Esencja Call of Duty, czyli pionierskie odsłony serii
KILLHOUSE - Elektroniczny System Wspierania Gier (ESWG)
"Call of Duty jest Coca-Colą gier wideo"
Medal of Honor: Allied Assault vs Call of Duty - która z nich wygra wojnę?
Hej malutka, pokażę Ci jak się gra na hardzie
Polska pani premier nową postacią w Tekkenie 7 – Recz o Polsce w grach wideo
Niniejszy wpis jest odpowiedzią na wyczerpujący artykuł Qualltina, dotyczącego hipotezy krótkich gier dla zajętych ludzi. Osobiście jednak uważam, że długość nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Przede wszystkim liczy się jakość, jak i to czy dana pozycja nas wciągnie czy też nie.
Z roku na rok mamy coraz mniej czasu na własne rozrywki. Ot, takie życie, że każda kolejna wiosna, odciskająca piętno na naszej twarzy i podejściu do życia sprawia, że musimy stawić czoła z goła mniej przyjemnym sytuacjom aniżeli miało to miejsce jeszcze względnie niedawno. Dla tych, którzy weszli w pełną dorosłość, jest to rodzina, dom i praca, z kolei dla tych, którzy rozpoczęli swoje niezależne, samotne życie, jest to zdobycie niezbędnych umiejętności do funkcjonowania z dala od domu rodzinnego. Gdzie więc czas na gry? Czas może i się znajdzie, ale wybawieniem dla takich osób będą gry stosunkowo krótkie, o których dziś chcę trochę napisać.
Ciągnięcie danej serii w nieskończoność to obecnie jeden z najpopularniejszych marketingowych zabiegów na rynku. Dobre marki podparte oczywiście jeszcze lepszą reklamą ani myślą schodzić ze sceny. Pewne pozytywy istnieją, ale zdecydowanie więcej jest krytycznych, negatywnych stron tej polityki, nad którymi chcę się dziś skupić, bowiem „Growe Tasiemce” żywią się bez końca i rozmnażają w niewyobrażalnym tempie.
Jestem typem gościa, który, jeśli coś się w nim zbiera, zwyczajnie musi to z siebie wyrzucić, a przyświecają temu cele niemalże tylko egoistyczne, jak choćby ten: by mieć spokój. W tym wypadku jest podobnie, nie mam zamiaru wcielać się w Homera czy innego Szekspira i pisać utwór, który zdefiniuje funkcjonowanie pewnej społeczności czy wręcz epoki, lecz jedynie wykrzyczeć w nerwach pewne słowa, załamując ręce nad tym, jak godzimy się z obecnym stanem rynku gier wideo i jak napędzamy pewne negatywne tendencje, które go kształtują.
Kolejny rok, kolejne Call of Duty. Ile to było spekulacji, dywagacji i wszelakich rozważań na temat właśnie nieskończoności tej serii. I to zresztą całkiem słusznie, bo Activision zwyczajnie się pogrąża co rusz chwaląc się nowymi elementami rozgrywki w kolejnej odsłonie, które wśród normalnych gier są małoznaczącymi, drobnymi pierdółkami. Nawet sytuacja na rynku i coraz większy wzrost popularności Battlefielda, nie są wstanie zatrzymać przybierającego na wadze tasiemca.
Wszystko wskazuje na to, że za jakiś czas twórcy gier (i nie tylko) o tematyce militarnej mogą mieć poważne problemy z wykorzystaniem w swoich materiałach rosyjskich karabinów AK. Spowodowane jest to chęcią zastrzeżenia tej marki przez Kalashnikov Corporation.
Taką informację dostarczył wczoraj serwis defense24.pl powołując się na notatkę w piśmie „Arużenijnik”. Żeby dolać oliwy do ognia zastrzeżenie ma objąć również trójwymiarowe modele broni. Brzmi groźnie? I tak i nie, choć popularny „Kałach” jest dostępny w wielu współczesnych FPS'ach.
Sami na pewno to przeżyliście - kiedy niczego nie spodziewający się, siedzieliście przed monitorem, nadając Waszemu życiu monotonny puls wyznaczany przez kliknięcia myszki, aż tu nagle przed oczami ujrzeliście elektryzującą wiadomość. Oto seria, którą kiedyś tak lubiliście, ale z powodu braku jej jakiejkolwiek aktywności zdążyliście o niej zapomnieć, powraca. Starzy bohaterowie, nowa fabuła, szansa na to, by wsiąknąć w fascynującą historię, która na długie lata zapisze się w świadomości. Entuzjazm wobec perspektywy obcowania z niespodziewanym. Uczucie zupełnie przeciwne wobec tego, co czuję, gdy rokrocznie widzę zapowiedź "nowego" Call of Duty.
Stworzyć grę i ją sprzedać to jedno. Jest to czynność najprostsza i kiedyś, dawno temu, stanowiła trzon biznesowy świata gier. Tytuły były tworzone, następnie sprzedawanie, od święta pojawiał się jakiś patch będący oznaką zainteresowania twórcy swoimi odbiorcami. Zyski jednak z takiego podejścia nie są duże, twórcy więc próbują swoje biznesowe zasady zmieniać, a efektem tego jest zrodzenie się idei DLC. Co więc powiecie na oryginalny pomysł od Activision, żeby Snoop Dogg towarzyszył Wam swoim głosem w rozgrywce wieloosobowej? Film z resztą wyjaśni wszystko. :-)
Nie raz jest potrzeba sięgnąć po zakurzony tytuł. Czy to z powodu sentymentu i pragnienia przeżycia raz jeszcze danej przygody, czy z uwagi na zwyczajną chęć zagrania w produkcję zaległą, którą wstyd nie wpisać w swoją grową bibliotekę. Mimo wszystko powracanie do starych tytułów jest często bolesne.
Wcale nie żałuję. Jest mi wręcz przykro, że ze świetnie zapowiadającego się stopniowego rozwoju serii, co zwiastował pierwszy Modern Warfare, całość stała się zwykłym kompostem. Pf! Kompost przecież fermentuje i zmienia właściwości, a we wspomnianej serii jakiegokolwiek progresu brak.