Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Jakiś czas temu mama dała mi teoretycznie proste zadanie do wykonania: synu, wypisz 10 najważniejszych dla ciebie książek, jakie kiedykolwiek przeczytałeś. Mama prosi, syn robi. Ale szybko okazało się, że jest to rzecz dużo trudniejsza niż się początkowo wydawało. Jasne, można po prostu wypisać 10 ulubionych książek, ale czy to znaczy, że są one najważniejsze? Niekoniecznie. Siedziałem więc, myślałem (mój tata robił wówczas to samo), aż w końcu udało się zawęzić listę do (nieco oszukanych) 10 pozycji. To było tak ze 4 lata temu. Na potrzeby tego tekstu postanowiłem raz jeszcze dokonać książkowego rachunku sumienia i pojawiła się jedna mała zmiana. A teraz Wy będziecie mogli o tym przeczytać. Magia internetu!
10 najważniejszych dla mnie książek to całkiem solidny przekrój przez gatunki i autorów - ufam, że każdy znajdzie tu coś dla siebie (czyli: że każdy z Was ma choć w pewnej części tak czadowy gust, jak ja :P). Kolejność książek to alfabetycznie ułożone tytuły, bo ułożenie najważniejszych pozycji w kolejności "najważniejszości" przekracza moje możliwości.
Na samym wstępie pragnę podziękować ósmej paczce z cyklu Humble Indie Bundle, bowiem gdyby nie ona, nie zagrałbym (i najpewniej nigdy nie usłyszał) o Little Inferno. A jak świadczy ten sympatyczny znaczek obok, byłaby to swego rodzaju strata, bo ten nowy, niezwykle sympatyczny "indyk" od twórcy World of Goo to naprawdę pomysłowy kawałek kodu. Zapraszam na krótką recenzję krótkiej gry.
Little Inferno to gra o podpalaniu, jaraniu, hajcowaniu, puszczaniu z dymem, i paleniu. I choć nie robi się tam niczego, poza powyższymi czynnościami, to do zabawy chce się wracać. Normalnie jakieś czary, chyba.
Ach, Lara Croft. Najstarsza żelazna dama videogamingu nawiedza marzenia graczy od kilkunastu lat i nadal pozostaje tak samo atrakcyjna, jak w 1996 roku (choć z pewnością większość z Was dobrze wie, że pokaźnych rozmiarów biust Lary w pierwszym Tomb Raiderze był wynikiem przypadkowego kliknięcia jednego z projektantów). No dobrze, teraz chyba jednak jest atrakcyjniejsza... Tak czy siak: twórcy uwielbiają wracać do przygód pięknej pani archeolog - chłopaki z Core Design powołali Larę do życia i zorganizowali jej 6 dużych przygód, ale tendencja spadkowa była wyraźna. Remedium okazało się być adoptowanie panny Croft przez nowych rodziców. Państwo Crystal Dynamics odświeżyli wizerunek i gameplay, ale dopiero ich czwarte starcie ze słynną marką przyniosło taki rezultat, o jakim marzyli - WOW, ALE CZADOWY TOMB RAIDER!
Po rewelacyjnym Drive bez wątpienia nie byłem jedynym, który ostrzył sobie gałki oczne na seans Tylko Bóg wybacza, przyjmując za pewnik stwierdzenie, że duet Refn i Gosling nie są w stanie popełnić błędu. Z drugiej jednak strony nadal pozostaję żółtodziobem, jeśli chodzi o twórczość Nicholasa Windinga Refna, bo zarówno trylogia Pusher, jak i Bronson czy wymagająca odpowiedniego nastawienia Valhalla Rising nadal nie zostały przeze mnie obejrzane, więc Tylko Bóg wybacza okazał się dla mnie pewnego rodzaju niespodzianką. I nie do końca wiem, jak ją odebrać. Na wstępię muszę zaznaczyć trzy szalenie ważne rzeczy, które powinny zdefiniować Wasze oczekiwania względem tej produkcji... Po pierwsze: to nie jest Drive nawet w najmniejszym stopniu. Po drugie: film jest dedykowany Alejandro Jodorowsky'emu. Po trzecie: To. Jest. Niesłychanie. Powolna. Produkcja.
Jest takie angielskie powiedzonko: curiosity killed the cat. Byłem bardzo ciekawy, czy Kac Vegas III rzeczywiście jest tak drastycznie inny (i słabszy) od dwóch poprzednich części, że mimo walących ze wszystkich stron ostrzeżeń, poszedłem do kina. I choć nie był to najgorszy film, jaki w tym roku widziałem, to niestety nowa produkcja Todda Phillipsa wspina się całkiem wysoko po drabince wstydu. Czyli: ciekawość zabiła we mnie nadzieję, że widzowie i krytycy przesadzają, a Kac Vegas wcale nie jest słaby (bo film obejrzałem i jest słaby). Zapraszam na tekst nie o najpopularniejszych obecnie targach E3, a o "Kac Vegas 3? Eeee..."
Nine Inch Nails (czyli Trent Reznor) pożegnało się z fanami we wrześniu 2009 roku - ostatni koncert, działalność zawieszona na dłuższy czas, skupienie się na innych muzycznych aktywnościach. Wiadomo było, że prędzej czy później NIN wróci z nowym materiałem, ale dla wielu było zaskoczeniem, że to już teraz, zaraz. Od dzisiaj można atakować bębenki uszne nowym utworem - Came Back Haunted, a za 3 miesiące będzie można witać sąsiadów całym albumem. Jak na fanboja przstało, musiałem opisać to wiekopomne wydarzenie w tym tu oto krótkim tekście.
6 lat bez 9 dni - tyle musieliśmy czekać na nowy album Queens of the Stone Age. Przez tak długi czas apetyty zwykle stają się niemożliwe do kontrolowania, a marzenie o wywalającym z butów "comebacku" przybiera ogromniaste rozmiary. Dla wielu ekip wejście do studia po latach to wielkie wyzwanie, na szczęście QOTSA to grupa tak zdolna i wyluzowana (ale tylko z wierzchu, o czym wspomnę później), że bezproblemowo dali sobie z tym radę i ...Like Clockwork to naprawdę bardzo, bardzo, ale to BARDZO przyjemna płyta. Album zadebiutował na rynku wczoraj, ale do przesłuchania w całości był dostępny odpowiednio wcześniej. Zanurzyłem się w nim i solidnie namoczyłem. Teraz zaś będę wyciekał na ekran. Uwaga.