O tym wiedzą już pewnie wszyscy. Gigant zmiękł, polityka dotycząca działania Xboksa One jak i gier na niego uległa totalnej zmianie, gracze z całego świata zostali wysłuchani i to oni są ostatecznym zwycięzcą w walce z pazernym gigantem. Taa, jasne.
Gwoli wstępu przyznam się, że jestem zaskoczony. Rozrysowując całkiem opasłą wizję przyszłości według Microsoftu byłem niemal przekonany, że rodzicie „tego jednego, by wszystkimi rządzić” twardo zostaną przy swoim dawnym planie i siłą przeforsują nowy układ w nadchodzącej generacji konsol. Całe setki wyprostowanych, środkowych palców na ich facebookowym profilu, tysiące memów i miliony nieprzychylnych komentarzy doprowadziły jednak do sytuacji, w której twórcy Xboksa One porzucają swoje marzenia i wywracają swoje dzieciątko do góry nogami, wywalając DRM’y, dodając konieczność jednorazowego połączenia z Internetem przy pierwszym starcie konsoli czy usuwając blokadę regionalną. Do totalnego rozkładu ich nowej, pięknej przyszłości brakuje już chyba tylko tańszego modelu One bez Kinecta. Ale cóż z waszym planem panowie? Nagle przestał być tak… przyszłościowy?
Na skalę o wiele większą niż w przypadku metamorfozy zakończenia trzeciej części Mass Effecta, gracze z całego świata ponownie odkorkowują szampana i rozrzucają konfetti, bo o to znów ich głos w Internetach ma jakieś znaczenie, pospolite ruszenie przyniosło zamierzony cel a Mikromiętki udowodnił słuszność swojej nazwy. I znów jesteśmy tacy wielcy i ważni, radujemy się niesłychanie i w całej sytuacji czujemy się jak pan i władca. O rly?
„Your Feedback Matters”, na oficjalnej stronie nowego Boksa prawi nam prezes Don Mattrick. Zaiste, to wiele wyjaśnia – to dlatego nieprzychylne, co prawda w lwiej części pozbawione konstruktywnej krytyki komentarze, były tak chętnie usuwane z oficjalnych stron nowej konsoli, a ich autorów straszyło się radosnym banem. Microsoft faktycznie słuchał – szkoda, że tak naprawdę nie graczy, a ludzi ślęczących nad sprzedażowymi słupkami i zarabiających na życie beznamiętną kalkulacją zysków i strat dla molocha z Redmond. Ambitny plan ustawienia nowej generacji konsol pod siebie i dla siebie nie wypalił, a przecież nie można było pozwolić na to, by show jak i serca graczy w całości zwinięte zostały przez to małe i nieporadne Sony.
I nie chodzi o to, że na wskutek zmasowanego ładowania „faków” i brzydkich słów na facebookowej Tablicy Xboksa One nagle w oczach Microsoftu dorobiliśmy się prawdziwego szacunu na dzielni – tego nie mieliśmy od pierwszych planów organizacji nowej konsoli, bo twórcy Xboksa 360 chyba zdążyli się przez te wszystkie lata zorientować, co gracz lubi i co warto mu ponownie udostępnić przy okazji następcy posiadanej przez niego maszynki. Microsoft nie polubił nagle używanych gier – Microsoft zatęsknił za uciekającym między palcami hajsem.
Warto w tym miejscu pamiętać, że stosunek firmy Billa do gracza (i gier używanych), wciąż jest taki sam. Osobiście, całą sytuację idealnie podsumował mi człowiek, do którego kiedyś miałem całkiem sporo szacunku, a który obecnie coraz częściej traci w moich oczach na wskutek sprzedawczykowych wpisów na swoim Twitterze. Cliff Bleszinski, bo o nim tutaj mowa, świeże wydarzenie związane z Xboksem One pełen złości i goryczy skomentował tak:
Kolejne studia zostaną zamknięte, a na rynku pojawi się jeszcze więcej gier na pecety i komórki. (...) Zbierajcie siły. Więcej gier nastawionych na multiplayer i DLC nadchodzi (...) To Sony zmusiło Microsoft do takich działań, a nie internetowe marudzenie.
I było jeszcze o tym, że niech zarabiają twórcy, a nie Gamestop, i że CliffyB wcale nie przegrał, chociaż chwilowo jest bezrobotny. I że czeka nas istny potop mikrotransakcji oraz hitów na wyłączność dla zła ostatecznego, a więc diabelskich komputerów osobistych. Innymi słowy – pies Microsoftu zaszczekał, uwidaczniając skryte niezadowolenie byłego (?) właściciela. Ten zaś usilnie stara się sprzątnąć burdel i kupsko, które w międzyczasie sam narobił, trzymając przy tym kciuki, by smród po całym zajściu wywietrzył się jak najszybciej. I temu stanowi rzeczy również kibicuję, bo rynek, na którym podoba mi się tylko jedna konsola, to troszkę niefajny rynek.
Zapraszamy na oficjalny fan-page Friendly Fire – z prędkością karabinu maszynowego wyrzucający najświeższe informacje o nowych recenzjach i felietonach!