To ich bałem się w dzieciństwie. Przerażające postacie z bajek
Raz & na zawsze 2 - Legendy nigdy nie umierają
Aristophania 2 – Tajemniczy ogród Xaviera Dorisona
LastMan 8 - Nic się nie kończy, wszystko się zmienia
Stephen King na starość przerzucił się z horrorów na baśnie. I jest nieźle.
Ter 2 – Czy w dalekiej przyszłości jest miejsce dla proroków?
Zapraszam was wszystkich na drugą część sentymentalnej podróży do dzieciństwa autorów gameplay.pl. W tej części dowiecie się jakie bajki oglądali g40st, darth16, Brucevsky, Piras i Cayack. Jeśli nie czytaliście pierwszej części zapraszam tutaj.
Ostatnio z sentymentem wracam od młodzieńczych lat, kiedy o stałych porach wszystkie dzieci z podwórka biegły do domu aby obejrzeć ulubione bajki. Nieważne czy była to godzina 15, czy 19, czy został przerwany w połowie mecz, czy zabawa w chowanego. Bajki były dla nas jednym z najważniejszych punktów dnia. Każdy chciał mieć jak najwięcej tazo z Pokemonów, albo podziwiał tych, co nie bali się Buki.
Tak się składa, że w mijającym roku moje zainteresowanie w większości wzbudzały gry małe, niezależne, nawet wydane w wersji beta. Na mojej liście nie brakuje oczywiście tytułów bardziej znanych, na które dzielnie przeznaczałem kolejne godziny grania. Tak czy siak w tych starciach to Dawid wygrywał z Goliatem. Ścieranie w Call of Juarez: Gunslinger, Payday 2 oraz The Incredible Adventures of Van Helsing będę wspominać na pewno lepiej niż zliczanie błędów w Battlefield 4, idiotyzmy Aliens: Colonial Marines czy jakościowe braki Batman: Arkham Origins.
Do pierwszej grupy trafił w ostatnim czasie jeszcze jeden maluczki gracz, który jednocześnie poprzewracał mój prywatny ranking naj-naj. A mowa tu o Brothers: a Tale of Two Sons produkcji studia Starbreeze.
Dzieciństwo dla mnie stało głównie pod znakiem angielskiego Cartoon Network z kablówki, kaset VHS i niezastąpionej Poloni 1. Kresówek oglądało się masę i tamte czasy wspominam z łezką w oku. O swoich ulubionych bajkach pisałem TUTAJ, zaś teraz chciałbym się skupić na postaciach, przez które nie mogłem spać po nocy.
Fajnie czasami cofnąć się w czasie. Surfując sobie po Youtubie, natrafiłem gdzieś na openingi anime z Poloni 1, które oglądałem za młodu. Chwila szperania i totalnie odleciałem - zanim się spostrzegłem, była późna godzina nocna, a ja wciąż z wypiekami na twarzy oglądałem kolejne czołówki kreskówek z mojego dzieciństwa.
Trylogia Prince of Persia jest jedną z najlepszych serii gier akcji ostatnich lat. Każda z poszczególnych części uzupełniała się dodając coraz to lepsze i usprawnione elementy. Klimat baśni tysiąca i jednej nocy w Sands of Time, wyśmienita walka w Warrior Within, aż po Two Thrones, które może nie wyróżniało się tak mocno jak poprzednicy, ale było doskonałym połączeniem obu poprzedników.
Do Fable II przybierałem się jak przysłowiowa sójka za morze – pograłem dwie godziny, odkładałem na tydzień: i tak w kółko. Troszkę pobiegałem, troszkę pozabijałem, troszkę niczego nie zrobiłem – cóż, nie zawsze jest czas. Ale w końcu udało mi się grę skończyć. Powiem krótko: dzieło Lionhead Studios to bardzo fajna produkcja, mająca w sobie tonę uroku i jeszcze więcej wdzięku. Były elementy, które mi się nie podobały, jednak w ogólnym rozrachunku jest OK. A nawet lepiej:
Dawno, dawno temu, za siedmioma żałobami, za siedmioma aferami, było sobie Ministerstwo Administacji i Cyfryzacji. Cóż to takiego? Ministerstwo, drogie dzieci, to taka instytucja, która zajmuje się danym działem administracji rządowej. W tym przypadku, było to nowe ministerstwo, a stojący na czele minister był „bez teki”, co oznacza, że taki trochę nie teges, na razie eksperymentalny, na próbę. Boni się nazywał, Michał Boni. Pan Michał Boni, drogie dzieci, wyszedł na mównice i powiedział:
„Będzie nowocześnie, a państwo chce nawiązać dialog” – ale Michał Boni kłamał, chociaż raczej o tym nie wiedział. Bo nie było ani nowoczesności, ani dialogu.
Od takiego ważnego pana, który był szefem wszystkich szefów (i wcale nie chodzi o Krzysztofa Jarzynę ze Szczecina), dostał ten minister polecenie, żeby matkę, tudzież macochę, czyli państwo, nauczyć rozmawiać z córką, tudzież pasierbicą, czyli społeczeństwem doby cyfryzacji. Inaczej mówiąc – żeby znaleźć wspólny język, bo państwo i społeczeństwo bardzo się od siebie oddaliły. Wszyscy bardzo liczyli na Boniego.
Ostatnio trochę przypadkiem, trochę za namową Żonki postanowiłem odświeżyć sobie wspomnienia z dzieciństwa. Padło na bajki, kreskówki, wieczorynki – czyli wszystko to, co przyciągało moją uwagę na dłużej niż 15 minut przed TV. Najlepsze bajki puszczano wówczas na Polonii 1 i polskim RTL 7. Dlaczego? Bo były i brutalne, i zabawne, i… czasem pokazywali tam nagie panie (no co? byłem mały!). Dzisiaj widok tych bohaterów budzi politowanie i ironiczny uśmiech. Okazuje się, że wspomnienia są najcenniejsze, kiedy są nietykalne, kiedy nie próbujemy ich reanimować. Przekonałem się, że kiedyś reagowałem na te obrazy wybuchami „hahaha!” i „łał!”, a dzisiaj „o Boże, jakie to głupie!”. Ale wciąż lubię te animowane głupoty.
Jakiś czas temu obiecałem sobie i Wam krótki tekst o bajkach mego dzieciństwa. Nadszedł ten moment, by uderzyć w dobrze wszystkim znaną nostalgiczną strunę i pochylić się nad tymi obrazami, które zaprzątały moje (i być może Wasze) umysły te mniej więcej 15-20 lat temu.
W rozwinięciu znajdziecie sześć czołówek z bajek, które z jakichś powodów zapamiętałem bardziej, niż inne. Nie będę też wymieniał wszelkiego rodzaju mniej lub bardziej klasycznych Disneyów, bo zdecydowana większość z nich leciała w niedzielne wieczory, co z kolei powodowało ambiwalentne odczucia. Z jednej strony super, bo zaraz obejrzę Brygadę RR lub Kubusia Puchatka, ale z drugiej później będzie trzeba szykować się do spania, bo następny dzień to szkoła. Więc Disneya brak, ale będą inne smakołyki. Zapraszam.