Gry, jako najmłodsza dziedzina sztuki(a może jeszcze w ogóle nie sztuka?) siłą rzeczy wzoruje się na swoich poprzednikach, ze względu na nacisk na wyświetlanie obrazów - najbardziej na filmach. W filmie zaś jedną z najważniejszych części jest muzyka. Jeśli film jest tak zrobiony, że muzyka nie odgrywa żadnej roli to albo jest to celowy zabieg, albo oglądamy słaby film. Tak samo jest z grami - ścieżka dźwiękowa jest niezmiernie ważna, a od pewnego czasu soundtracki z gier przestają być tylko tłem dla rozgrywki, ale czymś więcej - dziełem, które z powodzeniem broni się samo i które z powodzeniem istnieje poza grą. Poniżej zaprezentuję cztery soundtracki, które z różnych powodów wywarły na mnie ogromne wrażenie.
Alan Wake
Alan Wake jako gra zupełnie mnie nie bawiła. Była dość nudna, nie wciągała, nie była straszna, a gameplay był niebywale toporny. Zapamiętam tę grę jednak na długo właśnie z powodu ścieżki dźwiękowej przygotowanej na użytek tej gry. Muzykę, którą słyszymy w czasie rozgrywki można podzielić na dwa typy - część instrumentalną, którą słyszymy latając Alanem po świecie gry, muzykę, która ma gracza wprowadzić w odpowiedni nastrój i zapewnić klimat. Ta część... jest beznadziejna. Za jej komponowanie odpowiedzialny był Petri Alenko i zrobił to strasznie. Powielił on bowiem bolączkę większości soundtracków i stworzył typowy zapychacz, coś co nie zostaje w pamięci, coś co nie może być traktowane jako osobne dzieło. Drugą część soundtracka natomiast stanowią piosenki. Każdy kto grał w Alana Wake’a wie, że gra jest skonstruowana jak serial telewizyjny. Mamy tu podział na epizody, które kończą się napisami i piosenką lecącą w tle – i jak świetnie te piosenki są dobrane! Mamy tutaj Nicka Cave’a i jego Up Jumped The Devil, Depeche Mode i The Darkest Star czy Davida Bowie i Space Oddity. Na dodatek, specjalnie na potrzeby gry, grupa Poets of the Fall nagrała trzy piosenki, jedną pod własną nazwą i dwie pod nazwą Old Gods of Asgard(wcielając się jednocześnie w grze w taką grupę). Dwie z nich, czyli War oraz Children of the Elder God, są znakomite, Poet and the Muse zaś jest niesamowita. Jest to piękna ballada, z świetnym tekstem mocno odnoszącym się do fabuły gry, są tutaj świetne gitary, wokal oraz piękny refren. Piosenkę tę usłyszałem jeszcze przed zagraniem w grę i ona była powodem, dla którego kupiłem tę grę w edycji specjalnej(z soundtrackiem). Na samym krążku znajdziemy „dzieła” Petri’a Alenki oraz trzy piosenki Poets of the Fall. Piosenek innych wykonawców brak, ale w grze zostały użyte i dlatego bez problemu można je podciągnąć jako OST do tej gry. Gry wg. mnie mocno rozczarowującej, ale za to z jakim soundtrackiem!
Mass Effect 3
Ja serię Mass Effect uwielbiam i kocham miłością wieczną. Wszystkie trzy części uważam za znakomite, w fabułę wciągałem się niemiłosiernie przy każdej premierze kolejnych części – gra dawała czadu. Ostatnia część jednak nie każdym przypadła do gustu. Część narzekała na skopane zakończenie(słusznie), część na resztę fabuły(niesłusznie), część na inne rzeczy, mniej lub bardziej istotne. Mało kto jednak narzekał na soundtracki z tej gry, bo ten jest naprawdę świetny, co więcej – jest bardzo ważny w historii gier wideo, ponieważ stanowi on ich znaczące wyróżnienie. Poprzednie ścieżki dźwiękowe, skomponowane w głównej mierze przez Jacka Walla, były niezwykle klimatyczne, część z nich pozostawała w pamięci na dłużej(Normandy Reborn i End Run z Mass Effecta 2), ale nie dało się nie odnieść wrażenia, że i one są czymś niewiele większym od typowego tła dla gry. Trzecia część to zmienia. Kompozytorów muzyki było kilku, ale najważniejsi to Sam Hulick(ten sam, który pracował przy wcześniejszych Mass Effectach) oraz Clint Mansel, czyli gość od Czarnego Łabędzia z Natalie Portman czy też Requiem dla Snu. Dlatego właśnie utrzymuję, że OST z Mass Effecta 3 zostanie zapamiętany na dłużej – jest to pierwszy tak duży soundtrack z tak wielkim(WIELKIM) nazwiskiem ze świata filmu. Pokazuje to, że gry(moim zdaniem – zasłużenie) zaczynają wychodzić z niszy dla nerdów i stają się czymś więcej. Ponad to – jest szalenie udany. Mansel tak naprawdę nie zrobił wiele – tak naprawdę jego kompozycjami są Leaving Earth(mistrzowsko użyte na początku gry) oraz An End, Once and for All. Oba utwory są świetne, należą do ścisłej czołówki utworów z soundtracków, co więcej – nie tylko tych z gier. Pomijając te dwie kompozycje mamy tu klika innych, naprawdę dobrych, takich jak epickie Future for the Krogan i Stand Strong, Stand Together czy melancholijne I Was Lost Without You. Całość robi piorunujące wrażenie w trakcie gry i przy osobnym odsłuchaniu. Bez wątpienia jest to świetny soundtrack, który z powodzeniem wytrzymuje porównanie do dobrych soundtracków z filmu(choć są też zapychacze, które robią tylko za tło, ale są w zdecydowanej mniejszości). A dla tych, którym mało – można też za darmo z sieci pobrać OST do wersji rozszerzonej – zawiera ono m.in. trochę zmienioną wersję An End, Once and for All.
Deus Ex: Human Revolution
Soundtrack ten wywarł na mnie ogromne wrażenie ze względu na klimat, który buduje i którym potem sprawnie operuje. Deus Ex, gra która traktuje o transhumanizmie i cyberpunku potrzebowała muzyki budującej klimat świata, który jest szalenie rozwinięty technologicznie, ale z drugiej strony – jest brudny, miejscami niebezpieczny i odpychający. I taką muzykę dostała. Nie sposób oprzeć się porównaniu tej gry i jej ścieżki dźwiękowej do arcydzieła kinematografii – Blade Runnera w reżyserii Ridley’a Scotta i ścieżki dźwiękowej Vangelisa. I choć Vangelis nadal pozostaje niedoścignionym mistrzem muzyki pasującej do tego typu obrazów, to OST z Deus Ex-a prezentuje się nad wyraz dobrze. Jest tu elektronika, jest klimat, jest akcja – jest wszystko to, czego potrzebowała ta gra. Dwa utwory wybijają się znacznie(Icarus i Opening Credits), ale reszta też stoi na dobrym poziomie i przyjemnie słucha się tej płyty w oderwaniu od obrazu, któremu zwykle towarzyszy.
Wiedźmin
Coś z polskiego poletka. Wiedźmin, jako gra, kipiała klimatem „słowiańskości”. Wszystko z jednej strony miało rozmach i było epickie, z drugiej – brudne, mroczne, nieprzyjemne. I taki też jest ten soundtrack. Są tu rzeczy niebywale klimatyczne, takie jak Elaine Ettariel czy Leo’s Farewell, mega-epickie, czyli Last Battle, Returning To The Forest czy Temerian Castle Theme oraz takie, które wprawiają słuchacza od razu w dobry nastrój – Evening In The Tavern. Całość tworzy świetny album, różnorodny, ale spójny stylistycznie, gdzie najpierw słuchamy wesołych fletów grających w tawernie, by potem zostać przygniecionym przez rozmach chóru i epickość kolejnego utworu. Adam Skorupa odwalił kawał naprawdę dobrej roboty. Ponad to - oprócz zwykłego soundtracka otrzymaliśmy też płytę zatytułowaną Muzyka inspirowana grą, a na niej takie perełki jak Sou-Au autorstwa Me, Myself and I czy Sword of the Witcher autorstwa grupy Vader. Polecam serdecznie obie płyty – są one naprawdę znakomite i nie przynoszą nam żadnego wstydu – wręcz przeciwnie – przynoszą prawdziwą dumę.
Na koniec – jak z każdym subiektywnym przeglądem i ten jest, uwaga… subiektywny. Dlatego jeśli komuś się nie podoba to zestawienie – rozumiem i szanuję. Niech zostawi komentarz czemu mu się nie podoba, co by zmienił i co zostawił – jestem otwarty na dyskusje. Jednak niech nikt nie wytyka mi, że jestem głupi czy coś, „bo Mass Effect ssie i lepsze jest xxx”.
Zachęcam też do zapoznania się z wcześniejszymi przemyśleniami niedzielnymi:
Recenzja dwóch książek poświęconych Queen oraz Pink Floyd: https://gameplay.pl/news.asp?ID=80533
Relacja z koncertu Paula McCartney'a w Warszawie: https://gameplay.pl/news.asp?ID=80382