późnych latach 90' oraz początku nowego milenium. Na ten właśnie okres przypadały wydarzenia, które ukształtowały moją kulturę grania i rozumienia gier. Tzar: Ciężar Korony dotarł do mnie dzięki jednemu z czasopism z grami, jakie kiedyś kupowałem. Był to, nawiasem mówiąc, jedyny przez jakiś czas kanał zdobywania gier.
Z wypiekami na twarzy od dawien dawna Polacy wyczekują informacji o cudownym dziecku z kraju nad Wisłą, które to jako jedno z niewielu dzieł spod ręki polskiego cyfrowego rzemieślnika może mieć szansę odnieść (ponownie) światowy sukces. Nic więc dziwnego, że każda kolejna garść informacji trawiona jest w zastraszająco szybkim tempie, czego efektem są potem dyskusje na szkolnych korytarzach, w komunikacji miejskiej czy też miejscach pracy, a tematem ich jest „miodność” i cudowność nowego Wiedźmina 3. Czar ten, jak się okazuje, prysł u znacznej ilości osób gdy tylko opublikowano oficjalne wymagania najnowszej produkcji CD Projekt RED…
"Gejming, jaki pamiętam" nie jest serią z punktu widzenia każdego gracza. To tylko krótki rzut okiem na to, co spędzało mi sen z powiek w przeszłości. Ale nie przeszłości, która ma stanowić 2 czy 3 lata wstecz. Myślimy o późnych latach 90' oraz początku nowego milenium. Na ten właśnie okres przypadały wydarzenia, które ukształtowały moją kulturę grania i rozumienia gier. Na pierwszy ogień idzie RTS, który znany powinien być bez wyjątku każdemu - Age of Empires.
W jednym z zagranicznych serwisów pojawił się krótki film, w którym dwóch prowadzących dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat różnic między DayZ a The War Z. Zestawiają obie produkcje ze sobą na podstawie własnych doświadczeń, a wszystko to zebrane w jednym miejscu pozwala niezdecydowanemu graczowi wybrać jedną z dwóch gier, na pozór bardzo podobnych jak nie identycznych.
Dużo już zostało na temat developerskich obietnic na przestrzeni lat powiedziane. Ten, kto wierzy, że przedpremierowe pokazy mogą prezentować produkt w tym samym stopniu zaawansowania i szczegółowości, co ostateczny efekt prac w postaci samej gry, robi sobie krzywdę. Niewiele jest przypadków, w którym obietnice dotyczące funkcjonalności czy stylistyki gier zostały spełnione. W końcu przecież starannie wyreżyserowane filmiki są po to, żeby rozbudzić graczy i sprawić, żeby pociekła im po brodzie gameplay’owa ślinka. A jak sprawa ma się z Watch_Dogs?
"Temat Tygodnia” jest nową formą realizacji treści, która swoje początki wzięła z backstage’u serwisu, w którym autorzy, którzy zwykle nie mogą dojść do porozumienia, opracowali wizję cyklu, gdzie z tygodnia na tydzień Wy, drodzy czytelnicy, raczeni będziecie realizacjami tego tematu przez autorów. W ramach obecnego tygodnia chętni do udziału w projekcie skupiają się na temacie „Fantastyczne stworzenia”. Poznajcie moją wizję artykułu wpisującego się w tematykę, w ramach której przybliżę Wam, choć pewnie już dobrze je znacie, zmutowane stworzenia z całej serii gry S.T.A.L.K.E.R.
Nie lubimy reklam. Za to stwierdzenie wprawdzie nagrody Nobla nie dostanę, bo oczywistych rzeczy nie powinno się nawet zapisywać, jednak rozpoczęcie tego wpisu od takiego zwrotu sprawia, że możemy rzekomo oczywistą rzecz zestawić z faktem, iż w gąszczu znienawidzonych materiałów reklamowych można znaleźć coś, co obali postawioną tezę. Chociaż podobno wyjątek potwierdza regułę.. Mniejsza o to, bowiem chciałem Wam przedstawić kampanię, którą przygotowała marka samochodów Jaguar. Od teraz stwierdzenie, że nienawidzę wszystkich reklam byłoby kłamstwem, bowiem spoty reklamowe tej marki przeglądałem co najmniej paręnaście razy i za każdym razem podobają mi się one jeszcze bardziej.
Do sieci niedawno trafiło nagranie 10 minut z walkthrough gry Splinter Cell: Balcklist - to samo, którego fragmentami raczono nas na E3. Możemy przyjrzeć się rozgrywce, która pozwala nam kierować poczynaniami agenta Sama Fishera prowadzącego misję mającą na czelu zlikwidować zagrożenie ze strony terrorystów planujących zamachy na terenie Stanów Zjednoczonych. Film możecie obejrzeć w tym wpisie.
Coraz większe zainteresowanie budzą wszelkiej maści tablety. Często nie liczą się konkretne cele czy zastosowania, dla których mieli byśmy nabyć co jak co ale drogi sprzęt, a jedynie fakt posiadania czegoś, co ostatnio jest strasznie „na topie”. Tylko czy tablety mają prawo zaistnieć w świecie gier?Krótki wywód na przykładzie gry Grand Theft Auto 3, która od jakiegoś czasu przesiaduje w Google Play dla Androidowców.
Na ten tytuł czekałem od wielu miesięcy. Nie pamiętam wprawdzie skąd dowiedziałem się o pracach nad nim, jednak przedstawiane przez autora koncepcje całkowicie mnie do siebie przekonały. Żadnych udziwnień, żadnej fantastyki, tylko całkowicie realna wizja jednej osoby, której brakowało na rynku gry, w której bez żadnych przeszkód i zagrożeń ze strony AI można by rozwinąć od podstaw własną mieścinę. Coś jak Sim City, ale osadzone w innych czasach i trochę bardziej skomplikowane. Gra porwała moje serce zanim jeszcze miałem w ogóle okazję w nią zagrać, a zakochałem się w niej jeszcze mocniej, gdy pierwszy raz poprowadziłem moją własną mieścinę.