Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Dzieci znanych rodziców, które aspirują do jakiegoś tam rodzaju sławy, na pewno nie przepadają za byciem nazywanymi "syn tego" albo "córka tamtego". Przepraszam więc cię, Joe, że już w tytule zostałeś przeze mnie zaszufladkowany, ale tak będzie łatwiej przyciągnąć czytelników. Mam nadzieję, że wybaczysz, chociaż sam ujawniłeś się jako syn Kinga dopiero po tym, jak wytwórnia Warner kupiła od ciebie prawa do ekranizacji debiutanckiej powieści. Ten tekst jest jednak o książce numer dwa, którą właśnie skończyłem czytać. A tak się składa, że Rogi to kawał świetnej rozrywkowej literatury.
Czas na odrobinkę nostalgii. Rok 1997 (jeeej, to 16 lat temu było, kawał czasu) to dla mnie trzy ważne gry samochodowe. Need for Speed II, Carmageddon i Ignition właśnie. Ekstremalnie sympatyczna, kolorowa gierka o małych samochodzikach pędzących po pokręconych, ładniutkich trasach. Dzieło zupełnie nieznanego szwedzkiego studia, wydane przez świętej pamięci Virgin Interactive. Kto pamięta? Kto grał?
Niemal 2,5 roku temu napisałem krótką notkę o prologu fanowskiego serialu inspirowanego przygodami Sama Fishera - Splinter Cell: Extinction. Minęło 29 miesięcy, a ja sobie o tym tworze przypomniałem i po szybkiej sesji z Google okazało się, że wiosną 2012 roku serial ruszył, rozwinął się i zakończył. Wstęp, osiem odcinków i dwa materiały zza kulis nadal leżą sobie w ciepłym mateczniku serwisu YouTube i czekają na widzów. Zapraszam więc, to idealna propozycja w dniu premiery Blacklist!
Ekipa z Companion Pictures potrzebowała niecałego roku, by całkiem przyzwoity prolog zamienić w trwający w sumie ponad godzinę mini-serial o odzianym w czerń agencie z zielonymi światełkami, jego sojusznikach, eleganckim czarnym charakterze i bełkotliwym political-fiction. Produkcja jest wyjątkowo wierna swojemu złożonemu z polygonów oryginałowi, z czym wiąże się sporo zalet i wad.
Kilka lat temu był sobie taki film pt. Sahara. Ta ekranizacja książki Clive'a Cusslera to przeciętny, dający się oglądać film przygodowy, który zapamiętałem z jednego powodu. Polski plakat podkreślał fakt, że film posiadał budżet w wysokości 130 milionów dolarów, co najwyraźniej w 2005 roku było wielkim powodem do dumy (Ojej, wydali tyle kasy na film? No to przecież MUSZĘ kupić bilet, bo biedaczki nie zarobią!). W tym roku niespecjalnie udany, pozbawiony niewiadomojakich efektów Kac Vegas 3 (czyli zwykła komedia sensacyjna) przekroczyła 100 milionów dolarów w samym budżecie produkcyjnym, a stworzenie takiego Człowieka ze stali kosztowało milionów 225. Po co o tym wspominam? W 2015 roku pojawi się największa liczba ohydnie wysokobudżetowych filmów, które najpewniej przełożą się na największą liczbę finansowych porażek. A tego bym nie chciał, bo lubię filmy, w których wydaje się kupę zielonych na wybuchy i dobrze oświetlone twarze gwiazd z profilu...
Festiwal Transatlantyk się zakończył i po obejrzeniu 14 filmów w ciągu tygodnia (5 recenzji z weekendu macie tutaj) stwierdzam z pełną mocą, że było to bardzo udane przedsięwzięcie. Zdecydowana większość wybranych seansów była satysfakcjonująca (kilka tytułów będziecie mogli obejrzeć w normalnej dystrybucji za jakiś czas), widownia dopisała, kina pękały w szwach, płatne parkingi i bary z popcornem zarobiły krocie, a organizatorzy zapewne gratulują sobie dobrze przyjętej imprezy. Zanim jednak zaczniemy się zastanawiać, co przyniesie czwarta edycja festiwalu, czas rozliczyć się z wszystkimi pozostałymi filmami.
Poniższy wpis to aż 9 krótkich recenzji, z czego 4 pochodzą z cyklu "Poza gatunkiem: superbohater" (uprzedzam zawczasu, gdyby ktoś chciał ponarzekać, że ciągle moce, peleryny i trykoty...). Kolejność opisów jest chronologiczna, a ja starałem się być sprawiedliwym i uważnym oglądaczo-oceniaczem.
W sobotę (w piątek dla wybranych) w Poznaniu wystartowała trzecia edycja festiwalu filmowego Transatlantyk reklamowana przed każdym seansem wielką twarzą Yoko Ono, która cieszy się z pobytu w Polsce i zaprasza serdecznie. Transatlantyk w latach 2011 i 2012 zaliczyłem bardzo symbolicznie, bo wyjazdy, śluby i inne cuda. W tym roku postanowienie był silne: siedzę w mieście przez cały festiwalowy tydzień i chłonę filmy. Pierwsza, weekendowa dawka została już wchłonięta, zapraszam więc na krótką relację i garść filmowych recenzji.
Transatlantyk to cała masa różnych fajnych rzeczy - muzyka, konkursy, jedzenie, wykłady, spotkania i na dokładkę pokaźna kolekcja filmów, których nie zdążyliście obejrzeć w kinach (wybrane hity ostatniego roku), które w kinach dopiero obejrzycie (premiery nadchodzą), albo których nigdzie indziej obejrzeć się nie da (poza obiegiem festiwalowym, ma się rozumieć). Wszystko odbywa się w jednym dużym multipleksie, dwóch klimatycznych kinach jednosalowych, na placu w centrum miasta (kino łóżkowe, fajna sprawa) oraz w kilku innych miejscach. Poznań filmem stoi i do piątku stać będzie.
Dobry żart to taki, którego się nie spodziewasz. Primaaprilisowe ogłoszenie szalonej wersji Far Cry 3 zostało przyjęte ciepło i z tzw. wyszczerzem, ale niewielu się spodziewało, że Ubisoft naprawdę tworzy Blood Dragona i że już miesiąc później będzie można wcielić się w Reksa "Power" Colta, którego zadaniem będzie uratować ludzkość przed niecnymi planami pułkownika Sloana. Deweloperzy jednak mieli na tyle dużo kasy/na tyle duże jaja, że postanowili zaryzykować i zacząć sprzedawać najbardziej absurdalne DLC (a tak naprawdę pełnoprawny samodzielny dodatek, jak za starych dobrych czasów) tego roku.