Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Nie umiem odnaleźć jednej, głównej przyczyny, dzięki której koreańskie kino z taką łatwością łączy w ramach jednego filmu różne emocje i staje się w dużej mierze zrozumiałe dla zachodniego widza. Twórcy z tego kraju z powodzeniem zaliczają klasyczne azjatyckie straszaki (Opowieść o dwóch siostrach), melancholijne opowieści o życiu (Wiosna, lato, jesień, zima ...i wiosna) czy totalne kino zemsty (Oldboy albo I Saw the Devil), a nawet jeśli filmowcy romansują z Hollywoodem (Snowpiercer, Okja) to i tak wychodzi to przynajmniej dobrze. Parasite, najnowsze dzieło Bong Joon-ho, to kolejny sukces w zasadzie na każdym polu.
Informacja przekazywana od widza do widza mówi, że na seans Parasite najlepiej iść bez specjalnej wiedzy na temat fabuły, zupełnie w ciemno. Trudno jest osiągnąć taki stan umysłu, szczególnie że od premiery minęło już trochę czasu, ale spróbuję nie popsuć zabawy tym, którzy filmu jeszcze nie widzieli, a do recenzji mimo wszystko sięgną.
John Rambo wraca po 11 latach nieobecności. Ostatnia krew jest reliktem filmowej przeszłości ocenianym zupełnie inaczej przez krytyków (słabe, niepotrzebne kino) niż przez widzów (ich oceny na stronach z recenzjami oscylują w okolicach 8/10). Film obejrzałem bez bólu, historia przeleciała szybko, a Rambo okazał się sobą. Nie napiszę jednak recenzji, tylko sam sobie zadam pytania i na nie odpowiem.
Trzy lata czekaliśmy na nowy album dowodzonej przez Jonathana Davisa ekipy. Korn właśnie wydał krążek zatytułowany The Nothing, a fani poznali odpowiedź na pytanie "czy zaskakująco udana poprzednia płyta była wypadkiem przy pracy?". Ta odpowiedź to "wszystko wskazuje na to, że nie był to przypadek, bo 13. album w karierze Korna znowu jest całkiem niezły".
The Nothing powstawał w trudnym okresie - w roku 2018, po 4 latach od rozwodu i po wielu narkotykowych problemach, zmarła żona Davisa. Wokalista, niczym rasowy artysta, swoją żałobę i cierpienie przekuł w muzykę. Album traktuje więc o pustce i mrocznych stronach ludzkiej egzystencji. Wydawałoby się więc, że ma szansę być innym od poprzedników, prawda?
Prosta, efektowna i wulgarna odezwa użyta w tytule tekstu jest fragmentem wypowiedzi, jaką zaserwował Frajerom Richie Tozier w finale pierwszego rozdziału filmu To. Lato 1989 roku dało się bohaterom tej opowieści mocno w kość. Minęło 27 lat, dorośli bohaterowie są zmuszeni porzucić swoją codzienność i raz jeszcze zderzyć się z koszmarem.
Stephen King napisał powieść To jako potężną (ponad 1000 stron!) kronikę życia grupki mieszkańców miasta Derry, na których losy wpłynęła zła siła przybierająca postać klauna imieniem Pennywise. Książka na zmianę skakała między dzieciństwem a dorosłością siódemki bohaterów. Filmowcy podjęli słuszną decyzję, by te czasowe płaszczyzny oddzielić grubą kreską dwóch lat dzielących premierę obu kinowych rozdziałów. Dzięki temu zabiegowi opowieść zyskała na czytelności, a fabuła kontynuacji dostała rumieńców. Ale czy film jest lepszy od poprzednika?
Takiego albumu, jakim jest Fear Inoculum amerykańskiej grupy Tool, nie da się choćby wstępnie ocenić po jednym czy dwóch przesłuchaniach. Publikowane na wyścigi recenzje w dniu 30 sierpnia, kiedy miała miejsce premiera oczekiwanego od ponad 13 lat wydawnictwa, miały sens tylko w przypadku wnikliwych odsłuchów przedpremierowych. Mimo tego, że zapoznałem się z płytą wcześniej, to do napisania tekstu musiałem dojrzeć. Ale czym jest kilka dni "opóźnienia" wobec ściśniętych pośladów, jakie mieli fani przez dłużej niż dekadę?
Tool to chyba jedyny na świecie zespół grający muzykę z pogranicza metalu, rocka i artystycznych zapędów szalonego bajarza-mitomana, który jest w stanie wywołać taką sensację na rynku. Przez długie lata czekaliśmy, Maynard i koledzy na zmianę robili sobie jaja i mówili prawdę o powstającym dziele, twórcy memów mieli używanie, wyrastały clickbaitowe artykuły typu "co wiemy o nowej płycie Toola"... A gdy Fear Inoculum w końcu ujrzało światło dzienne, to natychmiast wskoczyło na pierwsze miejsca sprzedaży w dziesiątkach krajów, strącając ze szczytu gwiazdy pop w rodzaju Eda Sheerana i czy innej Ariany Grande. I wygenerowało przy okazji nowe memy.
Patrząc tylko na tytuł tej recenzji, można odpowiedzieć "tak" i wielu widzom taka informacja wystarczy, by wybrać się do kina. Na szczęście Grzeczni chłopcy to coś więcej niż tylko typowa, współczesna, wulgarna amerykańska komedia przepuszczona przez filtr "bohaterowie są dwunastolatkami".
Już sam pomysł na zwiastun jest bardzo dobry - jeden z producentów, Seth Rogen, wyśmiewa kategorie wiekowe przyznawane filmom mówić młodym aktorom, że chociaż robili i mówili w filmie brzydkie rzeczy, to nie mogą obejrzeć zapowiedzi, bo są za młodzi. Pominę już fakt, że sam zwiastun (tradycyjnie) pokazuje zdecydowanie za dużo. Sprytna reklama przedstawia zaskakująco przemyślany film, w którym jest równie dużo przekleństw, co serca i ciepła.