Jedni go ubóstwiają, innych zanudza na śmierć już po paru minutach. Grind jest też świetnym zapychaczem - tam, gdzie trzeba liczyć się z kosztami produkcji gry można zmusić gracza do sztucznego przedłużania jego cennego czasu i kazać mu (nie bezpośrednio, rzecz jasna) zamieniać w pył kolejne fale wrogów. Nie dziesiątki, nie setki, ale liczby idące w grube tysiące - tak wygląda pokaźna ilość gier MMORPG, w szczególności Lineage II, po części także World of Warcraft, choć ten drugi oferuje również stosunkowo bogate zaplecze fabularne i sporo różnych pomniejszych eventów. Co by nie patrzeć - nie jest to bynajmniej zjawisko pozytywne, a jak to wygląda z mojej strony?
Lata temu zdarzało mi się regularnie opłacać abonament w Lineage II, coby nie patrzeć MMO popularnego w swoim czasie, ale dość schematycznego. Tutaj sporą rolę odgrywali ludzie – nie przeszkadzało mi wielogodzinne „farmienie”, kiedy było z kimś się przejść na PVP, „podexpić”, albo zaatakować w odwecie wrogi klan, który regularnie „pogryzał” naszych podczas samotnych wypraw – co mocno denerwowało. Jednak zdałem sobie sprawę z czegoś innego: grindowanie dzień w dzień może stać się nie tylko nużące, ale i doprowadzić do zaburzeń snu („jeszcze tylko godzinka, wbiję level i idę spać” - i tak w kółko) czy innych niebezpiecznych dla zdrowia zjawisk. Pewnego razu zauważyłem, że to zwykłe marnotrawstwo czasu.
W tym roku udało mi się zgarnąć również długo wyczekiwane Diablo III i po jednokrotnym przejściu stwierdziłem, że to chyba nie dla mnie. Pamiętając jednak legendarną pierwszą część (Diablo II było poza moim zasięgiem), nie mogłem nie kupić nowego dzieła Blizzarda. Niestety, choć grind czasem sprawia mi przyjemność, coraz częściej zawodzi. Jest nudny, powtarzalny, frustrujący. Jeżeli gra nie może poszczycić się bogatą warstwą fabularną, nic tu po mnie – muszę mieć jakiś konkretny powód do wbijania kolejnych poziomów. W tym całkiem niezły okazał się Borderlands – gra magiczna, wyjątkowa i całkiem świeża. Choć główna rozgrywka to czyste „farmienie” w konwencji FPSa, oczarowała mnie nietypowa, komiksowa oprawa graficzna, bazyliardy generowanych broni... poza tym seria Borderlands ma bardzo wyraziste, charakterystyczne postacie i masę humoru, co nad wyraz przypadło mi do gustu. Kłapacze, dr. Zed, Moxxis – gdyby nie to wszystko, pewnie grę – gdybym miał możliwość – wywaliłbym z dysku w te pędy.
I to jest chyba problem gier, gdzie grind jest głównym elementem rozgrywki. Jak przyciągnąć grać gracza, by się nie zraził już po paru minutach levelowania? Czasem są to bonusy dające wyraźną przewagę nad graczem (MMO), innym razem mamy do czynienia z wyższością subtelniejszą (Call of Duty), gdzie nawet świeży gracz jest w stanie pokonać weteranów wojennych. W MMO by to nie przeszło – tam level decyduje o wszystkim i rzadko kiedy uda się nam pokonać gracza na dużo wyższym levelu (choć na to wpływ ma wiele czynników, od indywidualnych umiejętności, poprzez klasę postaci, na wyposażeniu kończąc)
Chciałbym, żeby gry przyszłości (czy to hack'n'slash, MMO albo pogrywanka w multi) oferowały coś więcej niż tylko żmudne wbijanie poziomów – niech to będą różne urozmaicenia, które pojawiają się wprawdzie w tego typu grach od lat, ale w wielu produkcjach wciąż głównie chodzi o powtarzanie tych samych czynności. Może większy nacisk na fabułę w grach wieloosobowych, może coś ciekawszego, niż tylko koksiarskie przedmioty w hack'n'slash, które mnie osobiście aż tak nie nakręcają do gry. Co ciekawe, w grach single-playerowych nie odczuwam frustracji związanej z wbijaniem leveli. Pewnie dlatego, że chłonę fabułę, utożsamiam się z postaciami i wiem, że grind jest tyko „skutkiem ubocznym” moich działań. Tak było w Skyrimie albo Wiedźminie – tam walka sprawiała mi autentyczną radość i choć z niej właśnie składała się większość gry, ogromną uwagę przywiązywałem do eksploracji terenów, zadań czy wyboru kwestii dialogowych. W MMO nie zwracałem na to takiej uwagi, bo tam fabuła schodziła na dalszy plan. Być może coś w tej kwestii zmienił Star Wars: The Old Republic, niestety nie dane mi było zaznajomić się z tą produkcją i myślę, że nieprędko wrócę do tego gatunku – dla mnie szkoda na to po prostu czasu.
Czy Was również czasem nuży grind... a może macie zupełnie odmienne zdanie?