1999 to był TAKI rok - co się działo w muzyce 20 lat temu? - fsm - 13 lutego 2019

1999 to był TAKI rok - co się działo w muzyce 20 lat temu?

Każdy z nas mógłby bez problemu cofnąć się o kilkanaście lub więcej lat i wskazać jakiś jeden rok, gdy na rynku pojawiło się mnóstwo ważnych dla niego/niej albumów autorstwa wielu zdolnych artystów. Takie działanie łatwo może wpisać się w poetykę marudzenia z serii "dawniej było lepiej, teraz nie ma niczego ciekawego". Ja jestem daleki od tego typu stwierdzeń, ale muszę przyznać, że 1999 był zaiste ognisty.

Bliska memu sercu muzyka 20 lat temu trzyma się dzielnie do dzisiaj - do tych albumów, albo innych dzieł tych wykonawców, wracam bardzo często. Ale żeby nie być tak bardzo jednostronnym, gitarowym, rockowym, metalowym czy alternatywnym, wskażę jeszcze kilka innych kilerów, którzy mają na karku dwie dekady. Gotowi na krótką wycieczkę w przeszłość?

Ninch Inch Nails - The Fragile
Niezmiennie najlepszy album w historii muzyki. Więcej napisałem kilka lat temu w osobnym tekście, więc nie będę się powtarzał. Mistrzostwo świata!


Incubus - Make Yourself
Płyta dobra i ważna z kilku względów. Po pierwsze - jest to kawał świetnie napisanego i zagranego alternatywnego rocka. Po drugie - kilka lat wokół wydania Make Yourself to najlepszy okres w karierze zespołu Incubus. Po trzecie - gdy miałem 15 lat teksty bardzo do mnie przemawiały.


Rage Against The Machine - The Battle of Los Angeles
Według Rolling Stone to jedna z najlepiej ocenianych płyt tego roku. RATM eksplodowali w 1992 roku, troszkę zwolnili przy okazji płyty numer 2, by na trzecim albumie znowu pokazać ogromną klasę. Rewelacyjna rap-metalowa płyta, która dziś sprawia, że za "Rejdżami" mocno tęsknię i ani Audioslave, ani Prophets of Rage nie są w stanie tej tęsknoty w pełni zaspokoić.


Korn - Issues
Najlepszy album najlepszego nu-metalowego zespołu. Wszystko to, co sprawdziło się na Follow the Leader, zostało tu rozwinięte i dopracowane. Issues brzmi świeżo nawet dziś i myślę, że obecny Korn bardzo chciałby nagrać ten album raz jeszcze.


Limp Bizkit - Significant Other
Freda Dursta mało kto lubi. Limp Bizkit jest cieniem swojej dawnej, za przeproszeniem, chwały. Ale Significant Other (i wydany w kolejnym roku Chocolate Starfish...) to absolutny szczyt mainstreamowego, rapowanego metalu dla bracholi. Obie płyty są też fabrykami hitów.


Red Hot Chili Peppers - Californication
A skoro o fabryce hitów mowa... Californication to prawdopodobnie najlepszy album Red Hot Chili Peppers (choć ja na szczycie stawiam Blood Sugar Sex Magik), na którym pojawiło się kilka potężnych singli, które do dziś znane są przez niemal wszystkich. Bardzo solidna, rozrywkowa płyta.


Muse - Showbiz
Debiutancki album Muse nie jest ich najlepszym, ale stanowi wspaniałe świadectwo kreatywności i potencjału, który w kolejnych latach był konsekwentnie realizowany (aż w końcu przestał).


Foo Fighters - There is Nothing Left to Lose
Ta płyta może nie jest najlepszą w dyskografii Foo Fighters, ale jej obecność tylko dokłada się do pozytywnego wydźwięku, jaki ma rok 1999. No i singlowe Learn to Fly z najlepszym teledyskiem, oraz mocarne Stacked Actors są warte zapamiętania.


Filter - Title of Record
Najlepszy album zespołu, który narodził się po odejściu Richarda Patricka z Nine Inch Nails. Alternatywny rock z naleciałościami industrialu w pełnej formie - Patrick ostatnio próbuje wrócić do podobnych brzmieć z lepszym (Crazy Eyes) lub gorszym (The Sun Comes Out Tonight) skutkiem.


Powyższe zestawienie pokazuje, że dużo zacnych premier pojawiło się w muzycznym światku te 20 lat temu. Ale przecież to nie wszystko. Szukając przez zaledwie kilka minut z czeluściach mej pamięci i internetu wyplułem taką oto listę albumów świetnych i wartych przypomnienia:

  • Beck - Midnite Vultures (mistrz białego funku)
  • David Bowie - Hours (każdy rok z Davidem to dobry rok)
  • Sigur Rós - Ágætis byrjun (nie słucham ich, ale podobno to ten album wywołał falę popularności)
  • Moby - Play (chyba najlepsze, co nagrał ten pan, prawda?)
  • Mogwai - Come On Die Young (solidny post-rock z Wysp)
  • Eminem - The Slim Shady LP (czy trzeba coś pisać?)
  • Silverchair - Neon Ballroom (post-grunge, którego porządnie posłuchałem dopiero kilka lat temu)
  • Aphex Twin - Windowlicker (najlepszy ze strasznych, najstraszniejszy z najlepszych twórców muzyki elektronicznej)
  • Porcupine Tree - Stupid Dream (bo post-rocka nigdy za dużo)
  • Blink 182 - Enema of the State (pop-punk = sukces; nawet jeśli się nie lubi, to się pewnie zna... prawda?)
  • The White Stripes - The White Stripes (pierwsza płyta zespołu, która dała początek karierze Jacka White'a)
  • Slipknot - Slipknot (potężny debiut, o którym nie można wspomnień)
  • Machine Head - The Burning Red (jedyny album grupy, którego słucham w całości)
  • P.O.D. - The Fundamental Elements of Southtown (kolejny debiut, który dał początek niezłej karierze)
  • Seventdust - Home (najlepszy album fajnych chłopaków z Atlanty)
  • Metallica - S&M (symfoniczna "Meta" wymaga wspomnienia)
  • koncertowy album Marilyna Mansona (jedyny koncertowy album wydany na CD, zresztą u szczytu sławy MM)
  • Rammstein - Live Aus Berlin (pierwsze z wielu koncertowych wydawnictw)

Niemal 30 albumów*, z których o kilkunastu pewnie słyszeliście, a kilka z nich na pewno grały gdzieś przy Waszym uchu więcej niż raz. To świadectwo prawdziwej petardy, jaka została odpalona 20 lat temu (i twierdzę, że nostalgia nie ma tu nic do rzeczy, choć pewnie jakiś udział miała) - 1999 był super! Chciałbym, byśmy za 20 lat mogli o 2019 roku mówić z podobną siłą.

*bez wątpienia czegoś na tej liście brakuje, jak to najczęściej bywa... :)

fsm
13 lutego 2019 - 13:11