HBO już przyzwyczaiło swoich widzów do afer i aferek, które przewijają się przez sieć po emisji nowych odcinków "Gry o tron". O co poszło tym razem? Uwaga na spojlery!
W trzecim odcinku czwartego sezonu twórcy "Gry o tron" demonstrują widzom emocje, jakie wywołała śmierć jednego z głównych bohaterów serialu, Joffrey'a. W scenie gdzie pokazywane są zwłoki młodego króla w pewnym momencie Jaime Lannister postanawia siłą wymusić stosunek seksualny na Cersei, swojej siostrze i wieloletniej kochance. Scena, która ze względu na swój komizm sytuacyjny bardziej mnie rozbawiła niż zaszokowała, wywołała sporo kontrowersji wśród fanów produkcji.
Pierwszą z nich jest sam fakt gwałtu. Różne media, jak choćby “Wired” czy "Time", ostro skrytykowały okrucieństwo wyżej wspomnianego momentu. Wszystko po tym, jak aktor odgrywający rolę Jaimego, Nikolaj Coster-Waldau, stwierdził, że nie był to do końca gwałt, gdyż jego partnerka pod koniec godzi się na stosunek. Ciężko jest jednak całe te wieszanie psów brać na poważnie, bo przecież od dawna twórcy raczyli nas ostrzejszymi kawałkami. Jakoś nie słyszałem by różne portale internetowe oburzały się na palenie ludzi na stosach za to, że mieli inne poglądy religijne. Nikt nie krytykował serialu za brutalne sceny tortur za pomocą szczura. Nikt też nie płakał gdy dwie prostytutki musiały się torturować.
Ba, nawet w tym samym odcinku możemy doszukać się całej masy bardziej szokujących rzeczy. Zabity zostaje człowiek, dzięki któremu Sansa ucieka z królewskiego dworu. Cisza. Dzicy wyżynają całą wioskę a mały chłopczyk dowiaduje się, że zwłoki jego rodziców zostaną zjedzone. Cisza. Ogar okrada i spuszcza ostry łomot wieśniakowi, który wcześniej go nakarmił i dał dach nad głową. Cisza. O brutalnym zabiciu konia pod koniec epizodu już nawet nie wspomnę... Smuteczek.
"Gra o tron" słynie z łamania zasad dzisiejszej telewizji i coraz ciężej czyta się te wszystkie opinie, w których widzowie oburzają się na surowość serialu. Pierwszą ostrą reakcję wywołała pamiętna śmierć Neda Starka. Wtedy pojawiły się nawet petycje, w których proszono o zmianę scenariusza... Całe szczęście, że twórcy nie zwracają uwagi na tego typu krytykę i starają się, po części, oddać ducha książek. Kto wie jak by wyglądały “Krwawe gody” gdyby producenci wsłuchiwali się w lamenty płaczliwych pseudofanów...
Drugą kontrowersją nowego odcinka jest nieustanne narzekanie na różnice między książką a filmem. W tym przypadku wielcy, oświeceni czytelnicy oburzyli się, że sceny gwałtu w książce nawet nie było a scenarzyści po raz kolejny zgwałcili (yep) słowo pisane. Na początku czytanie takich komentarzy było nawet ciekawe, ale po trzech latach można się tym znudzić. Nie od dziś wiadomo, że różnice między książką i jej adaptacją będą zawsze i twórcy filmów/seriali zawsze będą mieli własną wizję na daną produkcję. Z tym trzeba się po prostu pogodzić. A tak nawiasem, chyba ciekawiej jest wyłapywać różnice między książką a filmem, niż oglądać ciągle dokładne odwzorowanie wszystkich scen. Gdzie tu zabawa?
Na wszystkie te kontrowersje patrzę już tylko z przymrożeniem oka. Chyba lepiej jest się skoncentrować nad oceną całego odcinka, niż poszczególnych scen, a tutaj nie jest już zbyt kolorowo. Był po prostu nudny i niestety niczym nie zaskoczył. Najmocniejszym punktem epizodu były ostatnie jego minuty, ale szkoda, że zostały one przerwane w tak marny sposób. Ten odcinek na tle pozostałych wypada jak na razie najsłabiej.
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na Facebooku.