W co gracie w weekend? #398: Monster Hunter World/Iceborne
W co gracie w weekend? #365: Resident Evil 4 HD – Survival horror, który zmienił oblicze gatunku TPP
Monster Hunter – gra zbudowana na żądzach
W co gracie w weekend? #288 – Rzeczy, które remake Resident Evil 2 robi lepiej od oryginału
W co gracie w weekend? #286: Resident Evil 2 - Powrót do Raccoon City po dwudziestu latach
Nielogiczny świat Resident Evil – kompromis, który zbudował tożsamość
Pograłem kilka godzin w Dragon’s Dogma, nową grę akcji RPG od studia Capcom, i muszę przyznać, że na razie jest bardzo dobrze. To dynamiczna produkcja, w której w końcu towarzyszy nam aktywna i samodzielna drużyna, a sama rozgrywka jest otwarta. Dzięki temu walki z mitologicznymi bestiami stają się ciekawsze i bardziej satysfakcjonujące. Gra ma jednak parę problemów, które widać już teraz. Zanim o nich opowiem, przywitajcie wirtualną wersję Heda zwaną Jasmin i znajdującą przyjemność w tłuczeniu ceramicznych dzbanków...
Demo Dragon’s Dogma jest krótkie – to pierwsza myśl, jaką miałem po przejściu tej zaledwie kilkunastominutowej prezentacji. Dwie sceny z gry – w których walczymy z Chimerą, Gryfem i innymi wrogami – są jednak potwierdzeniem, że Capcom spełni chociaż w części składane obietnice. Obietnice dość ambitne, bo zderzające ze sobą parę kontrowersyjnych motywów. Firma chce połączyć otwarty świat z dobrym systemem walki i aktywnym zachowaniem NPC.
Mam uwierzyć, że będę biegał z uśmiechem na twarzy u boku kompanów prowadzonych przez „inteligentne” skrypty? Że w walkach rozgrywających się na tle otwartej scenerii nie będzie trzeba uciekać się do naprędce odkrytych glitchy i pseudotaktyk (tak, patrzę w twoją stronę Skyrim)? A w dodatku wszystko to zapewni Crapcom? To nie może zadziałać. Tak myślałem, ale zaledwie kilkanaście minut wystarczyło, abym zapomniał o wszystkich tych pytajnikach.
Naprawdę cieszę się, że na tej generacji pojawiło się tak wiele fantastycznych RPGów. Demon's Souls i Dark Souls to mroczne, trudne i wymagające pozycje. Tactics Ogre to najwspanialszy taktyczny RPG od lat. Dungeon crawlery z widokiem z pierwszej osoby dzielnie reprezentuje Legend of Grimrock*, Shin Megami Tensei: Strange Journey, Etrian Odyssey, Wizardry, czy Dark Spire. Japońskie light RPG dostały wspaniałą Radiant Historie, Legend of Heroes, a japońskie RPGi akcji serię Ys. I tak dalej i tak dalej, bo Zelda, bo Witcher, bo Shiren, bo indie RPG.
Niektóre tytuły dość łatwo zdobywają przychylność graczy, którzy lubią wyzwania. Wśród nich sporą liczbę stanowią slashery, w których wysoki poziom trudności zmusza do wykazywania się nadludzkim refleksem, zręcznością i opanowaniem. Wszystko to tak na dobrą sprawę zaczęło się wraz z Devil May Cry. Jak dzisiaj prezentuje się jeden z ojców tego gatunku i stylu zabawy?
Produkcję Capcom trzeba zrozumieć. Trzeba zaakceptować jej założenia, poznać niuanse i wyuczyć się kilku technik. Dopiero wtedy przygody Dantego zaczynają bawić. Potwierdza to dobrze mój przykład. Pierwsze kilkadziesiąt minut gry było dla mnie mordęgą i doprowadziło do porzucenia DMC na kilka tygodni. Dopiero po pewnym czasie, z innym podejściem, odkryłem skrywane przez to dzieło japońskich twórców pokłady grywalności.
Materdea pisał na gameplay.pl, że recenzje mówią nam sporo o Resident Evil: Operation Raccoon City. Gra jest wybitnie średnia i blada. Po przejściu gry rzeczywiście mógłbym zarzucić jej wiele rzeczy (nawet więcej – zrobiłem to w recenzji na gry-online.pl), chociaż tej bladości nie widać, bo ogólnie w grze niewiele da się zobaczyć - jest absurdalnie ciemna.
Mówiąc poważnie, gra ma wiele elementów, które mogą utrudnić czerpanie radochy z przemierzania dobrze znanych lokacji. Mam jednak wrażenie, że część recenzentów oceniła produkcję przez pryzmat tego, czym chcieliby żeby była, a nie tego, czym jest. Postanowiłem sprawdzić za co krytykują ją najostrzejsi recenzenci i zweryfikować, czy mają rację.
To już dziś, światowa premiera spin-offu serii Resident Evil! Że co? Będzie lipa? Nie może być! Ci zachodni dziennikarze są strasznie surowi, Operation Raccoon City powinno być dobre.
Choć wielu fanów zwykło uważać, że seria kultowych survival horrorów od Capcom ma już lata świetności za sobą, na bieżący rok zaplanowano aż trzy premiery gier należących do marki. Jedną z nich mamy już za sobą, a Resident Evil: Revelations zbiera zasłużone pochwały graczy i recenzentów, co daje nadzieję, że seria powraca w chwale. Z tej okazji postanowiliśmy przedstawić Wam jej genezę, wyjaśnić dlaczego znacznie przyczyniła się do rozwoju gier wideo, a także zaprezentować szereg ciekawostek i z nią związanych.
Ostatnio na sklepowych półkach zawitała najnowsza produkcja spod znaku Silent Hill. Zatem dzisiejszym tematem będzie przedpremierowy Resident Evil: Operation Raccoon City, który na rynku pojawi się lada chwila, bo już za kilka dni. Pecetowcy jednak muszą uzbroić się w cierpliwość, ponieważ komputerowa edycja ma się ukazać dopiero w połowie maja.
Smakowicie. Tak w skrócie można opisać to, jak wygląda najnowsza część uwielbianego przez wielu cyklu gier. Capcom nie zamierza popełniać błędu i udawać, że oczekiwania graczy oraz sposób tworzenia nowych tytułów nie zmieniły się. Może przez to znowu dostaniemy strzelankę z elementami grozy, a nie pełnoprawny survival-horror, ale czy to naprawdę powód do zmartwień?
Chyba każdy kto spędził godziny poznając przygody Leona w czwartej odsłonie i kto później nieźle bawił się walcząc o życie w Afryce w kooperacji nie zaprzeczy, że były to dobre gry. Na taką zapowiada się też szóstka, która wyraźnie stawia na akcję, efektowność i emocje. Resident Evil otworzył może gatunek survival-horrorów dla szerszej publiczności, ale dzisiaj bardzo mądrze go już nie kontynuuje.
To nie żart. Capcom, wydawca i producent gier wideo, otworzył w centrum Tokio swój bar - Cap Bar. Jednym z dań będzie... mózg (ciasteczko z polewą) inspirowany grą Resident Evil. A dań będzie jeszcze więcej.