Temat Tygodnia jest nowym cyklem felietonów, w którym pojawiać się będą wpisy autorów nawiązujących do wybranej w drodze głosowania tematyki. Każdy z nas podejmuje zagadnienie w inny sposób, ukazując tym samym różnorodność spojrzenia na dany temat. W tym tygodniu zdecydowaliśmy się poruszyć kwestię "Miasta i architektury".
Nie każda gra pretendująca do miana sandboksa jest całkowicie otwarta. W większości przypadków mamy do czynienia z obszarami zamkniętymi. Wręcz niedostępnymi. Przynajmniej w pewnym zakresie. Oczywiście nieprzewidziane przez twórców do eksploracji terytoria, mogą kryć nie tylko wiele tajemnic, ale również pieścić nasze zmysły.
Naruto znajduje się na mojej liście ulubionych anime oraz mang. Jednakże w kwestii gier w tym uniwersum nie bardzo mogłem się wypowiedzieć. Z racji braku konsoli oczywiście. A tu niespodzianka. Bandai Namco Games wraz z Cenegą postanowiło uraczyć mnie w zeszłym roku komputerową edycją. Z kolei w tym roku mogę liczyć także na polską lokalizację omawianej bijatyki.
Należę do ludzi tolerancyjnych (jednak wszystko ma swoje granice) i lubiących pozostałe osoby. W żadnym wypadku nie przeszkadza mi ich wiek, ponieważ zwracam uwagę na coś zupełnie innego. Mianowicie, czy dany człowiek jest w porządku. A to już nie jest zależne od tego ile ma on lat. Bynajmniej. Często za to bywamy świadkami zaskakujących poczynań. Chociażby zachowań ludzi w podeszłym wieku. Takich grubo po siedemdziesiątce.
Czy nadgorliwość sprzedawcy potrafi nas zrazić do sklepu? Czasem tak. Szczególnie, gdy ten bywa nietaktowny i wręcz nachalny. Jednak to zależy również od nas, czy lubimy taki typ ludzi, czy też nie. Ja akurat należę do takich osób, które wolą w spokoju obejrzeć interesujące mnie rzeczy.
Większość westernów rozgrywa się w Ameryce, gdzie kowboje zazwyczaj walczą między sobą o skarby, ewentualnie z Indianami o teren. Nie jest to oczywiście reguła, a i sam się w głębszy sens ich zmagań nie zagłębiałem. Może to dlatego, że nie jestem fanem tego gatunku kinematografii. A może dlatego, iż Dziki Zachód nie pociąga mnie na tyle, co niektórych z was. Niemniej jednak lubię oglądać dobre filmy. Dobre westerny. Bo i kto nie lubi? Dziś z kolei opiszę swoje wrażenia z rodzimego westernu, zwanego przez niektórych easternem, którego akcja toczy się niedługo po II Wojnie Światowej (1948 rok) w malowniczych Bieszczadach.
Ubisoft znany jest nie tylko ze wspaniałych gier, ale i także ze swojego ogromnego szacunku do graczy. Producent ten dba o swoje interesy jak najlepiej, dopieszczając wyprodukowane przez siebie produkty. Także jego wizerunek jest nienaganny. Nie wspominając już o pozytywnych relacjach z graczami całego świata, tudzież o sporej ilości wyśmienitych dodatków DLC. Dlatego też firma postanowiła między innymi ograniczyć graficzne wodotryski w przypadku Watch_Dogs. W końcu każdy z nas musi zostać zadowolony z płynności rozgrywki oraz skupić się na innych zaletach przyszłorocznego hitu. Chociażby na warstwie fabularnej. Inna sprawa dotyczy cieszącej się wysoką sprzedażą marki Assassin's Creed. I żeby sprostać naszym oczekiwaniom, zdecydowano wypuścić na ten rok 3 odsłony tej wspaniałej, zróżnicowanej i przełomowej serii. Jedna z nich wydana została jako konwersja z handhelda. Teraz z kolei pozostaje nam czekać na nie mniej interesujące i tworzone z wielką pasją części o wymyślnych, długich podtytułach: Unity oraz Comet.