Sekrety serii Dragon Age
Wszystkie grzechy Gothica. Jakim cudem tak źle zaprojektowana gra zdobyła tylu wiernych fanów?
Klasyczne CRPG i ich droga ku zapomnieniu
Postacie, dialogi, wybory - dywagacje o grach cRPG.
Pen & Paper #2. O tworzeniu postaci
Hej zagrajcie muzykanty! O bardach, skaldach i kapelach w grach RPG
W tym miejscu miał się znaleźć wywód o tym jak Skyrim bardzo mi się podoba. Postanowiłem jednak oszczędzić wam czasu (i wzroku) i skrócić moje wrażenia na temat najnowszej gry Bethesdy.
A więc...Skyrim mi się nie podoba. Skyrim mną wstrząsnął i go po prostu uwielbiam. To tytuł, który ma na mojej półce swój własny ołtarzyk i dumnie siedzi obok takich dzieł jak Fallout, Fallout 2, Planescape Torment czy KOTOR. Nie jest to rzecz bez wad, ale w tym przypadku są to niedociągnięcia wkalkulowane w ten perfekcyjnie stworzony, ogromny świat. Nikt przedtem nie zaoferował mi takiej swobody działania (dwuwymiarowego Daggerfalla nie liczę).
Niewiele jest gier, które w kraju nad Wisłą cieszyłyby się takim kultem, jak pierwszy Gothic. Tytuł, który nie podbił rynków całego świata, na naszej ziemi zaskarbił sobie serca niezliczonych rzesz fanów. Zdobył i moje. To co było nietypowe, inne od tego, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić w grach cRPG, to odejście od schematu „tylko Ty możesz ocalić cały świat”. Przynajmniej na początku. Gracz miał uratować samego siebie, los innych współwięźniów - a tym bardziej świata - niespecjalnie go interesował. Wiedzieliśmy tyle, że zostaliśmy wrzuceni do kolonii karnej, z magiczną barierą nad naszymi głowami. Trzeba było znaleźć wyjście. Taki cel był naturalny i bliski każdemu, kto znalazłby się w podobnej sytuacji. Zbliżało to nas do głównego bohatera, do wczucia się w niego, mieliśmy przecież zbieżne cele. To jedna z większych zalet gry.
W drugim materiale wideo z komentarzem z gry The Elder Scrolls V: Skyrimpodejmuję drobne śledztwo na temat domniemanego morderstwa w niewielkiej mieścinie. Okazuje się, że za całą sprawą stoi jedna z pradawnych, wyjątkowo niebezpiecznych ras.
W filmie zobaczycie przede wszystkim rozwiązanie tego zadania – z oczywistych względów są to spoilery. Tak naprawdę jednak to drobne zadanie nie powinno nikomu zepsuć zabawy. I nie oszukujmy się, większość z Was pewnie ukończyła Skyrim już 3 razy.
Zakup nowej gry z serii The Elder Scrolls może okazać się poważnym błędem. Autentycznie.
E.Y.E: Divine Cybermancy długi czas nie dawało mi spokoju. Zastanawiałem się, czy to kolejna z tych niezależnych, niedorobionych i dziwacznych produkcji, czy jednak bardziej hardcorowa ewolucja rozwiązań z System Shock 2 i Deus Exa w sam raz dla ludzi, których rozczarowało Human Revolution. Po kilku godzinach gry stwierdzam, że prawda jest oczywiście gdzieś po środku ;).
Niezwykły to rok, w którym pojawiło się aż pięć dobrych, interesujących RPGów osadzonych w dorosłym klimacie i europejskim świecie fantasy. Każdy z nich uderza do tego w inny typ rozgrywki, oferując różne rodzaje zabawy – Dark Souls, Wizardry: LoLS, Witcher 2, Skyrim oraz Tactics Ogre. Dawno nie było tyle do roboty dla fanów mhrocznego fantasy.
Szał związany z premierą Dark Souls jak na tytuł tego typu, skierowany do niszy, jest ogromny. From Software dostaje ogromne wsparcie ze strony graczy, którzy czekali na trudne, interesujące i rozbudowane RPGi, zaś Demon’s Souls oraz Dark Souls są uznawane przez wielu za najlepsze gry obecnej generacji.
Umierając wielokrotnie w ich najnowszym dziele zacząłem się zastanawiać wraz z przyjaciółmi nad RPGami, które sprawiły nam największe trudności. I wbrew temu co się powszechnie mówi – doszliśmy do wniosku, że trudnych RPGów wyszło sporo przez ostatnie lata. Tyle, że media ich nie zauważały.
W zeszłym tygodniu opisałem rogalika, a w komentarzach doszliśmy do tego, że cyfrowe role playing games przeżywają kryzys porównywalny chyba tylko z tym, którego doświadczyły swego czasu przygodówki. To co wielu gatunkom wychodzi, być może, na dobre – upraszczanie rozgrywki – często zabija cRPG. Siadając do tego typu gry człowiek ma nadzieję na epicką przygodę, wielowątkową fabułę i możliwie największą swobodę. Wiele z tych elementów zagubiło się gdzieś podczas „casualizacji” branży, ale ktoś spragniony wrażeń może, na szczęście, sięgnąć jeszcze po starsze, ale nadal niesłychanie miodne tytuły. Dziś przytoczę kilka takich klasyków! Starzy wyjadacze zapewne nie znajdą tutaj nic nowego, bowiem ten tekst jest adresowany głównie dla młodszych stażem czytelników, tych dla których prawdziwym starociem może być Gothic, a przed nim nie było niczego. Co mam dla starszych? Możliwość powspominania i marudzenia na „dzisiejsze czasy”...
Zacznę może niezgodnie ze sztuką recenzencką, tzn. od złego nastawienia do omawianego tu Deus Ex: Bunt Ludzkości (Deus Ex: Human Revolution), ale tym razem posłuży to tylko dobitnemu zaakcentowaniu z jak dobrym produktem mamy do czynienia. Od czego by tu zatem… no tak… Nie lubię zbytnio w grach RPG klimatów sci-fi. Od pierwszych filmów, gdzie prezentowano gameplay dosłownie odrzucał mnie ohydny sraczkowo-buro-żółty filtr, jaki występuje w całej grze. W zasadzie w ogóle olałbym ten tytuł ciepłym moczem, gdyby nie osoba UV, który swoim zachwytem nad Deusem zmotywował mnie do sprawdzenia, co tam jest takiego super. Okazało się, że mało nie pominąłem jednej z najlepszych gier tego roku. Deus Ex: Bunt Ludzkości to pierońsko dobra gra RPG i choć nie jest bez skazy, to poleciłbym ją każdemu.
Na Steamie pojawił się pakiet gier RPG z serii Geneforge, stworzonej przez Spiderweb Software. Nie są to produkcje tak głośne jak kolejne części Fallouta, The Elder Scrolls, czy Dragon Age. Gry tego dewelopera odstają też od wymienionych kuzynów pod względem grafiki. W zamian za to, znajdziemy w nich rozbudowaną rozgrywkę i mnóstwo treści.
Osoby, które mają dość wymuskanej grafiki, dubbingu, oklepanych światów fantasy i prostych opowieści mają okazję poznać konsekwentny styl Spiderweb Software. Za 15,99 euro dostajemy 5 gier (wydawanych od 2001 roku), z których każda gwarantuje kilkanaście godzin zabawy. To doskonała rozgrzewka przed grą Skyrim, która zadebiutuje 11 listopada.