Pokemony okazały się wielkim sukcesem, który z czasem został rozmieniony na drobne, a dzieci, które wcześniej z wypiekami na twarzy wyczekiwały kolejnych przygód Asha, w późniejszym czasie zaczęli się wstydzić i wyśmiewać twórczość Satoshiego Tajiri. Winę za taki stan rzeczy ponoszą krytykujące serial media jak i zachłanne korporacje zajmujące się tym uniwersum. Kieszonkowe stwory pierwotnie ukazały się na przenośnych konsolkach Nintendo, zaś w następnej kolejności na ekranach naszych telewizorów jako anime oraz w pisemnej formie jako manga. Oczywiście każda z nich prezentuje odmienne historie, które są tylko w nieznaczny sposób powiązane ze sobą. Ja jednak na warsztat wziąłem sobie serial animowany, który ze znacznymi przerwami oglądam do dnia dzisiejszego.
Jak już pisałem we wcześniejszym felietonie poświęconemu temu uniwersum, moja przygoda rozpoczęła się wraz z pierwszą emisją w naszym kraju, czyli w roku 2000. Miałem wówczas 12 lat i pochłonąłem przygody Asha i Pikachu jak pelikan. Zresztą nie tylko ja, bo bum na pokemony był w tamtym okresie czasu ogromny. Trzeba przyznać, iż wcześniej nie spotkałem się z niczym podobnym, co wydawało mi się wówczas bardzo intrygujące. Protagonista za cel obrał sobie zostanie mistrzem, a w spełnieniu tych marzeń pomagały mu zabawne i całkiem silne stworki, które napotykał na swej drodze do zwycięstwa. Najbardziej emocjonującymi wydarzeniami były walki o odznaki, łapanie kolejnych zwierzęcych przyjaciół, czy też ich ewolucja oraz spotkania z legendarnymi pokemonami. Oprócz tego anime oferowało także tak zwane zapchajdziury. Poziom tych ostatnich byl zróżnicowany, ponieważ jedne wciągały swoimi wydarzeniami, podczas gdy te drugie nużyły swoją bezpłciowością.
Osobiście najmilej wspominam pierwszy sezon, pierwszej serii, czyli drogę do Ligi Indigo. Czuło się powiew świeżości jak i zaangażowania twórców, przez co mam z nim związane najmilsze wspomnienia. Historia zaś trzymała się kupy, a atrakcje czekające na widzów podsycały i tak ogromne zaciekawienie tym serialem. Po drodze Ash poznał przyjaciół, z którymi wędrował po całym regionie Kanto. Tymi przyjaciółmi okazali się Misty i Brock. Nie zabrakło także mało rozgarniętych antagonistów z Zespołu R, czyli Jessie, Jamesa i Meowtha. Myślę, że nie muszę ich przybliżać w niniejszym artykule, ale jeśli ktoś nie orientuje się w temacie to odsyłam do cioci wikipedii.
W kolejnym, drugim sezonie Ash zawędrował ze swoją grupką przyjaciół na Pomarańczowe Wyspy, by zanieść tam Profesor Ivy unikatowy i dopiero co znaleziony model Pokeballa, ochrzczonego nazwą GS Ball. Jego historia jest jednak niezwykle zagmatwana, ponieważ w grze służył on jako pojemnik legendarnego Pokemona - Celebi, podczas gdy w mandze wytłumaczono tylko sposób powstania tajemniczej złoto-srebrnej kuli. Twórca pisemnej adaptacji uważa, że zlota część pochodzi z pióra Ho-Oh, podczas gdy srebrna analogicznie od Lugii. Nie wiadomo dlaczego jednak nie odpowiedziano na to pytanie w serialu. Czyżby twórcy zapomnieli o tym urządzeniu? Najwidoczniej tak, a szkoda... Pomarańczowa Liga zaprezentował nam nieco inny styl walki, polegający na różnorakich wyzwaniach. Osobiście nie byłem jej zwolennikiem, szczególnie iż format tych zawodów nie dorastał do pięt Błekitnemu odpowiednikowi. Oprócz tego, zamiast Brocka pojawił się Tracey, który przy tym pierwszym okazał się stonowanym młodzieńcem.
Następne przygody zaprezentowały nam szereg nowych stworów, do których pierwotnie nie mogłem się przyzwyczaić. Jednak z czasem zaakceptowałem większość z nich i z zaciekawieniem oglądałem kolejne odcinki. Tracey ustąpił miejsca Brockowi, a GS Ball powędrował wraz z całą paczką do regionu Johto, a dokładniej mówiąc do wynalazcy Pokeballa - Kurta. Twórcy poświęcili temu miejscu, aż trzy sezony (3,4,5), co spowodowała rzadsze pojawienie się walk o odznaki. Na szczęście te w pewnym sensie zrekompensowały nam długi czas oczekiwania niebanalnymi i emocjonującymi pojedynkami! Sama liga reprezentowała sobą wysoki poziom, chociaż skrócenie do minimum finałów było dla mnie ciosem w serce. Szkoda też, że Ash powoli zostawiał stare, silne stwory na rzecz nowych i słabych, które z czasem wytrenował. Poczułem wówczas efekt deja vu, który nie należał do zbyt przyjemnych odczuć. Najgorsze okazało się jednak to, iż zakończenie pierwszej serii, składającej się z pięciu sezonów nachalnie zwiastowało kolejną... Czy Advanced Generation sprostał mym oczekiwaniom? Jakie są jego wady i zalety? Czy Ash utrzymał swoją formę? Odpowiedzi na te jak i inne pytania otrzymacie w kolejnej części tego cyklu artykułów.
Polub Raziela jeśli podoba ci się niniejszy tekst. Z góry dziękuję za klik.