„Znakomity thriller. Nie mogłem się oderwać przez całą noc” - rzekł Stephen King. Panie King cenię sobie bardzo pana książki od najmłodszych lat. Właściwie to dzięki pana radzie kupiłem tę książkę na poczcie. Było jeszcze kilka innych czynników (o nich później), ale jednym z powodów było to zdanie u góry na okładce. I muszę już na wstępie zgłosić reklamację. Dziewczyna z pociągu jest kiepska. Przynajmniej dla mnie. Zapraszam na Inny Regał #20, gdzie powiem, dlaczego debiut Pauli Hawking nie przypadł mi do gustu.
Na początek kilka słów o autorce Pauli Hawking. Ma 44 lata, pochodzi z Wielkiej Brytanii i mieszka w Londynie. Pracowała jako dziennikarka dla The Times w dziele biznesu. Aż do momentu, gdy jej pierwsza powieść, jakimś nieznanym trafem odniosła sukces. Dziewczyna z pociągu została przetłumaczona na liczne języki, a nawet powstał film. Moje pytanie tutaj jest proste. Czy autorka posiada genialny talent, czy może coś innego w wielkim stopniu zapracowało na ten sukces?
Widzę tutaj podobieństwo do Greya i mówię to od strony reklamy w naszym kraju. Masa kasy poszła, by promować tę książkę. W telewizji pojawiały się co chwilę wzmianki o książce i nadchodzącym filmie. Ta książka była wszędzie i niestety nawet ja uległem temu praniu mózgu. W konsekwencji kupiłem ją na poczcie. Tak, stojąc w kolejce, by wysłać kartkę, zobaczyłem ją na wystawie. Co zabawniejsze, pani w okienku, powiedziała, że jej córka także chciałaby przeczytać ją, bo słyszała, że dobra. No i się skusiłem. To był błąd. Kolejny raz dałem sobie wcisnąć książkę, którą musiałem przeczytać, by dowiedzieć się, jak kiepska jest do końca.
Przepraszam wszystkich, którym ta książka się podobała. Niech lepiej nie czytają dalej. Nie będzie to normalna recenzja, jaką piszę zazwyczaj, ale wylewanie żalów nad straconym czasem. Tak, Dziewczyna z pociągu dla 31-letniego faceta to strata czasu. Dla kobiet… No tutaj nie pomogę. Może jakaś kobieta pomoże. Odkładałem książkę 5 razy. To dwa razy dłużej niż inne. Standardem jest u mnie przeskakiwanie od książki do książki. Ale 5 razy to mój osobisty rekord. W pewnym momencie już nie wiedziałem, co czytam, kto kim jest i co się dzieje. Dopiero po kilku stronach przypomniałem sobie, jak to leciało. Wszystko przez główną bohaterkę i jej przygody. Nie potrafiłem utożsamić się z żadną z postaci występujących w książce. Wszystkie są jakieś sztywne i zakłamane. Każda ma mroczne sekrety i ze strony na stronę dowiadujemy się, że jest ich coraz więcej. Do tego narracja trzech różniących się od siebie kobiet, ale na koniec jednak bardzo podobnych, może zawrócić w głowie. Jeśli nie skupisz się dobrze na czytaniu, nagle przeskakujesz w przeszłość o kilka miesięcy, by na powrót być w teraźniejszości, zaś z kolei za chwilę być nie wiadomo gdzie i kiedy.
Niektórzy lubią takie przeskoki w czasie. Ja należę do takich osób, ale tutaj to się bardzo nie sprawdziło. Jest bowiem za bardzo chaotycznie. Z drugiej strony ok, jest tutaj tajemnicze morderstwo, jest bohaterka, która stara się pomóc policji w rozwiązaniu sprawy, ale Boże, jaka ta Reachel jest wkurzająca. Nie ma w niej nic pociągającego. Przez pół książki użala się nad sobą, kolejne pół stara się pomóc wszystkim, a na koniec jak za pomocą czarodziejskiej różdżki przypomina sobie co i jak. Już w połowie książki skreśliłem ją z listy potencjalnych morderców. A po kilku stronach miałem już tylko dwoje bohaterów na swojej liście. Jakieś 50 stron przed końcem już wiedziałem, kto, co i kiedy.
Reszta bohaterów jest nieważna. Stanowią oni marne tło pod wydarzenia, które prowadzą do finału, tylko prowadzą bardzo kulawo. Nie wiem, może jest to książka dla kobiet, tak jak Grey, zaś ja jako facet nie mogę jej zrozumieć. Ale thrillery to uwielbiam. Zagadki, zaskakujące zwroty akcji, tajemniczy bohaterowie z mroczną przeszłością. Niby tutaj to wszystko jest, ale jakoś tak niejako. Po prostu kiepsko.
Podsumowując, może żal, że Dziewczyna z pociągu nie jest dla mnie atrakcyjnym thrillerem, a to za sprawą słabego napięcia i nudnej bohaterki. Z jakich powodów jednak wymęczyłem ją? Po pierwsze, mam fobię i nie lubię zostawiać nieprzeczytanych książek. Nawet te kiepskie muszę w końcu przeczytać. Po drugie, chciałem wiedzieć, czemu ten świat tak ogłupiał z powodu książki. Co w niej jest, że odniosła taki sukces? Ni cholery nie mam pojęcia. Ja tego nie dostrzegam. Przykro mi. Jedno jest pewne, po drugą książkę autorki „Zapisane w wodzie” nie sięgnę. Dwa razy do tej samem rzeki nie wejdę. Nawet jakby sam Stephen King mi ją przyniósł do domu, to nie przeczytam. Nie dam się nabrać jeszcze raz na przereklamowane książki. Wolę czytać już przereklamowane książki dla graczy. Przynajmniej tam są bohaterowie, którzy mają w sobie trochę ikry. Aha, zapomniałbym. Książkę wydało wydawnictwo Świat Książki i posiada ona 328 stron nudy. Dziękuję i przepraszam wszystkich za tekst, którym książka się podobała. Ale musiałem się wyżalić, tak mam po męczącej dla mnie literaturze. Pozdrawiam.
Inne moje recenzje książek:
Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi
TM-Semic Największe komiksowe wydawnictwo lat 90-tych w Polsce