Co-Opinie - Po co nam wszystkim Achievementy?
Rzut okiem na serię Splinter Cell, czyli "My name is Sam Fisher. I'm a soldier"
Jak ukoronować smoka? Recenzja Dragon's Crown
Wrażenia po otwarciu Batman: Arkham Origins Collector's Edition
Przeładowuję! #28 - Gorączka błota, czyli IV Bieg Wulkaniczny
Przeładowuję! #29 - Gro, pozostań grą.
Kiedyś to były filmy. Wojenny weteran zestrzeliwujący helikoptery z łuku, bosy ex-gliniarz samotnie czyszczący cały wieżowiec z terrorystów czy komandos o bicepsach większych niż moja głowa, goniący się po dżungli z niewidzialnym rasta-kosmitą. Na całe szczęście, tli się we mnie ostatnia iskierka wiary w gatunek ludzki, albowiem wśród zalewu produkcji o robocikach zmieniających się w cytrusowe Camaro czy facetach przebranych za nietoperze i pająki, społeczeństwo potrafi jeszcze docenić smak i „feel” oldschoolowego, amerykańskiego kina akcji, niezmiennie reprezentowanego przez jego wierną, starą gwardię.
Nie potrafię zliczyć, ile razy wkraczałem już na tę salę. Ile razy, zbliżając się do tronu wampirzego lorda, znosić musiałem wzrok jego jak i moich braci. Ile razy rozłożyć musiałem swe skrzydła, by w następstwie czuć nie dumę i podziw, a niepewność i zawiść zgromadzonych. Ponownie więc doświadczam bólu i potępienia, gdy Kain zrywa je z moich pleców, a ci, którym niegdyś ufałem, zrzucają mnie w palący wir i czeluście Otchłani. Tak - początek (i finał) Legacy of Kain: Soul Reaver widziałem już zdecydowanie niezdrową ilość razy. I jakoś tak nie zapowiada się na to, bym kiedykolwiek miał tej gry dosyć.
Śpieszymy się. Wszyscy i bez wyjątku. Krótko śpimy, szybko jemy, gnamy do naszych nie zawsze wymarzonych miejsc pracy. Jak najszybciej chcemy wrócić, więc gdy wychodzimy, pędzimy w drugą stronę. I tak się wzajemnie, jeden przez drugiego, nakręcamy. Od lat. Świat oszalał? Tak mówią. Teoretycznie, momentem wytchnienia powinny okazać się w tym miejscu nasze wymarzone rozrywki, hobby i pasje. Jako tak zwany „gamer” zasiadam więc to produkcji, której to teaserami jaram się długie miesiące przed premierą, wsiąkam w jej świat przedstawiony i w końcu mam czas, by zwolnić. Prawda? Nie prawda.
Przez cały swój okres produkcji, najnowszy Devil May Cry tak naprawdę nie wiele mnie obchodził. Lubię slashery, świetnie bawiłem się przy poprzednich częściach serii, ale zdarzyło mi się też delikatnie pochwycić swój czerep, kiedy to po raz pierwszy zetknąłem się z nowym wizerunkiem syna Spardy. Nie utożsamiając się jednak zbytnio ze „Starą Gwardią”, murem stojącą za dawnym Dante i jego stylówą, zdecydowałem się sprawdzić, czy diabeł dostający cięgi od emo-boya wciąż może jeszcze zapłakać. Czy było warto? Oj było!