Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
W jednej z recenzji Life przeczytałem: im głupsi robią się bohaterowie, tym bardziej ekscytujący robi się film. Jest w tym sporo racji - Life to wypadkowa wielu klasycznych produkcji spod znaku groźnego kosmosu (Obcy spotyka Grawitację, Coś miesza się z Prometeuszem) z wszystkimi znanymi chwytami, do których należą niemądrze postępujący naukowcy. Czyli: wiesz, czego się spodziewać, ale i tak bawisz się dobrze.
Life to bardzo współczesna wizja tego, co zrobi ludzkość z obliczu kontaktu z pozaziemską formą życia. Jeśli genialny Nowy początek zmartwił Was niską zawartością przemocy, Life jest filmem dla Was. Wracająca z Marsa kapsuła z próbkami gleby zostaje przechwycona przez sześcioosobową załogę na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Szybko okazuje się, że wśród piasku i kamieni czai się półprzezroczysty, maskowaty glut wielkości ziarenka. Och, wow, prawdziwy marsjanin. Och, wow, on rośnie. Och, wow, wyobraźcie sobie wszystkie możliwości, jakie potencjalnie daje nowy organizm - leczenie chorów, przełom w biotechnologii... Och, wow, stwór okazuje się groźny? Kto by się tego spodziewał...
We wrześniu 2016 roku, 9 miesięcy po pojawieniu się platformy Netflix w Polsce, zrobiłem dla Was krótką listę obecnych tam filmów ciekawych, wartych uwagi, ale które niekoniecznie są znane. Minęło pół roku, przez ten czas biblioteka produkcji na dostępnych na polskim Netfliksie rozrosła się do ponad 2000 pozycji, z czego 3/4 stanowią filmy. Udało mi się znaleźć nowy zestaw 10 produkcji zasługujących na miano "nieznanych perełek", także tego... Najpierw czytamy, potem oglądamy!
Macie ochotę na mnóstwo efektownej akcji za grube miliony dolarów? Lubicie oglądać ładnych ludzi? Lubicie, gdy na ekranie jest tłusto od wysokiej klasy CGI? Rajcują was pojedynki potworów? Żałujecie, że nowe wcielenie Godzilli zbytnio postawiło na pseudodramat, a za mało na samego Godzillę? W takim razie Kong: Wyspa czaszki jest filmem dla Was!
W świecie wysokobudżetowych serii filmowych słowem-kluczem od jakiegoś czasu jest "uniwersum". Marvel przoduje w tej dziedzinie, DC nieudolnie składa swój świat, klasyczne monstra sprzed kilku dekad (Mumia, Niewidzialny człowiek itp.) doczekają się niedługo własnego uniwersum zwanego Universal Monsters, zaś wraz z premierą Konga oficjalnie wkraczamy do galaktyki potworów z wytwórni Warner Bros. - MonsterVerse zaczęło się w 2014 premierą Godzilli, a teraz dziarsko pędzi naprzód.
Ach, ten Hugh Jackman. Prawdopodobnie jeden z najsympatyczniejszych gwiazdorów kina od kilku dni jest na ustach (i oczach) wszystkich fanów postaci Wolverine'a i nie tylko. Zasłużony sukces filmu Logan jest dobrym pretekstem do zajrzenia w przeszłość. Przed Wami czwarty odcinek prawie-cyklu o nieznanych rolach znanych aktorów, a jego bohater to oczywiście Logan, Leopold, Van Helsing, Jean Valjean i Czarnobrody w jednej osobie.
Och, jak się cieszę, że życzliwe dusze skierowały moją uwagę na ten serial. Mam bowiem wrażenie, że nad Wisłą nie jest on specjalnie popularny, a wielka szkoda. BoJack Horseman to jedna z najlepszych odcinkowych produkcji, jakie są dostępne na Netfliksie. Kropka. Bez żadnego ale, bez tłumaczenia i usprawiedliwiania. To jest prawdziwy diament. Brudny, wulgarny, pijany, egocentryczny, złośliwy i jednocześnie bardzo zabawny i srogo dołujący diament. Jeśli należycie do tych, którzy narzekają na kondycję późniejszych sezonów Californication, to BoJack jest dla Was - Hank Moody chciałby być bohaterem tej opowieści.