Rok 2013 przemknął szybko, ale na pewno nie bezszelestnie. Ostatnie dwanaście miesięcy poświęciłem znowu na ogrywanie produkcji starszych, ciekawych gier wydanych na PlayStation 2 i PlayStation Portable. Co było w minionym roku najlepsze, najciekawsze czy szczególnie warte zapamiętania? Wzorem podsumowań z 2011 i 2012 roku wybrałem „Moje Najki 2013”. Znów będzie nie tylko o grach, ale też znajdzie się miejsce na film i anime.
Najlepszy moment w multiplayerze – Little Big Planet 2
Godziny spędzone na mini-turniejach w FIFA 14 przyniosły sporo wartych zapamiętania meczów oraz goli. Najlepszy moment w trybie wieloosobowym zapewnił mi jednak tytuł zgoła inny, Little Big Planet 2. Kończenie trybu fabularnego w duecie z niezbyt doświadczoną w grach przedstawicielką płci pięknej było przyjemnym wyzwaniem, które przełożyło się na kilka godzin wspaniałej zabawy. Szczególnie w pamięci zapadł mi długi, trudny i wieloetapowy pojedynek z finałowym bossem, którego po kilkunastu próbach moja partnerka zniszczyła w sposób do dzisiaj pozostający dla mnie zagadką. Czy to był błąd gry? Nie mam pojęcia, ale wyglądało to spektakularnie i długo później zbierałem szczękę z podłogi. Stąd też i wyróżnienie w tej kategorii dla Little Big Planet 2.
Najtrudniejszy boss – Magruder z Gun
W tym roku nie trafiłem na żadnego bossa, który zatrzymałby mnie na dłużej. W tej kategorii wyróżniam więc przeciwnika, który zmusił mnie do największego wysiłku, wywołał najwięcej emocji i zachęcił do kombinowania, finałowego bossa Gun – Magrudera. Wieloetapowy pojedynek z okutym w kuloodporną zbroję staruszkiem to nie kaszka z mleczkiem, a całkiem niezły test refleksu i celności. Szczególnie „niemiło” zapamiętałem jeden z późniejszych etapów walki, gdy trzeba szybko zestrzelić wyrzucane przez Magrudera laski dynamitu. W chaosie walki nie jest to łatwe, nawet pomimo możliwości zwalniania czasu.
Największe osiągnięcie – 100 procent na liczniku w Crash Bandicoot 2: Cortex Strikes Back
Czasu na granie robi się coraz mniej z każdym kolejnym rokiem, więc za swoje prywatne największe osiągnięcie uznaję wymaksowanie Crasha Bandicoota 2. Do tej genialnej platformówki wróciłem po wielu latach i znowu bawiłem się świetnie. Czas spędzany z sympatycznym jamrajem był tak miły, że dałem się skusić Naughty Dog i powalczyłem o sto procent na liczniku gry. Nie było łatwo, o czym mogliście przekonać się śledząc kolejne relacje z moich zmagań. Twórcy sporo gemów sprytnie lub złośliwie ukryli, a zdobycie niektórych z nich wymagało nie lada spostrzegawczości, zręczności, a przede wszystkim cierpliwości.
Zagrałbym – w wyścigi małych samochodzików
Od czasu, gdy od Sony dostałem Motorstorma RC, a na liście gier na Steamie znalazły się Mini Motor Racing EVO i Bang Bang Racing, nie mogę pozbyć się chęci zagrania w zręcznościowe, kolorowe i efektowne wyścigi małych samochodzików po wykręconych trasach. Widok z wysoko w górze zawieszonej kamery, która pokazuje większość lub nawet cały tor i plejada małych autek ścigających się o wygraną przypominają mi godziny spędzone z Micro Machines, a później też choćby genialną Race Manią. Aż się palę do startu!
Najdłużej ogrywana – Metal Gear Solid: Peace Walker
Od 1 stycznia do 31 grudnia 2013 roku grywam mniej lub bardziej regularnie w Football Managera 2013, ale jeśli brać pod uwagę tytuł, który pochłonął najwięcej godzin to obok produkcji Sports Interactive śmiało mógłby stanąć Metal Gear Solid: Peace Walker. Już ponad sześćdziesiąt godzin na liczniku, a wciąż do pokonania jest kilku dodatkowych bossów, wciąż nie mam odkrytych wszystkich broni i gadżetów, wciąż nie dałem rady wykonać kilku „Outer Opsów”. To chyba zdecydowanie najdłuższa odsłona słynnej serii w dotychczasowej historii.
Największe zaskoczenie – Headhunter
Hit z Dreamcasta ogrywany na PlayStation 2 dobrą dekadę po premierze. Gry TPP potrafią się brzydko starzeć i miałem spore obawy przed pierwszym uruchomieniem przygód Jacka Wade’a. Okazało się jednak, że Headhunter całkiem nieźle przetrwał upływ czasu i mimo kilku wad, braków i słabszych elementów, wciąż zapewnia godziny dobrej zabawy. To zdecydowanie najbardziej pozytywne zaskoczenie roku.
Najlepszy film – „Rush” („Wyścig”)
Było kilkanaście naprawdę dobrych produkcji, przy których albo świetnie się bawiłem, albo emocjonowałem, albo miałem później sporo materiału na przemyślenia. Zdecydowanie najwyżej oceniam jednak „Rush”, który dla osoby lubującej się w Formule 1 jest prawdziwym majstersztykiem. Znakomita ścieżka dźwiękowa, o której wspominałem w podsumowaniu roku dartha16, świetna gra aktorska, znakomite zdjęcia i cudownie odwzorowane zmagania na torze. Nie będę krył rozczarowania, jeśli dzieła Rona Howarda nie doceni Amerykańska Akademia Filmowa.
Najlepsze anime – One Piece
W zeszłym roku rozpocząłem swoją przygodę z serią One Piece i trwa ona do dzisiaj. Tempo oglądania kolejnych odcinków mam słabe, więc sporo jeszcze przede mną i niewykluczone, że One Piece zgarnie wyróżnienie w tej kategorii także w kolejnych latach. W 2013 roku miałem przyjemność obejrzeć m.in. Alabasta Arc i mam na jego temat same miłe wspomnienia. W sumie zresztą na palcach jednej ręki mógłbym wymienić odcinki słabe, które znudziły lub rozczarowały. W efekcie coraz gorsze Fairy Tail, odświeżony (i naprawdę dobry) Dragon Ball Z Kai czy dziwny Jormugand nie miały szans wygrać z One Piecem.
Najlepszy utwór z gry –"Jack's Theme" z Headhuntera
Richard Jacques to znany kompozytor, który stworzył ścieżki dźwiękowe do wielu przebojów, m.in. kilku gier Segi. Fanem jego talentu zostałem po ograniu „Headhuntera”, w którym nie brakuje utworów klimatycznych i doskonale pasujących do wydarzeń na ekranie. A już utwór początkowy to majstersztyk, przez który zdecydowanie trudno wcisnąć start i rozpocząć zabawę.
Najbardziej przydatna aplikacja na Androida – Pocket
Długie podróże autobusem potrafią być nudne, a mając ograniczony dostęp do internetu w komórce, miałem problem z gospodarowaniem wolnym czasem. Na ratunek przyszedł Pocket, który pozwolił na spokojnie w domu ściągnąć sobie ciekawe artykuły, by potem bez potrzeby łączenia się z siecią móc je przeczytać w trakcie podróży komunikacją miejską. Rewelacyjne rozwiązanie.
Najbardziej emocjonujący moment – Football Manager 2013
Ogrywany regularnie przez ostatnie miesiące Football Manager 2013 kilkukrotnie usadził mnie na krawędzi fotela, zmusił do nerwowego zaciskania kciuków i na koniec wywołał szał radości. Tak było m.in. podczas kilku spotkań Lillehammer w Lidze Europejskiej, w których jako outsiderzy i chłopcy do bicia przystępowaliśmy do walki o awans z wyżej notowanym rywalem. Wygrane w dramatycznych, często bardzo szczęśliwych okolicznościach potyczki z Maritimo czy Zenitem Sankt-Petersburg na długo zapadną mi w pamięci. To jest właśnie magia Football Managera i coś, za co kochają go miliony.
Tak mógłbym podsumować swój 2013 rok. Macie jakieś własne typy w powyższych kategoriach? W kolejnym, 2014 roku, życzę Wam jak najwięcej optymizmu, czasu na realizację marzeń, a także wielu emocjonujących momentów w grach, wartych wspominania filmów, świetnych momentów w multiplayerze oraz przynajmniej jednego tytułu, który zdoła Was pochłonąć na długie godziny. Wszystkiego dobrego!