Porządne seriale pochodzące z naszej pięknej ojczyzny można policzyć na palcach pary, w której mężczyzna pracuje jako niezbyt rozważny drwal. Kraje skandynawskie – dla przykładu – pokazały, że nakłady finansowe czy położenie geograficzne (jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi) nie robią żadnych problemów przy produkcji telewizyjnych przedsięwzięć, które mają zachwycić widzów. Spoglądając na „Borgen”, „The Killing” czy „Most nad Sundem”, wszystkie wydane w ciągu ostatnich kilku lat, napełniają się łzami oczęta konsumenta, co to pamięta jeszcze „Pitbulla”, „Odwróconych”, „Alternatywy” czy nawet „Alfabet Mafii”, a który przestał już liczyć na jakąkolwiek rezurekcję rodzimej sztuki z małego ekranu. A może jednak jest jeszcze jakaś nadzieja...?
Jako osoba, której słowo ma zaszczyt docierać do i tak porażającego mnie grona (mówię o Was, czytelnicy Gameplaya), czuję się zobowiązany do podsuwania mojej publice pewnych treści, w moich oczach postrzeganych jako ciekawe i warte zwrócenia uwagi. Nie warto byłoby rozpływać się nad tym, jaką wspaniałą sagą jest ta o tytule „Pieśń Lodu i Ognia”, jak fundamentalnym dla polskiego fantasy pisarzem był Andrzej Sapkowski, jak listy bestsellerów podbijał Stephen King. To wszystko należy do informacji powszechnie znanych, poziom trudności przemielenia ich i podpisania jako swoich własnych oscyluje raczej w okolicy „easy” (nie znaczy to jednak, że nie da się napisać ciekawego artykułu o popularnych seriach). Ja jestem jednak jak łosoś, co to lubi płynąć pod prąd, dlatego podsunę Wam dzisiaj tytuł, po który może niekoniecznie będziecie musieli się udawać do zamkniętego oddziału miejskiej biblioteki, niczym po zapomniany artefakt, ale może będziecie zmuszeni do głębszego pogrzebania. Panie, panowie – przedstawiam „Dagome iudex” Zbigniewa Nienackiego.
Magia, magia. To temat rzeka, o którym można znajdować mnóstwo, ale to mnóstwo tematów, a i tak nigdy nie odkryjesz wszystkiego. Wielu twórców inaczej interpretuje magię oraz korzystanie z niej. Jedni bardziej podkreślają jej baśniowość, drudzy brutalność. Ja sam zdecydowanie wolę obejrzeć prawdziwy, mroczny pazur tej dziedziny.
Przyznam, że tym razem GoT oglądało mi się zupełnie inaczej niż dotychczas. Był to pierwszy sezon, który zobaczyłem przeczytawszy wcześniej książki. Dołączyłem więc do grono tych wszystkich przemądrzałych specjalistów, którzy psują wszelkie dyskusje o serialu demonstrując swoją niewątpliwą wyższość nad motłochem wynikającą z tego, że ONI WIEDZĄ. Zatem, ponieważ JA WIEM, będzie tu dużo narzekania na zmiany w stosunku do książek, niewykorzystany potencjał i generalną nieudolność scenarzystów, bo przecież ja zrobiłbym to lepiej.
Czwarty sezon "Gry o tron" za nami. A ten był niezwykle barwny, dynamiczny i rzecz jasna - pełen kontrowersji. O samym finale nieco więcej napisałem tutaj, zaś poniżej znajdziecie dziesięć scen, które najbardziej utkwiły w pamięci chyba każdemu widzowi.
"Gra o Tron" powraca po dwutygodniowej przerwie i serwuje fanom odcinek, który będą wspominać jeszcze przez długi czas. (Spojlery!)
Jak co roku na wiosnę żegnamy sporo telewizyjnych produkcji, które powrócą (lub nie) dopiero jesienią. Na szczęście wiosna to również okres, w którym pojawia się wiele innych, wartych uwagi seriali. Oto kilka z nich, na których na pewno się nie zawiedziecie.
HBO już przyzwyczaiło swoich widzów do afer i aferek, które przewijają się przez sieć po emisji nowych odcinków "Gry o tron". O co poszło tym razem? Uwaga na spojlery!
Postaram się zwięźle wytłumaczyć, dlaczego nie lubię Gry o tron (pierwszego tomu Pieśń Lodu i Ognia, wyd. Zysk i S-ka, tłum. Paweł Kruk) i uważam, że wydawnictwo powinno zwrócić czytelnikom pieniądze lub wymienić nabyte przez nich egzemplarze.
Jak niedawno pisał bukins „Gra o Tron” to nie tylko serial. Przedstawił on nam parę wybranych pozycji, od gier planszowych po gry komputerowe. Była to jednak twórczość wyspecjalizowanych w tych dziedzinach firm. Jak się okazuje, fani również potrafią dorzucić coś od siebie i sami mają masę pomysłów, jak na codzień żyć i bawić się w klimatach Westeros.