Jako, że na gameplayu obecnie jest nas całkiem sporo, a serwowane przez twórców produkcje w wersjach testowych to doskonała okazja na tekst ze świeżymi wrażeniami, to tym razem DM wyprzedził mnie ze swoim tekstem. Dobrym tekstem. Mimo wszystko jednak nie mogę darować sobie przelania na słowa osobistych wrażeń, które ograniczą się do komentarza podstawowych elementów rozgrywki, niezbędnych dla dobrej, zręcznościowej ścigałki.
Spotykamy czasami osobę płci przeciwnej, niezbyt urokliwą na pierwszy rzut oka, ale z czasem, po dłuższej rozmowie, poznaniu - okazuje się, że jednak jest to ktoś szczególny i wyjątkowy. Tak właśnie jest z nową grą Ubisoft - The Crew. "Ekipa" wywołuje mały niesmak na początku, ale później odkrywa swoje zalety. Biorąc pod uwagę, że jest to wczesna wersja Beta - miejmy nadzieję, że lista tych zalet jeszcze wzrośnie...
Need for Speed słynie z mnogiej liczby odsłon. Na tyle mnogiej, że autorzy postanowili użyć od czasu do czasu znanego podtytułu. Tak było chociażby w przypadku Hot Pursuit, Underground oraz Shift. Od 2012 roku powrócono również do nazwy Most Wanted. W związku z tym postanowiłem skonfrontować pierwowzór z nowoczesnym restartem, by następnie wyłonić bezsprzecznego zwyciezcę w niniejszym pojedynku.
Jeśli ktoś lubi motoryzację, a przy tym nie obce jest mu granie, to z pewnością choć raz natrafił na tytuł Project CARS, którego autorzy starannie nakręcają zainteresowanie publikując zapierające dech w piersiach trailery. Jest to bowiem tytuł, który ma szansę stać się jedną z najładniejszych gier wyścigowych, a być może także jedną z najlepiej wykonanych w ogóle. Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Już od dawna nie dane mi było zagrać w jakąś porządną samochodówkę na PC. Ostatnim tytułem, który wywoływał wypieki na mojej twarzy był Need for Speed Underground 2. Rfactorów, Live for Speedów i GTRów nie liczę, bo to gry wymagające sporego zacięcia i cierpliwości (kasy również). Piszę tutaj o jakiejś zręcznościowej pozycji, którą odpala się i zakochuje się w niej już na ekranie ładowania.
Przez jakiś czas myślałem, że nowym motoryzacyjnym wymiataczem będzie Test Drive Unlimited 2, ale ktoś porwał się z motyką na Słońce i stworzył gniota z domieszką Simsów. A mi brakuje właśnie czegoś tak klimatycznego jak NFS U2. Brakuje przede wszystkim gry, w której sam fun przychodzi z jazdy bez specjalnego celu. Wsiadam, odpalam furę i jadę przed siebie kurząc wirtualne cygaro.
Po kilkunastu godzinach spędzonych z Gran Turismo na PSP stwierdzam, że to wprost niezwykłe połączenie spełniającego dziecięce marzenia prezentu z ukrytym pod ładnym papierkiem rozczarowaniem. Z jednej strony mogę zabrać ze sobą wszędzie potężny garaż rozmaitych modeli różnych marek i pościgach się nimi po znanych, słynnych , kultowych trasach, leżąc w łóżku lub jadąc autobusem. Z drugiej jednak, po każdych trzydziestu minutach zabawy zaczyna mi tak bardzo doskwierać brak trybu kariery, że potrzebna jest przerwa.
Need for Speed: The Run to jedna z trzech (obok Undercover i World) najgorzej ocenianych części wyścigowej serii, które pojawiły się na przestrzeni ostatniej dekady. Od premiery gry minęły już dwa lata i The Run pewnie już nikogo nie interesuje, mogę więc spokojnie napisać recenzję w sposób nieco inny, niż zwykło się to czynić. Bo, mili państwo, The Run to naprawdę fajna gra. Ale z drugiej strony - nie do końca. Frajdy miałem dużo, choć była ona krótka, a najważniejszy wniosek wyciągnięty po przejściu wszystkiego, co mnie interesowało, jest taki: The Run miał szansę być najciekawszym i najlepszym Need for Speedem od czasu Most Wanted z 2005 roku. Miał...
Sprawa wygląda tak: po przeczytaniu kilku recenzji i wypowiedzi masy lamentujących graczy, wiedziałem dokładnie, w co sie pakuję kupując The Run. I dostałem niemal dokładnie to, co sobie wyobrażałem. Gdybym kupił "to" niedługo po premierze za okolice 120 zł, bym się pewnie zdenerwował. Tymczasem 20 złotych z małym hakiem to rewelacyjna cena, jak za takiej klasy produkt (co oczywiście też mówi coś o jego ogólnej jakości).
Zdegustowany ostatnimi popłuczynami należącymi do EA, nie wierzyłem że ta firma jest w stanie wydać cokolwiek dobrego. To samo dotyczyło choćby marki Need for Speed, która od lat zawodziła graczy. Owszem Hot Pursuit oraz oba Shifty uznaję za przyjemne tytuły, ale reszta odsłon okazała się być poniżej wszelakiej krytyki. Dlatego też nie sądziłem, że z Rivals może wyjść cokolwiek przyzwoitego. Szczególnie gdy na targach filmiki prezentujące grę w akcji, zdecydowanie nie zachęcały.
Po 47 latach od premiery filmu "Grand Prix", na ekrany weszła kolejna, fabularna opowieść o świecie Formuły 1. Tym razem opowiada o sezonie 1976r. i rywalizacji dwóch kierowców, o całkowicie odmiennych charakterach. W Polsce nie ma znaczenia jakimi bolidami ścigają się, w jakich zawodach... Każdy taki film ma u nas tytuł "Wyścig"! Tym razem nie chodzi jednak o "Wyścig - Driven" Stallone, ale o "Wyścig - Rush" Rona Howarda.
Przeniesienie Gran Turismo na PSP było spełnieniem marzeń setek tysięcy graczy. Wirtualna encyklopedia motoryzacji wreszcie stała się mobilna i zyskała tym samym kolejny gigantyczny atut. Dzisiaj już każdy posiadacz handhelda Sony może pokonywać ostre zakręty Seattle Circuit i walczyć z oponentami na Deep Forest nawet w kolejce do lekarza, w autobusie lub podczas nudnego wykładu na uczelni. Czy wersja na PSP to 100% Gran Turismo jakie fani pokochali na dużych platformach? Okazuje się, że nie do końca. Są elementy, których obecność lub brak mogą zaskoczyć każdego fana serii Polyphony Digital.