PES 2016 myClub jako free-to-play
WTFG 2.1 - Hideo Kojima
Fabuła serii Metal Gear. Część 1: Solid Snake
Fabuła serii Metal Gear. Część 2: Big Boss
Gdy zawyją syreny wspomnień mrocznego serca Silent Hill…
W co gracie w weekend? #352: RE3 2020, Steins;Gate Linear Bounded Phenogram, Gears 5, GoW4 i Gradius V
Premiera Metal Gear Solid V: The Phantom Pain już niedaleko. Najnowsza odsłona przeszło dwudziestoletniej sagi Hideo Kojimy zapowiada się na jeden z największych hitów całego roku. „Ból fantomowy” ma być ostatnim elementem układanki, jaką tworzy niezwykle rozbudowana i skomplikowana historia Węży. Właśnie ze względu na to skomplikowanie, przed zagraniem w piątkę warto poznać bądź przypomnieć sobie wydarzenia z poprzednich Metal Gearów. Te podzielić można na dwie powiązane ze sobą opowieści – pierwsza przybliża nam tragedię i upadek Big Bossa, legendarnego żołnierza, druga zaś opowiada o losach jego klona i syna, Solid Snake’a. The Phantom Pain stanowić będzie zakończenie losów Big Bossa, by jednak w pełni zrozumieć fabularne niuanse gry, należy znać również wydarzenia związane z Solid Snake’iem. I to na ich przybliżeniu chciałbym się skupić w pierwszej połowie tego dwuczęściowego artykułu.
Shadow Moses zaliczona. Raiden i rok 1964 też. I w końcu doszedłem do momentu, w którym dane mi będzie ujrzeć zwieńczenie trylogii… kontynuację “dwójki” w formie “czwórki”... Inaczej: czwarta część serii, która idealnie zwieńcza cały dotychczasowy dorobek MGSa. I na reszcie mam do czynienia z czymś co można uznać za pełnoprawną grę. Gdy kończyłem Son of Liberty niemal zakląłem pod nosem, że Snake Eater nie pociągnie dalej znanych wątków, a zacznie coś w stylu drugiego toru dla serii. Guns of the Patriots wraca do Solid Snake’a i bardzo dobrze sprawuje się w kategorii “ostatni MGS”.
Jeszcze tego samego wieczoru (wieczór gracza kończy się o 4:00) gdy ujrzałem napisy końcowe Sons of Liberty odpaliłem kolejną pozycję na ekranie wyboru gry w Metal Gear Solid: HD Collection. Umierałem z ciekawości co stanie się dalej w ponurej rzeczywistości, jaką okazał się świat kontrolowany przez Patriotów. Ten okres musiał jednak poczekać, bo wraz z odsłoną oznaczoną numerem 3, Kojima nie miał zamiaru kontynuować rozgrzebanych w wirtualnym 2009 roku wątków. Nagle seria cofa się dekady wstecz, aż do 1964. Do okresu Zimnej Wojny, gdy po świecie chodził Naked Snake, zanim jeszcze zasłużył sobie na przydomek Big Bossa.
Branża gier komputerowych jest mocno oporna jeśli chodzi o tworzenie kultu wokół stojących za powstaniem poszczególnych produkcji jednostek. Podczas gdy sukcesy bądź porażki filmów najczęściej wiązane są bezpośrednio z osobą ich reżysera, tak gry wideo dorobiły się stosunkowo mało własnych Stevenów Spielbergów czy Francisów Fordów Coppola. Potraficie wskazać mózg stojący za Assassin’s Creed? Albo głównego odpowiedzialnego za sukces Battlefieldów? No właśnie. Kojarzymy gry, ewentualnie odpowiedzialne za nie studia, nawet wydawcę, ale już konkretnych ludzi bardzo rzadko. Wśród tych, których jednak znamy, szczególnie wyróżnia się Hideo Kojima. Niespełniony reżyser filmowy, wizjoner, który zaczął przemycać filmowość do gier na długo zanim stało się to modne. Żartowniś, który swoich fanów tak często oszukiwał, że ci zaczęli doszukiwać się teorii spiskowych w absolutnie wszystkim, co Japończyk mówił i publikował, albo co mówiono bądź publikowano o nim. Bohater dziesiątek wiadomości, jakimi w tym roku żyły wszystkie światowe media o grach. I przede wszystkim autor Metal Gear Solid, sagi, która dla milionów graczy jest szczytowym osiągnięciem interaktywnej narracji.
Kiedyś nabywałem każdą grę w atrakcyjnej cenie, jaka trafiła mi w ręce. Było to takie dziwne połączenie uporu, by stale mieć coś na półce do zaliczenia, ze smykałką kolekcjonera, który chciałby by ta półka rosła aż do nieskończoności. Wraz z epoką Steama (i cyfrową wersją mojej półki) trafiło mi się kilka nietrafionych zakupów za śmieszne pieniądze. Nawet nie chodzi o nabywanie kiepskich gier, ale raczej takich w które w ogóle nie chce mi się grać. Należą do nich m.in. Dead Space, Dragon Age, Risen, czy Endwar. Spojrzałem wtedy w swoje odbicie w zgaszonym monitorze i powiedziałem sobie twardo: "Nie we wszystko musisz zagrać." I tak, powoli wykreślałem różne serie gier z mojego kręgu zainteresowań. Dawno temu wykreśliłem też serię Metal Gear. Uznałem, że ma ona zbyt wiele głupot, które mnie drażnią i że już za późno by próbować połapać się w zawiłych wydarzeniach rozbudowanej sagi. Więc tak, MGSy zdobiły moją listę zatytułowaną "Odpuścić sobie".
Niedawno wykreśliłem tę pozycję.
Konami to firma o ugruntowanej pozycji na rynku, w której portfolio znajduje się co najmniej kilka marek cieszących się ogromną popularnością. Produkcje sygnowane jej logiem towarzyszą graczom od dekad, zapewniając fantastyczną rozrywkę i piękne wspomnienia. W ostatnim czasie Japończycy robią wiele, by wystawić swoich fanów na próbę. Anulowanie Silent Hills i zamieszanie wokół Hideo Kojimy na pewno nie wpłynęły dobrze na wizerunek korporacji z Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie wydaje się jednak, by włodarze firmy mieli się tym przejmować. Wygląda na to, że mogą oni sobie nawet pozwolić na wymazanie Hideo Kojimy z rzeczywistości.
Trzeba postawić sprawę jasno – wstrzymanie dystrybucji P.T. to jest jawny, wręcz brawurowy atak Konami na resztki dobrej woli jakie byłem w stanie wykrzesać względem ich polityki wydawniczej. Pozostaje tylko pogratulować konsekwencji. O tym, że produkcja Silent Hills stoi pod znakiem zapytania wiadomo było od czasu pierwszych pogłosek o zgrzytach między Kojimą i zarządem Konami. Teraz, kiedy jest już jasne, że całe przedsięwzięcie okazało się ponurym fiaskiem przynajmniej ta jedna sprawa mogłaby nie zostać spartolona. Ma się rozumieć, proceder kasacji hucznie zapowiedzianego tytułu to jest oczywiście chleb powszedni branży, do którego dawno szło przywyknąć, inaczej człowiek sfiksowałby ze zgryzoty wzdychając za każdym niezrealizowanym, a przecież świetnie prezentującym się cudeńkiem. Jest mi tylko szkoda, że tym razem wydawnicze zwijanie manatek nieuchronnie wiązać się musi z pozbawieniem przyszłych posiadaczy PS4 dostępu do najlepszego eksperymentalnego horroru ostatnich lat.
Marzyła Wam się kiedyś gra w klimatach totalnego survivalu, w dżungli? Czysty, męski sprawdzian wytrzymałości. W deszczu, z krokodylami co drugie bagno. A żeby jeszcze nie było za łatwo, z zastępem uzbrojonych po zęby najemników, którzy będą przeczesywać niezliczone krzaczory w daremnej próbie odnalezienia Was – nie pozostawiających żadnych śladów? Cóż, wybierając Snake Eatera tego nie dostaniecie. Zamiast tego otrzymacie bieganie w pudle między lianami, strażników mylących strzałki usypiające z ugryzieniami komara i krokodyle, które atakują uderzeniem ogona, a po zadźganiu zostawiają konserwę. I wiecie co? To jest nawet lepsze.
Silent Hill to owiane mgłą złej legendy miejsce zbudowane z cierpień ludzi. Ich nierozliczonych marzeń, skrywanych emocji i zapomnianych grzechów. Silent Hill to potworny czyściec dla każdego, kto miał pecha się tam znaleźć. Jeśli kiedykolwiek tam traficie, porzućcie wszelką nadzieję, to miejsce zje waszą duszę.
Wystarczy kilka godzin zabawy, by zauważyć, że Peace Walker to nie jest zwykły Metal Gear Solid, standardowa kontynuacja słynnej serii. Twórcy wprowadzili sporo ciekawych rozwiązań i zdecydowali się dać szansę nowym pomysłom, co sprawiło, że w tego MGS-a gra się inaczej niż choćby w Snake Eater czy Sons of Liberty. Konami wykonało kawał dobrej roboty, przenosząc znane uniwersum i mechanikę na handhelda i dostosowując grę do zabawy na przenośnej platformie. W efekcie ich dzieło to dzisiaj jedna z najlepszych gier w bibliotece PlayStation Portable.