Jak wygląda przeciętny film o sporcie? Najpierw pewna drużyna przegrywa. Pewnego dnia znajduje dobrego trenera, bądź zaczynają opiekować się nią anioły. Od tego momentu passa się odwraca. W ostatnim meczu na nowo przegrywa, by w końcówce zwyciężyć (np. po zobaczeniu uśmiechającego się dziecka na trybunach). Moneyball nie jest przeciętnym filmem o sporcie. To film o marzeniach, o walce z wiatrakami. Do bólu prawdziwy.
Kolejny Rajd Dakar trwa w najlepsze. Trasa tej edycji wiedzie przez trzy państwa: Argentynę, Chile i Peru. Słońce bezdroży, ale i błoto na trasie dają się we znaki wszystkim zawodnikom. Auta, motocykle, quady i ciężarówki nie zawsze są w stanie wytrzymać trudy tych zmagań, a defekty pojazdów zmuszają niektórych uczestników do rezygnacji. Mimo ledwie piątego etapu, Dakar zdążył już zebrać zwoje pierwsze żniwa. Także u polskiej ekipy.
„U siebie gwiazd nie widzą”. Tak właśnie sobie myślę, gdy patrzę na politykę niektórych klubów piłkarskich. Najbardziej interesująca mnie liga włoska jest tutaj najlepszym przykładem. Od lat bowiem poszczególne drużyny często bez walki wypuszczają do konkurentów lub za granicę talenty, o które później bije się pół kontynentu. Aż boję się pomyśleć ile gwiazd w ten sposób straciliśmy my, bo okazało się, że kilku trenerów i prezesów wolało postawić na przereklamowanego Serba niż młodego Polaka ze szkółki.
Właśnie zakończył się ostatni wyścig sezonu 2011 w Formule 1. Tor w Sao Paulo w Brazylii nie przyniósł żadnych rewelacji, mistrza indywidualnego i wśród konstruktorów poznaliśmy już kilka wyścigów temu, więc walka toczyła się właściwie tylko o drugie i trzecie miejsce w generalnej klasyfikacji kierowców. Czy sezon można zaliczyć do przełomowych? Czy rozwiązania zastosowane w tym sezonie okazały się trafione? Zapraszam na krótkie podsumowanie.
Tego należało się spodziewać. Po wielu tygodniach ciszy i dziennikarskich śledztwach Robert Kubica zabrał wreszcie głos na temat stanu swojego zdrowia. Polak przekazał zespołowi Lotus Renault GP smutną wiadomość – zawodnik nie będzie gotowy na początku sezonu 2012. Krakowianin zapewnia, że rehabilitacja przebiega pomyślnie, a jej efekty zaskakują wszystkich, jednak dojście do pełnej sprawności zajmie jeszcze trochę czasu.
W tym momencie fani Kubicy mogą poczuć się zawiedzeni. Wielki powrót po ciężkim wypadku w rajdzie należy odłożyć w kalendarzu na później i czekać na kolejne wieści od menadżera, który dosłownie wczoraj zapewnił włoskie media, że Robert już w styczniu rozpocznie jazdę w bolidzie Formuły Renault. Plan ten jednak mogą pokrzyżować czynniki naturalne, w tym spowolniony proces odzyskania pełnego czucia w dłoni i zwinności palców. Wiadome jest, że dłoń Roberta nie będzie już taka sama jak przed wypadkiem, ale wierzę, że facet zrobi wszystko, aby opanować choćby podstawowe ruchy potrzebne do obsługi kierownicy w bolidzie.
Przeglądając ostatnio wieści ze świata gier dowiedziałem się o przygotowanej przez Studio 505 Games produkcji o pływaniu, Michael Phelps: Push the Limit. Po kilkukrotnym obejrzeniu materiałów wideo i kilkunastu minutach rozmyślań wciąż nie widzę sensu w kupowaniu takiej pozycji.
Wykorzystująca możliwości Kinecta gra wygląda nawet znośnie i stara się wreszcie w jakiś nieco bardziej sensowny sposób wykorzystać aktywność gracza przed ekranem telewizora. Trzeba się porozciągać, pomachać rękami w określony sposób, wykazać refleksem i wytrzymałością. Teoretycznie więc to nieźle zapowiadający się tytuł, który powinien być przeze mnie przyzwoicie odebrany. Ale…
Wystartowała liga włoska i walka o tytuł pomiędzy Milanem, Interem, Juventusem, Romą, Lazio, Napoli i resztą stawki rozgorzała na nowo. Po kilku seriach spotkań można wyciągać pierwsze wnioski i zacząć komentować posunięcia władz w okienkach transferowych. Szczególnie mocno zachęca do analizy jeden z klubów z Mediolanu.
Wszyscy kibice piłkarscy pamiętają jak jeszcze półtora roku temu dowodzony przez Jose Mourinho Inter Mediolan w niesamowitym stylu sięgał po zwycięstwo w Lidze Mistrzów i zapewniał sobie Scudetto. Od tamtego czasu minęło stosunkowo niewiele czasu i kadra nie zmieniła się zbyt znacznie. Nie znaczy to jednak, że Nerazzurri wciąż są jednakowo silni.
Tak się to wspaniale wczoraj ułożyło, że dziś mogłem sparafrazować tytuł z poprzedniego wpisu dotyczącego siatkówki (Liga Światowa 2011 i sukces polskiej reprezentacji siatkarzy). Podopieczni Andrei Anastasiego znów dokonali rzeczy wielkiej. Zdobyli brązowy medal mistrzostw Europy w momencie, w którym powątpiewali w to pewnie nawet najwięksi optymiści. I to w spotkaniu z Rosją, a pojedynki z tym rywalem zawsze mają szczególny podtekst. Podobnie jak w podlinkowanym tekście znów będzie trochę o naszych, ale także bardziej ogólnie o całym turnieju.
Start sezonu piłkarskich rozgrywek na Półwyspie Iberyjskim za nami. Już pierwsza kolejka przyniosła rozczarowujące fanów i obserwatorów wieści. Zanosi się na kolejny sezon całkowitej dominacji Realu Madryt i FC Barcelony.
Kibice obu drużyn od lat toczą wojenki o to, która ekipa jest silniejsza. Ostatnio mieli sporą pożywkę, gdy „Gran derbi” występowało równie często, co derby Moskwy w lidze rosyjskiej. W tym wielkim wyścigu zbrojeń potężnych europejskich firm pojawia się jednak nieoczekiwanie trzecia, zjednoczona strona. Fani ligi hiszpańskiej.
Wczorajszy mecz Polska - Niemcy z wiadomych powodów obejrzałem na "pół gwizdka" - bez specjalnych emocji, nacisków, nadziei. Bo też zachodni sąsiedzi nie zagrali w wybitnie rezerwowym składzie. Nie było co prawda Ozila, Friedricha, Khediry, Schweinsteigera i Neuera, ale chyba nikt nie wierzył, że w drużynie Joachima Loewa wystąpią anonimy z 2 Bundesligi. Na przeciwko Murawskiego zagrał Kroos, po skrzydłach biegał robiący furorę Goetze, a na obronie pojawił się rezerwowy, aczkolwiek solidny Boateng. Smuda wystawił zaś najlepszych na tą chwilę piłkarzy z paszportem polskim i polski przypominający, brakowało tylko biedronkowego Adamiaka.
Co sądzę o tym starciu? Oryginalny nie będę - wynik nie jest w żadnym stopniu odzwierciedleniem jakości gry żadnej z drużyn. Już w pierwszej połowie rywale mogli wybić nam z głowy marzenia o zwycięstwie, no ale na bramkę Szczęsnego strzelał tragiczny ostatnio Klose. My robiliśmy dokładnie to, co będziemy robić na Euro - biegaliśmy za rywalami i próbowaliśmy uprzykrzyć im życie, a od czasu do czasu wyprowadzać kontrę. Nie jest to uszczypliwość z mojej strony, tylko dobra rada na przyszłość. Niech Smuda przygotuje chłopaków na 90-minutowe maratony i dopracuje wyjścia z własnej połowy, bo tylko tym możemy zaskoczyć bardziej renomowanych rywali. Na ataki pozycyjne nie mamy zawodników od 15 lat i szkoda by było zmarnować przygotowania do imprezy żyjąc w błogiej świadomości, że Błaszczykowski, Murawski, Matuszczyk czy Peszko rozjadą wszystkich dookoła klepką i dryblingiem.