Po gorąco przyjętych odsłonach przyszedł w końcu czas na trójwymiarowe przenośne edycje GTA oraz na eksluzywne tytuły przeznaczone na konsole Sony. Mowa tu oczywiście o takich tytułach jak Liberty City Stories oraz Vice City Stories, które najpierw zaszczyciły swoją obecnością PSP, a odpowiednio później również stacjonarne PS2. Dziś zajmę się jednak tymi "dużymi" pozycjami, aby nie tylko porównać ich do swoich protoplastów, ale i żeby ocenić, czy firma Rockstar Games nie trafiła przypadkiem do własnej bramki.
2006 - Grand Theft Auto: Liberty City Stories
Edycje przenośne z miejsca zdobyły sobie sympatię graczy oraz recenzentów. Nie ma się co dziwić, w końcu Rockstar Leeds z niewielką pomocą Rockstar North wypuścili jedne z najlepszych gier na platformę Playstation Portable! Niestety gry przeznaczone na Playstation 2 nie cieszyły się już taką popularnością. Ludzie zarzucali twórcom pójście na łatwiznę, skok na kasę i tego typu sprawy. Poniekąd mieli racje, ponieważ LCS jak i VCS to nic innego jak odświeżone GTA 3 oraz VC z nowym zestawem misji, bohaterami i parą innych rzeczy. Ponadto był to wyraźny krok wstecz w stosunku do rozbudowanego San Andreas. I to nie tylko pod względem dużej liczby atrakcji, ale i w kwestiach technologicznych.
Nie oznacza to jednak, że otrzymaliśmy przez to złe tytuły. Takie Liberty City Stories faktycznie w dużej mierze opiera się na trzeciej odsłonie serii, wykorzystując przy okazji tę samą technologię oraz miasto. Na szczęście twórcom udało się je skrzętnie i wiarygodnie zmodernizować. W niektórych miejscach widnieją budynki, których nie ma w protoplaście. Dokładnie tak samo jest w tę drugą stronę. Przykładowo mamy tu i ówdzie porty, dzięki którym możemy przemieszczać się pomiędzy dzielnicami. Akcja omawianej produkcji toczy się w 1998 roku, a więc 3 lata przed zmaganiami małomównego Claude'a. Tutaj zaś wcielamy się w znanego nam z trójki pracodawcę naszego niemego herosa. Toni Cipriani jest tu wyraźnym nowicjuszem, który dopiero przybył do wielkiego miasta oferującego równie wielkie możliwości. Jest tutaj znacznie szczuplejszy i sprawniejszy fizycznie. Cóż... mała aktywność fizyczna najwyraźniej spowodowała, że w ciągu ostatnich trzech lat nieźle się spasł.
Z nowości możemy zaliczyć także nowy, klimatyczny soundtrack, wprowadzający nas w sycilijski klimat produkcji, zaś za pomocą helikopterów oraz motocykli jesteśmy w stanie odwiedzić nieznane nam wcześniej miejsca! Główne misje są typowe dla marki Grand Theft Auto, ale w przeciwieństwie do trójki, mamy tu wyraźnie więcej sekwencji strzelanych. Do znanych i wręcz oklepanych pobocznych czynności doszło sporo nowych. Między innymi wyścigi motocyklowe, Avening Angels polegające na podejściu do przedstawicieli świeżo założonego gangu, mającego na celu oczyszczenie miasta, misje śmieciarza oraz wiele, wiele innych, z których najciekawszą wydaje się być Slash TV. Tam za pośrednictwem izometrycznej kamery odbywamy nieskrępowaną rzeź, gdzie piły łańcuchowe panują na porządku dziennym. Dzięki tym zadaniom nie pozwolimy się w żaden sposób nudzić naszemu bohaterowi, który tak jak Claude nie potrafi pływać. Rockstar postarał się też o to, aby gracze nie czuli się zbytnio znudzeni w związku z eksploracją tego samego miejsca, więc zdecydowali się odmienić je także pod względem panującej tu kolorystyki, często przypominającej nam San Andreas. Standardowo natkniemy się tu na znane z innych odsłon cyklu postaci, co nie powinno nikogo dziwić. W sumie otrzymaliśmy solidną, aczkolwiek przestarzałą oraz odgrzaną produkcję, która pomimo kilku wad potrafi dać nam bardzo dużo radochy.
2007 - Grand Theft Auto: Vice City Stories
Nie inaczej było także i w tym przypadku, choć dla wielu osób Vice City Stories lepiej broniło się przed krytyką niż jego nieco starszy brat. Pewnie dlatego, że wprowadziło więcej zmian i nowości. Nareszcie mogliśmy popływać sobie w lazurowym oceanie znajdującym się w słonecznym Vice City. Akcja rozgrywa się tutaj w 2 lata przed dokonaniami Tommy'ego, czyli w 1984 roku, gdzie przyjdzie nam pokierować bratem Lance'a Vance'a, który na początku protoplasty zginął podczas gangsterskiej wymiany. Victor, bo tak też ma na imię nasz bohater, znacząco różni się od tego, z którym przyszło nam się chwilowo spotkać, będąc za sterami Vercetti'ego. Tutaj jest on ogolony na łyso, przypakowany, budzący respekt, a tam sprawiał wrażenie fajtułapy. Już Lance prezentował się dostojniej od niego. Najwyraźniej brak wojskowego reżimu spowodował, że nasz Vic mocno się przez ten czas zapuścił.
Jak nietrudno się domyślić, także i tu twórcy postanowili podrasować oprawę wizualną, pozmieniać parę zakatków i budowli oraz dodać, poza nowym zestawem misji, wiele dodatkowych i przede wszystkim równie nowych atrakcji. Mamy tutaj innego typu biznesy do załatwienia, coś a la słoneczny patrol, wyścigi poduszkowcami, etc. Większość opiera się na schemacie dotyczącym leveli, przypominając nam zmagania Vigilante, tudzież Taxi Driver. Aby odpowiednio odświeżyć znane nam klimaty, zdecydowano się również na nowe utwory muzyczne, które umilają nam czas podczas wszechobecnych przejażdżek dostępnymi środkami lokomocji. A skoro jestem już przy nim, to warto dodać, że do i tak pokaźnej ich liczby, doszło sporo nowych modeli. Nasz bohater może zatem nie tylko pośmigać na skuterach wodnych, czy motocyklach, ale i na bardzo oszczędnych rowerach BMX, czy mniej popularnych poduszkowcach. Pojazdy te znane są nam jak najbardziej z San Andreas. Ponadto, często i gęsto natykamy się na znanych, drugoplanowych bohaterów, z którymi Victor ma do czynienia. Podsumowując, otrzymaliśmy tak jak w przypadku Liberty City Stories prequela znanej i jak widać lepszej odsłony Grand Theft Auto, jaką niewątpliwie było Vice City. Mimo tego, że jest to odgrzewany kotlet, to zabawa nadal potrafi wciągnąć nas na wiele, wiele godzin, zapewniając przy tym zbliżony, wysoki poziom poprzednich produkcji.
Na dziś to wszystko. Poznaliście zatem jedyne stacjonarne odsłony Grand Theft Auto, które nie trafiły na inne platformy poza tymi od Sony. Mogliście dowiedzieć się o tym, czy Rockstar słusznie postąpił wydające je na duże konsole, wiedząc że będą nie tylko krokiem wstecz dla marki, ale i pewnego rodzaju odgrzewanymi kotletami. Niezależnie od tego, czy graczom się ten precedens podoba, czy nie, muszą oni przyznać, że nawet takie pozycje wychodzące od Rockstara są niewiarygodnie grywalne, dostarczając tym samym wiele, niezapomnianych, miejscami zabawnych przygód. W kolejnej części podsumowania zajmę się czwartą odsłoną tej serii oraz wydanymi do niej dwoma, rozbudowanymi rozszerzeniami.
Polub, zaćwierkaj lub wykop Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci do gustu. Z góry dziękuję za klik.