Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Witam i zapraszam. Zestawiłem zestaw, zebrałem zbiór, ułożyłem układ ciekawostek w sam raz na wolny dzień. Może niekoniecznie nostalgiczna to zbieranina (i przy okazji ani trochę nie zahacza o Halloween), ale w zamian nieco uśmiechu komuś przyniesie... Mam nadzieję. Będzie filmowo, będzie screenshotowo, będzie technologicznie i potwornie.
Hiperrealistyczne Żółwie Ninja
Dave Rapoza namalował. Groźne są. W sam raz do hipotetycznego, mrocznego odnowienia serii (tzw. gritty reboot). Zajrzyjcie tutaj.
Wczoraj, po 16 miesiącach ciężkiej pracy, miała miejsce premiera 7,5-minutowego dziełka zatytułowanego StarCraft: Final Metamorphosis. Cóż to takiego? Stworzony przez grupkę zapaleńców pod dowodzeniem 24-letniego Chrisa "Freespace'a" Ciocotisana wysokiej jakości film pokazujący kawałek historii z uniwersum StarCrafta (czasy Brood War). Rzecz od strony technicznej jest w zasadzie bez zarzutu - nie mamy tu do czynienia z poziomem filmików Blizzarda, ale naprawdę niewiele brakuje (no, może głosy są ciut za bardzo modulowane). Zważywszy, że chłopak jest freelancerem, to może dostanie robotę w zespole odpowiedzianym za kolejne StarCrafty? Skoro team od Diablo III tworzył najnowszy zwiastun przez mniej więcej rok, a ten gość na wysmażenie dwa razy dłuższego filmu potrzebował tylko kilku miesięcy więcej, to bez wątpienia jest piekielnie zdolny. Przy okazji obecny jest tutaj patriotyczny (z naszego punktu widzenia) akcent - za muzykę odpowiada Piotr Musiał, który pracował m.in. przy Anomaly i Bulletstormie.
Więcej szczegółów na temat Final Metamorphosis (oraz wywiad z Chrisem) znajdziecie na stronie sclegacy.com, pod tym linkiem możecie zerknąć na krótszy, starszy i brzydszy pierwszy starcraftowy filmik tego samego twórcy.
Zbliża się czas, który jedni poświęcają na refleksję na temat przemijania i wspominają zmarłych, inni wolą na amerykańską modłę bawić się, przebierać i śmiać się ciemnym mocom prosto w twarz (pysk, ryło czy to tam moce mają zamiast twarzy). A jeszcze inni robią albo jedno i drugie, albo żadne z powyższych. Niezależnie od wybranej frakcji, przełom października i listopada to magiczny czas, w którym duchy odgrywają ważną rolę.
Boicie się duchów? Lubicie się bać? Obchodzicie Dziady? Albo Halloween? Nieistotne. Ważne jest, że do tego okresu jak ulał pasują straszne filmy. Stąd wpis na tę okoliczność - zaprezentuję 6 horrorów, które z tego czy innego względu uważam za najlepsze, najstraszniejsze i najciekawsze. A opisawszy każdy z nich (kolejność nieprzypadkowa) odpowiem sam sobie na jedno, zajebiście ważne pytanie. Zapraszam.
Jako zatwardziały pecetowiec serię Halo znam tylko z jej pierwszej odsłony - Combat Evolved było całkiem przyjemnym doświadczeniem. Dwójkę odpuściłem (ponoć konwersja zostawiała nieco do życzenia), natomiast cała reszta historii działa się już tylko na X360. Historii, która podobno tylko zyskiwała na wartości z każdą kolejną odsłoną. A skoro stworzono bogate uniwersum, nic dziwnego, że fani starają się to uniwersum rozbudowywać. Choćby tak, jak autor 77-stronicowego komiksu Halo: A Fistful of Arrows. Zajrzyjcie.
Rockstar Games uaktualnił swoją stronę główną. Informacji w sumie żadnych, prócz jednej istotnej - już zaraz pojawi się zwiastun (2 listopada - w środę). No i jest logo. Grand Theft Auto V nadchodzi. Czy będzie nowy bohater? Dokąd teraz pojedziemy (bo że nadal będzie to USA sugeruje jednoznaczna stylizacja "V")? Będzie współczesne Vice City? Spotkamy Tommy'ego? Pecetowa wersja znowu będzie opóźniona? Znowu będzie wymagać łatania? Czy twórcy upiększaczy do GTA IV otrzymają godziwą konkurencję w postaci nowej, najładniejszej na świecie gry? Ach, ileż pytań! Czekamy!
Krótki wpis ten zacząć mogę od ogranego "inwencja ludzka nie zna granic". W czym rzecz? W ciekawym sposobie na urozmaicenie sobie standardowej zabawy w wojnę z kolegami z całego świata. Cóż to widzą me oczy powyżej? Naprędce skleconą grafikę mającą przypominać kupkę fotografii. A co jest na fotografiach? Kadry z frontu. Obrazy wojny. Screenshoty.
Na samym wstępie obejrzyjcie sobie poniższy zwiastun. Film nosi tytuł Chronicle i zadebiutuje w USA w lutym 2012 roku. Jeśli tylko trafi do Polski, najpewniej go obejrzę.
Obejrzane? Super. To teraz dwa słowa komentarza.
Serię Assassin's Creed bardzo lubię i po raz pierwszy od momentu jej debiutu wyrobiłem się z przechodzeniem na czas premiery najnowszej odsłony. Więc skrobnę kilka słów o Brotherhood, bo - jak wielu przede mną - uważam je za kawał dobrej gry. W ramach wprowadzenia szybka retrospekcja: pierwszy Assassin's Creed to spore zaskoczenie, świetna strona wizualna, bardzo pomysłowy sposób rysowania historii i duża dawka grywalności... aż do momentu, gdy wszystko zaczyna być powtarzalne. Tym niemniej uważam, że 8/10 się należy. Dwójeczka to zacne rozwinięcie historii, przepiękne plenery i likwidacja większości błędów poprzednika. 9/10. Braterstwo zaś...
Przedstawiam Wam w założeniu bardzo sympatyczny projekt, w którego realizacji pomogli mi współ-gameplayowicze. Gameplay istnieje już od ponad roku i codziennie cała zgraja utalentowanych ludzi prezentuje na nim ciężkie megabajty przemyśleń maści wszelakiej. Część autorów z pewnością znacie lepiej, część mniej, niektórzy swoje facjaty prezentowali przy różnych okazjach, inni nie. Narodził się więc pomysł stworzenia gameplayowej talii autorów piszących na Gameplayu. Talii niezwykłej, wzorowanej na erpegowych karciankach, wyposażonej w krótkie opisy i pokiereszowane komputerem fotografie. Talii służącej nam i Wam, żebyśmy się lepiej poznali.
Dzien dobry, czytelniku. Dzień dobry, oglądaczu. Znowu przyszedł czas na prezentację zestawu internetowych znalezisk maści wszelakiej. Tym razem mamy sporą garść filmików (popis w Battlefieldzie, naparzające się w imieniu nauki laski, bardzo brutalny Doom) i okolicznościowe grafiki (ślub & Halloween). No i Dorkly Bits na koniec. Zapraszam.
Brutal Doom
Very, very brutal. Aż mam ochotę sprawdzić.
Nowy film Koterskiego to świetny przykład tego, jak dany obraz odbierają krytycy recenzenci, a jak widzowie oglądacze. Ci pierwszy niemal bez wyjątku rozpływają się nad nowym dziełem mistrza, a widzowie - choć wielu film się podoba, podchodzą do tematu spokojniej, chłodniej, a czasami wręcz krytycznie. Krytyk ze mnie taki raczej niespecjalny, ale widzem jestem bez wątpienia. I co? I uważam, co następuje - Baby są jakieś inne to dobry film. Miejscami dobry bardzo. Miejscami mniej. Ale żeby arcydzieło i "Seksmisja naszych czasów"? Zdecydowanie nie.
A cóż to jest? Edycja kolekcjonerska, prawda? Owszem. A jaka? Absurdalnie wypasiona i najpewniej nie-do-zdobycia. NVidia umieściła na swoim facebookowym profilu pozyższy obrazek prezentujący "ostateczną" wersję kolekcjonerską do gry Batman: Arkham City. Co wchodzi w jej skład?
Jak stać sie posiadaczem TEGO? Zapewne trzeba śledzić profil firmy na FB. Czego to nie wymyślą...
Na samym wstępie chcę zainteresować tym tekstem wszystkich potencjalnych miłośników zacnej muzy, za pomoca stwierdzenia że oto najprawdopodobniej mamy do czynienia z płytą roku. Tak, wiem że nowe Foo Fighters wymiata, zamiata i przemiata. Nowy Puscifer jednak wydaje się być lepszy. Dlaczego? Spieszę z wyjaśnieniem, które powinni przeczytać wszyscy ci, których uszy drżą z podniecenia na myśl o fantastycznej pracy gitary, świetnych perkusyjnych rytmach, sporej dawce dobrej elektroniki i, przede wszystkim, miekną gdy słyszą głos Maynarda Jamesa Keenana.
Puscifer narodził się jako żart, muzyczna odskocznia od dowodzonych przez Keenana grup Tool i A Perfect Circle. Dlaczego żart? Pierwszy opublikowany utwór nie pozostawia wątpliwości. Potem przyszedł czas na debiutancki album V is for Vagina - ciekawe kompozycje, dwa czy trzy naprawdę dobre utwory, ale to wciąż chyba tylko taki eksperyment. Płytę następnie zremiksowano (V is for Viagra), chłopaki poromansowali z Lustmordem (D is for Dubby), a w 2009 Puscifer wydał zacną EP-kę z czterema nowymi utworami i dwiema wersjami na żywo z albumu nr 1. Było lepiej. Ale dopiero teraz, przy okazji premiery Conditions of my Parole (znowu durnowaty tytuł i jeszcze durniejsza okładka) zespół pokazuje, że dojrzał. To jest spójna, przemyślana, czadowa, gniotąca głośniki płyta.
Krótka piłka - po teaserze umieszczonym na końcu Kapitana Ameryki przyszedł czas na pełnoprawny zwiastun filmu, który pokaże wszystkim, jak należy: wybuchać, latać, uderzać, rzucać one-linery, wrzeszczeć i być ogólnym badassem. Zapraszam na calkiem niezły zwiastun filmu The Avengers, którego fajność podkreśla dodatkowo muzyka Nine Inch Nails (wiedzą, co dobre!). Aha - tak, oczywiście Robert Downey Jr. ma zarezerwowane najlepsze teksty padające w ciągu tych dwóch minut.
Gdyby zdjęli z YT - na Apple jest oczywiście wersja Full HD. Polska premiera filmu - 4 maja 2012.
PS. Nie jestem komiksowym purystą i absolutnie nie śledzę losów wszystkich postaci, więc nie jestem w stanie stwierdzić, jak to wszystko ma się do zapisanych na kartach komiksów opowieści. Wiem tylko, że mam ochotę pójść na to do kina. Kto jest ze mną?
Rango obejrzałem z opóźnieniem, ale w tym wypadku powiedzenie "lepiej późno, niż wcale" można zastosować z pełną mocą. Dlaczego? Proste - bo Rango to bardzo dobry film. A przy okazji rewelacyjna technicznie animacja. I w zasadzie wcale nie bajka. Polecam już na wstępie.
Gore Verbinsky to strasznie zdolny twórca, jak sie okazuje. Widziałem większość firmowanych jego nazwiskiem filmów i żadnego nie można określić mianem słabego. Cieszy więc, że pierwsza reżyserowana przez niego animacja również wpisuje się do kategorii filmów zasługujących na 7-8 punktów w dziesięciostopniowej skali. A dlaczego?
Specjalnie dla Was - wystrzałowa perełka na sobotni wieczór. Czasem udaje się trafić na bardzo, bardzo, bardzo pomysłowe i świetnie zrealizowane coś, czym koniecznie trzeba się podzielić. W tym wypadku chodzi o czadowy teledysk. Na tyle czadowy, że zupełnie nie obchodzi mnie muzyka i zespół. The Greeks to tytuł utworu. Is Tropical to londyńska grupa wykonująca tenże utwór. Future Shorts to wielki filmowy festiwal form krótkich, na który to festiwal został ów teledysk zgłoszony (chyba). Megaforce zaś to twórcy TEGO. Tak czy siak - realizacyjna perełka z poczuciem humoru. Pozdrawiam siostrę narzeczonej, która to znalazła. Oglądać!
Rage jaki jest, każdy widzi (każdy zagraniczny widzi, bo my zobaczymy w piątek). Wczoraj eJay napisał krótko o graficznych niedoróbkach, z jakimi borykają się głównie posiadacze kart AMD, a TommiK wrzucił zestawienie pierwszych ocen - krytykom gra się bardzo podoba. Czegokolwiek o nowym dziele Carmacka nie napisać, na pewno jego premiera jest wydarzeniem. Przy okazji zaś twórcy w bardzo sympatyczny sposób nawiązali do swych korzeni i umieścili trzy zacne easter eggi nawiązujące do klasycznych produkcji swojego autorstwa (oraz masę mniejszych, ale równie sympatycznych).
Sympatyczna, uzależniająca drobinka. Chcielibyście umieć szybko pisać na klawiaturze? Świetnie. Okazuje się, że można się tego nauczyć w sposób przyjemniejszy, niż korzystanie z nudnych, smutnych i ani trochę nie wybuchających programów edukacyjnych. Z-Type to ładna i bardzo wciągająca gierka typu: na dole jest twój statek, z góry nadlatują wrogowie - NAPARZAJ! Trik polega na tym, że strzela się wpisując wyrazy, które znajdują się obok każdego wroga. Rzecz nadaje się najbardziej do ćwiczenia pisowni angielskich słów, ale jeśi autor zaimplementuje inne języki... Będzie zacnie. Uwaga - trudność zabawy dosyć szybko rośnie. A zatem, do boju!
Z niedzielnym, słonecznym, leniwym pozdrowieniem zapraszam do zapoznania się z kolejnym zestawem internetowych znalezisk. Wszyscy z pewnością już zauważyli, że pewne tytuły gier pojawiają się w kontekście tego cyklu częściej, niż inne. Tak samo będzie i tym razem. Minecraft? Jest. Half-Life? Jest. Portal? Jest. Ale są też bonusy okolicznościowe.
Początek Half-Life'a odtworzony w Minecrafcie
Jednym słowem: czad.
Nosowska zdolna jest i nie umie nagrać słabej płyty. Różne wersje tego zdania powtarzane są praktycznie w każdej publikacji dotyczącej jej najnowszego albumu - 8. Ta publikacja również powtórzy to stwierdzenie, bo jej autor (ja) uważa Katarzynę Nosowską za absolutnie najzdolniejszą wokalistkę, jaka szczyci się polskim paszportem. Inna sprawa, że chyba nie dostrzegam w tej płycie aż tak głębokich pokładów geniuszu...
Pierwsza solowa Nosowska z 1996 roku to elektroniczne zaskoczenie dowodzone przez Smolika. Czad. Druga Nosowska to więcej tego samego, ale jeszcze lepiej. Wydane w 2000 roku Sushi to ostatni romans Kasi z elektroniką w wykonaniu wspomnianego już Smolika. Romans udany. Siedem lat trzeba było czekać na nową (dosłownie) Nosowską, która za pomocą tandemu Macuk/Bors zmieniła styl na bardziej... Organiczny? Z Ósemką jest podobnie, co z ostatnim albumem Heya. Mało czadowy, mało zadziorny. Klimat jest raczej jesienny, melancholijny i relaksujący ucho. A przynajmniej tak się początkowo zdaje.