Ciekawe zwiastuny oraz Neill Blomkamp za sterami projektu sprawiły, że spodziewałem się po Elizjum efektownego, ale przemycającego też co nieco ambitniejszych pomysłów kina science-fiction. Dobrze, że przed pójściem do kina przeczytałem kilka recenzji, bo rozczarowanie byłoby bolesne. A tak – przestawiłem oczekiwania z „ambitne sci-fi” na „głupiutkie sci-fi” i dokładnie taki film dostałem.
Jako gracz mam dość szerokie gusta, lubię praktycznie wszystkie gatunki gier prócz sportówek. Ale tytuły, które darzę największą sympatią, które najgłębiej wbiły mi się w pamięć i do których wracam najchętniej łączy jedno – wszystkie opowiadaną historią grają na emocjach. Sprawiają, że przywiązuję się do bohaterów, że razem z nimi odczuwam żal, smutek, radość. Twórcy tak silną imersję osiągają różnymi metodami, chciałbym zaś skupić się na jednej, rzadko docenianej, a właściwie i z umiarem wykorzystanej niesamowicie podbijającej ładunek emocjonalny danej sceny. Mowa o wykorzystaniu piosenek z wokalem.