Owczy pęd i szał, którego nie zrozumiem, czyli trochę o nowym iPhone i innych tego typu produktach.
Konferencja Apple - drugoplanowy iPhone 6 w cieniu zegarka, nowa płyta U2 gratis
iPhone w wersji alpha, czyli o prezentacji, która cudem nie skończyła się katastrofą
Trochę historii Androida, czyli jak prezentacja Apple zmieniła plany Google
O mobilnym graniu: prawdopodobnie nigdy nie wyprze stacjonarnego
Jedna z najlepszych mobilnych strategii – Majesty!
Got Cow? – mówi wam coś ten tytuł? Nie? A pamiętacie małą aferę, w której ktoś niechybnie zarzucił twórcy gry, że jawnie kradnie pomysł (i wykonanie) od Rovio, wzorem Angry Birds Space? To ta sama gra, która powstawała na długo przed koncepcją ptaków w galaktyce. Teraz warto zastanowić się, kto od kogo ściągał na lekcjach fizyki i innowacyjności (szczególnie, że gameplay z Got Cow? od dawien dawna wisi na YouTubie…). Oraz, co pewniejsze – warto zagrać i przekonać się na własnej skórze, że strzelanie z krowy do kosmitów wciąga!
Pewnie wiecie, że jestem fanem growego The Walking Dead. Pierwszy odcinek zrobił na mnie niezłe wrażenie, a po drugim musiałem zbierać szczękę z podłogi. Nie wiem dlaczego, ale nie przyszło mi do głowy, żeby pomyśleć, że gra ukaże się na sprzęty przenośne. Teraz, kiedy zapowiedziano, że jutro pojawi się wersja na iOSa, wydaje się to oczywiste.
Przecież ta gra jest stworzona do tabletów. Elementy akcji to właściwie tylko quick-time-eventy, a opcje dialogowe mogą być z łatwością wybierane przy pomocy ekranu dotykowego. Najnowsze urządzenia mobilne nie będą też miały wielkich problemów z generowaniem prostej cel-shadingowej grafiki, jakim raczy nas The Walking Dead.
Nie wiem dlaczego produkty firmy Apple są w Polsce postrzegane jako bezużyteczne gadżety dla szpanerów. Systemy iOS są naprawdę przemyślane, szybkie i – w porównaniu do Windows Phone i (szczególnie) Androida – mniej awaryjne. Oprogramowanie (czyli Mac OS, OS X) komputerów Jabłuszka nadaje się doskonale dla fotografów, filmowców i nie tylko. Ale nie zamierzam Was przekonywać do tego, że to produkty bez wad, albo namawiać do kupna. Chcę pokazać Wam-graczom, jak wiele może Was ominąć, gdy nie macie w swojej kieszeni iPoda, iPhone’a, lub – przede wszystkim – iPada w plecaku.
Miniaturowe maszynki do grania zawsze darzyłem wyjątkowym sentymentem. Moja przygoda z grami konsolowymi zaczęła się bowiem od poczciwego, grubego „Game Boya” z monochromatycznym ekranem, a miało to miejsce pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Nabijając impulsy na połączeniu modemowym z wypiekami na twarzy czytałem, na nieistniejącej od wielu lat polskiej stronie Final Fantasy Garden, zapowiedzi kieszonkowej odsłony „końcowej fantazji” wydanej w Japonii na nowopowstałej konsoli WonderSwan Color. Nie śniło mi się wtedy, że osiem lat później na PSP zagram w „Final Fantasy: Crisis Core” z oprawą audiowizualną przewyższającą to, co komputery osobiste mogły zaoferować w 2000 roku. Game Boy, Game Boy Color, Game Boy Advance, Nokia NGage i wreszcie PSP i NDS; przenośne konsolki towarzyszyły mi zawsze na co dzień i na wyjazdach. Wobec wielu rozczarowań wysokobudżetowymi hitami generacji HD, innowacyjne i atrakcyjne fabularnie tytuły z DSa takie jak „999” czy serie „Professor Layton” i „Ace Attorney” stawiam wyżej niż kolejne odsłony „Call of Duty”. Z wielką nadzieją obserwowałem rynkowy rozwój 3DSa i zapowiedzi PS Vita. I wszystko to szlag trafił wczoraj, gdy na swoim nowym i zarazem pierwszym telefonie z Androidem zagrałem w kilka popularnych tytułów.
Coraz częściej gracze narzekają na żywotność baterii nowych konsol przenośnych. Tymczasem, czy w ogóle w Polsce korzystamy z możliwości grania poza domem?
Studenci i pracujący dorośli poświęcają często w tygodniu po kilkanaście godzin na podróże. Czas spędzany w komunikacji miejskiej i pociągach spędzają na czytaniu, wykonywaniu określonych obowiązków na laptopach lub właśnie graniu. Na ile jednak w tym ostatnim zajęciu pomagają nam popularne „handheldy”?
Stosunkowa prostota w tworzeniu nowych aplikacji na iPhone’a sprawia, że co tydzień do kupienia pojawia się mnóstwo nowych programów i gier. Serwis gizmocrunch sprezentował wybiórczą listę pięciu takich tytułów, które ukazały się na App Store na chwilę i zostały szybko usunięte. Przeglądając ją zacząłem się zastanawiać nad przykladami głupoty jakie kryją się za poszczególnymi wymienionymi tytułami.
Posiadaczy iPhone’ów i iPadów spotkała nie lada gratka. Rockstar obniżył cenę swojej genialnej produkcji z Nintendo DS i PlayStation Portable, GTA: Chinatown Wars do niecałych trzech dolarów.
Niespecjalnie przemawia do mnie seria Angry Birds. Jest niezłym zabijaczem czasu, ale nie powiem, żebym w każdej wolnej chwili wyciągał telefon, żeby główkować nad sposobem zburzenia kolejnej budowli. Moim zdaniem w owej grze zbyt dużo zależy od łutu szczęścia. Przejście pierwszej części gry zajęło mi prawie dwa miesiące, a w kolejce czekają jeszcze Angry Birds Seasons i Angry Birds Rio. Eeeeh... Na szczęście powiewem świeżości uraczyła mnie inna prosta gra przeznaczona na smartfony - Cut the Rope.
Najnowsze badania przeprowadzone przez studio PopCap Games, autorów Plants vs Zombies, pokazały że posiadacze telefonów komórkowych to już dzisiaj bardzo często „gracze”.
Po zdecydowanie zbyt długiej przerwie przywracam do życia cykl Sidearm, zmieniony względem oryginału. W drugim odcinku poznamy produkcję, która mogłaby być czymś więcej niż tylko „mini-grą”, dowiemy się, która gra z iPhone’a bije na łeb Gran Turismo, poznamy największe hity i „hity” z ostatnich tygodni na przenośne maszynki i zastanowimy się nad pomysłem na marketing pewnego europejskiego studia.