Niecałe dwie godziny – tyle zajęło mi ukończenie trzech gier wchodzących w skład zestawu Dragon’s Lair Trilogy. To było krótkie, intensywne, ale też bardzo ciekawe doświadczenie. Nadrobienie liczący dobre trzy dekady klasyków przyszło mi bez bólu zębów, dało nawet trochę frajdy i co widzicie po ocenie okazało się dobrą decyzją. Inna sprawa, że jakoś też niespecjalnie mogę ten zestaw wszystkim wokół polecać. Po szczegóły zapraszam do recenzji.
"I have come here to chew bubble gum and kick ass…and I’m all out of bubble gum"
Czemu nikt wcześniej nie powiedział mi o BroForce? Mam słabość do gier ze starej szkoły, ale to chyba przypadłość wielu graczy wychowanych w erze NES. Pisałem już to pewnie wiele razy, ale przemysł gier jakby zapomniał, że w grach chodzi o dobrą, „miodną” zabawę/rozgrywkę. Złotą era gier tego typu (platformówki, side scroll, arcade) bezdyskusyjnie są lata 80. . Co jeszcze mamy w latach 80.? Nieśmiertelne kino akcji z amerykańskimi herosami. Z połączenia tych mocy powstaje mistrz nad mistrzami Kapitan Broneta (dzisiaj idziemy w humor wysokiego kalibru). Mam nadzieję, że kiedyś nasi herosi lat 80. doczekają się własnej mitologii i religii, gdy już spłoniemy w ogniach atomu. Nie wspominając o tym, jak zabawne byłoby oglądanie wiernych ubranych a la Rambo (wybierzcie swojego Brosa) – inkantujących cytaty ze starych kaset VHS. Zanim jednak ta pesymistyczna wizja nastąpi, to macie szansę zagrać we wspaniałą grę, która czerpie wiadrami z Contry i Metal Slug.
Co mają ze sobą wspólnego John Carpenter, Drive i Hotline Miami? Nostalgię i brutalność lat 80-tych, którą teraz w niezwykle stylowy sposób na ekrany kin przeniósł Adam Wingard, reżyser filmu Gość. Z okazji Halloween miałem do kina iść na Rogi, bo książka mi się podobała i chętnie zobaczyłbym Radcliffe'a jako diabelskiego Amerykanina. Los jednak chciał, że zupełnie znienacka i bez uprzedniej wiedzy o filmie (no dobra, dwie bardzo pozytywne recenzje przeczytałem) poszedłem na Gościa. I powiem wam, że była to bardzo dobra decyzja. Rogi w końcu obejrzę i pewnie okażą się dobre, ale Gościa już znam i wiem, że jest dobry. Bardzo dobry!
Niedawno wspominałem filmy akcji z jedną, charakterystyczną piosenką. Dziś pora na kolejną sentymentalną podróż - tym razem z trochę szerszym zakresem filmów, ze ścieżką dźwiękową złożoną z wielu świetnych, dobrze dobranych piosenek.
Każdy z nas ma jakieś swoje wspomnienia związane z grami. Przeważnie dotyczą one starszych gier, w które graliśmy ładnych kilka(naście) lat temu. W większości przypadków z tymi grami wiążemy miłe dla nas chwile i wspomnienia. Wtosięgrało to cykl felietonów, który przywodzi starsze produkcje, pojedyncze misje czy momenty, które przeszły do historii elektronicznej rozrywki. Wtosięgrało to sentymentalny powrót do przeszłości i gier, które lata świetności mają już za sobą, ale o których wciąż pamiętamy. Tym razem przeniesiemy się do słoneczno-różowego Vice City, by powspominać jak to podczas zachodu słońca wkurzało się przechodniów i policję. Jeśli słuchać Haddaway - What Is Love i Toto - Africa, to tylko w GTA: Vice City!
Okres mojego dzieciństwa i przypada na lata 80 i 90 XX w. Ciekawy okres, w którym prawdziwą przepustką do świata wyobraźni okazały się kanały satelitarne. Poza kanałami niemieckojęzycznymi było także kilka francusko- i angielojęzycznych. Animacje były niesamowite, a obecnie takich tytułów już nie spotkamy. Miały znakomity styl i wielką dbałość o szczegóły.
Okres mojego dzieciństwa i przypada na lata 80 i 90 XX w. Ciekawy czas codziennych i znienawidzonych dobranocek, kaset video z Hanna-Barbera i Spaceghostem. Jednak prawdziwą przepustką do świata wyobraźni okazały się kanały satelitarne, w głównej mierze niemieckojęzyczne. A naprawdę było tam co oglądać.
Lata '80te to przepiękna kopalna muzyki . Wystarczy tylko sięgnąć, przyjrzeć się, dobrze poszukać. I zacząć się zachwycać tymi pięknymi patentami muzycznymi, uroczymi refrenami, zagrywkami, których już nigdzie nie spotkamy. Te czasy już nie powrócą, ale my możemy do nich powrócić, w poszukiwaniu prawdziwych pereł. Już lekko zakurzonych, leżących po piwnicach starych płyt Kylie Minogue, figlarnie uśmiechającej się do nas z praktycznie każdej płyty. Nie uciekajcie, dajcie się uwieść tamtym czasom, w których "girls just wanna have fun", a "people are people".