Nie jest wielką tajemnicą, że mania na MMA to obecnie duża rzecz w Stanach Zjednoczonych, tak duża, że wiele osób zaczyna nazywać walki w oktagonie nowym sportem narodowym Amerykanów. Czy tak jest? Tego nie wiem, ale kino lubi odbijać w sobie wszelkie pasje Wujka Sama – w przeszłości nie raz byliśmy krzywdzeni przez polskie stacje telewizyjne puszczające filmy familijne o futbolu i baseballu, których żaden dzieciak nie rozumie (ale, że Polsat tanim kosztem miał zapchajdziurę na niedzielę, to leciało na cały kraj)... A dziś kręci się filmy o mieszanych sztukach walki.
Pamiętacie może Warrior (2011) z Tomem Hardym? Był to dramat budowany na podobieństwo wielkiego Rocky'ego, w którym jednak nie wszystko dobrze ze sobą współpracowało. Znalazło się tam miejsce na historię nauczyciela, który musi zacząć walczyć bo to jedyny sposób na szybkie zarobienie dużych pieniędzy – w podobny sposób postępuje bohater Here Comes the Boom... tylko on zamierza przegrywać.
Poza tym to komedia z Kevinem Jamesem.
Kontynuując misję uczynienia świata lepszym, po ruszeniu tematu Twittera i Instapaper, przeszedł czas na „odkopanie” Ted Talks dla tych, którzy jeszcze nie mieli okazji trafić na tę stronę.
Wirtyna Ted Talks (a właściwie ted.com) to zbiór wykładów nie przekraczających dwudziestu minut, których rozpiętość tematyczna jest tak wielka, że trzeba się mocno postarać żeby nie znaleźć czegoś dla siebie. Mówcy zapraszani na konferencje to naukowcy, filmowcy, dziennikarze, podróżnicy, artyści, oraz zwykli ludzie, którzy osiągnęli coś niezwykłego. Ich prezentacje podzielone zostały na szczegółowe kategorie, są dostępne wielu językach i można je sprawdzić całkowicie za darmo bez konieczności rejestracji.
Hasło tego przedsięwzięcia to Ideas worth spreading (pomysły, którymi warto się dzielić), a ja postaram się pokazać, że jest to prawda...
Metal Gear Rising: Revengeance to całkiem nowe Metalu Giru, na które uwagę zwrócą przede wszystkim dwie grupy graczy: jedni to fani Platinum Games (developer), a drudzy to fani wszystkiego z Metalu Giru w tytule. Ja należę zdecydowanie do tych pierwszych i nareszcie położyłem swe ręce na demie najnowszej pozycji ojców Vanquisha.
Powiedzieć, że Traveller's Tales dorwało kurę znoszącą złote jaja to za mało – oni ją po prostu stworzyli. Łącząc duńskie klocki z licencjami filmowymi, angielskie studio osiągnęło coś co do tej pory udawało się (na taką skalę) chyba tylko Nintendo – powstała seria, za którą szaleją dzieciaki na całym świecie.
Lego Star Wars: The Video Game, Lego Indiana Jones: The Original Adventures, Lego Batman: The Videogame, Lego Rock Band, Lego Harry Potter: Years 1–4 i wiele innych co roku są momentem kulminacyjnym świąt, urodzin, imienin i wszelkich innych okazji, w których dzieciaki dostają prezenty od swych rodziców. Szkielet rozgrywki jest na tyle elastyczny, że można go dopasować praktycznie do każdego uniwersum, a jak wiadomo najmłodsi lubią formułę „jeśli coś jest dobre to chcę tego więcej” i trudniej jest ich tym znudzić niż dorosłych. Jednak serię Lego ogrywają też starsi gracze, czego oni mogą od niej wymagać?
Kiedy film animowany potrafi połączyć dobrze opowiedzianą historię z charakterystycznymi postaciami, które lubimy od samego początku, i zatopić to wszystko w oryginalnej formie to możemy mówić o sukcesie. Gdy doda się do tego rewelacyjną muzykę i piękne, pełne szczegółów sceny to otrzymujemy coś czego nie wypada przegapić.
Mamoru Hosoda, wraz ze studiem Madhouse (wspólnie zrobili także urocze The Girl Who Leapt Through Time - O dziewczynie skaczącej przez czas) dostarczył właśnie coś takiego. Jego Summer Wars dostarcza ciepłych wspomnień z letnich wakacji, łącząc je z familijną opowieścią, która przez cały czas trzyma poziom mieszając wątki komediowe, sensacyjne, akcję, romans i sielankowy obraz słonecznych dni spędzanych w pięknym dużym domu.
Nie jestem fanem Apple i pewnie nigdy nie będę, jednak możliwość zapoznania się z życiem Steve'a Jobsa, który wielkim wizjonerem był, zawsze mnie interesowała. Nie bez powodu jego firma wyznacza globalne trendy. Jak można dojść do takiego poziomu? Nieustępliwością, wybrednością i oczywiście uporem. Każda z tych cech w przypadku Jobsa okazała się być zaletą, pozwalającą stworzyć jedyne w swoim rodzaju przedsiębiorstwo.
Walter Isaacson w karkołomny sposób uporządkował losy tego wybitnego humanisty, posiadającego też wielką miłość do technologii (albo na odwrót). To 700 stron konkretnej przygody po miejscach w których powstawały przedmioty używane przez nas codziennie.
Motywem przewodnim The Walking Dead jest podróżowanie po Stanach Zjednoczonych opanowanych epidemią zombie. Łączność radiowa, telewizyjna i Internet już nie działają, nie mamy informacji czy ktokolwiek żyje, i czy gdzieś jest bezpiecznie. Mimo to ruszamy w podróż na wybrzeże, wierząc w to, że znajdzie się tam jakaś łódka, na której odpłyniemy w lepsze miejsce.
Wcielamy się w postać Lee, czarnoskórego mężczyzny w sile wieku, który właśnie jedzie do więzienia, by odsiedzieć swój wyrok za zabicie człowieka. Nieszczęśliwy wypadek sprawia jednak, że trafiamy do lasu pełnego zombie. Uciekając, przypadkowo wpadamy do domu bystrej ośmiolatki (tak się składa, że jej opiekunka zmieniła się w zgniłą kupę mięsa)... Bierzemy małą pod swą opiekę, obiecując, że jakoś odstawimy ją do rodziców. Wkrótce dołączamy do grupki ocalałych. Wygląda na to, że nigdzie nie jest już bezpiecznie.
A co jeśli powiem, że mi nie zależy?
Na wczorajszej konferencji Nintendo Direct, na której szef firmy, Satoru Iwata upewnił nas w tym czemu nazywa się ona „Direct”...
…zapowiedziano coś na czekali od dawna fanatycy tej firmy, dzieci, dorośli i maniacy hodowania stworków. Zapowiedziano Pokemon X i Pokemon Y, nowe odsłony słynnej serii, przygotowane z myślą o Nintendo 3DS. Nie dość, że walki i perspektywa staną się bardziej „trójwymiarowe” to jeszcze zdecydowano się na równoczesną premierę w Japonii, Stanach i Europie. Big N chce rozbić bank już w październiku i jestem pewien, że to się uda.
Postęp to pojęcie kojarzące się z tym co dobre – jednak kolejne odkrycia w dziedzinach związanych z bronią, genetyką, czy robotyką nie koniecznie muszą służyć ludzkości we właściwy sposób. Z taką właśnie sytuacją zapoznajemy się na początku Binary Domain. Na jaw wychodzi bowiem wielki skandal jakim jest pojawienie się maszyn tak podobnych do człowieka, że nie da się ich odróżnić od „naturalnych” obywateli. Twory te nazywane są Hollow Child's i ich największym dramatem jest to, że same nie są świadome swych korzeni. Żyjąc w społeczeństwie, ucząc się, bawiąc i poznając przyjaciół nie wiedzą o swym mechanicznym sercu.
Nowa Konwencja Genewska wyraźnie zabrania tworzenia tego typu maszyn, dlatego też kiedy w USA pojawia się Hollow Child zostaje uformowany specjalny oddział. Jego misja to wyruszyć do Japonii, gdzie swą siedzibę ma korporacja Amada – główni podejrzani w sprawie złamania międzynarodowych przepisów. Wcielamy się zatem w sierżanta Dana o wielkich łapskach i nieludzkim szczęściu, i ruszamy do Tokio, by spotkać się z resztą międzynarodowego zespołu wyznaczonego do wykonania operacji. Na miejscu spotykamy przedstawicieli Chin, Anglii i Francji z którymi nie tylko trzeba się dogadać, ale i doprowadzić całą sprawę do końca.
Codziennie zwiedzam dziesiątki stron internetowych i często wpada mi w oko coś co chciałbym przeczytać, a akurat nie mam na to czasu. Moja sterta zakładek rosła w zastraszającym tempie. Pewnie nigdy bym się z niej nie wykopał gdyby nie Instapaper.
Dopóki nie założyłem konta w tym serwisie żadne inne narzędzie pomagające w wygodnym przeglądaniu sieci mnie nie przekonywało (możliwe, że szukałem w złych miejscach). Teraz jestem fanem ujmującej prostoty pozwalającej łatwo segregować teksty znalezione online i czytać je w przejrzysty sposób, ustawiając wielkość tekstu, kolor tła i pozbywając się całkowicie oryginalnego layotu strony.
Instapaper to świetne narzędzie do wygodnego czytania na komputerze/telefonie/tablecie/Kindle'u, przyspieszające zapisywanie i późniejsze odnajdywanie interesujących treści. Innymi słowy, coś co każdy powinien znać.
Oto jak to dokładnie działa:
Po 2013 spodziewam się zapowiedzi konsol nowej generacji – Sony i Microsoft nie mogą się od tego dłużej wymigiwać. Nawet jeśli Wii U nie zawsze traktowane jest jako konkurencja dla nowego Xboksa i PlayStation, to zalew wyglądających podobnie do siebie gier na 360 i PS3 (chodzi o główny nurt) sprawi, że ludzie zaczną się przesiadać na pecety oferujące naprawdę niezłe fajerwerki za relatywnie niską cenę. W sumie dzieje się tak od jakiegoś czasu...
Jeśli nowe sprzęty mają „dać radę” to będę musiały się wysilić. Jesteśmy wręcz zobowiązani do wymagania od nich wielkich rzeczy.