Rok 2013 w muzyce - długie podsumowanie. - Bartek Pacuła - 22 grudnia 2013

Rok 2013 w muzyce - długie podsumowanie.

Grudzień to miesiąc podsumowań. Tak się przyjęło, że pod koniec rok mamy tendencję do przypominania sobie go w całości, analizując co było dobre, a co złe, co można zmienić, a czego lepiej nie zmieniać, co się udało poprawić, a co poprawy nadal wymaga. Dlatego też pod sam koniec grudnia publikuję muzyczne podsumowanie roku 2013, by z szerszej perspektywy, po uspokojeniu wszystkich emocji, które mogłyby zniekształcić obraz, spojrzeć na ten rok. Zapraszam serdecznie!

Podsumować można na różne sposoby. Ja osobiście z początku przymierzałem się do zrobienia rankingu, lecz wiem, że coś takiego zawsze wywołuje sporo złych emocji, gdyż ranking jest super subiektywnym tworem i akceptacja tego faktu bywa dla niektórych trudna. Postanowiłem rozwiązać ten problem inaczej – stwierdziłem bowiem, że podzielę moje podsumowanie na 3 różne części. Pierwsza część będzie krótkim i ogólnym podsumowaniem odchodzącego roku. Druga, najważniejsza, część oprze się na czterech kategoriach, pod którymi rok 2013 rozpatrywałem - Najlepsze płyty 2013 roku, Najważniejsze wydarzenia i tendencje 2013 roku, Najlepsze publikacje o muzyce 2013 roku i Największe rozczarowania 2013 roku. W ostatniej części oddam zaś głos moim kolegom publikującym teksty na gameplay.pl, którzy zechcieli poświęcić odrobinę czasu i wypowiedzieć się na temat muzyki w tym roku. A więc – zaczynajmy!

Rok 2013 był rokiem bez wątpienia niezwykły i godzien zapamiętania z wielu kwestii. Po pierwsze – był to moment powrotów starych wyjadaczy. Otrzymaliśmy nowe krążki od Paula McCartney’a, Black Sabbath, Megadeth, Deep Purple, Nicka Cave’a, Depeche Mode czy Motorhead. Nie oznacza to jednak, że tylko wielkie powroty się liczyły, gdyż z drugiej strony scenę muzyczną zelektryzował najnowszy krążek francuskiego duetu Daft Punk, a ja nie wahałem się stwierdzić, że album Random Access Memories będzie dla DP i tego typu muzyki tym, czym dla Metallici i metalu był Black Album. Po trzecie – rok ten bez wątpienia należał również do internetu, który odgrywa co raz ważniejszą rolę w muzyce. Sklepy z plikami w wysokiej rozdzielczości, serwisy streamingowe, pra-premiery albumów(np. Aftershock autorstwa Motorhead) czy nadal niesłabnąca rola YouTube’a – to wszystko pokazuje niezwykle wyraźną tendencję i jest więcej niż pewne, że w następnych latach internet będzie co raz ważniejszy. W Polsce rok ten będzie zapamiętany na pewno za wysyp koncertów ogromnych zagranicznych gwiazd oraz za wysyp muzycznych publikacji, czego wynikiem jest jedna z kategorii, w których zaraz będę rozpatrywał ten rok. Ostatnie 12 miesięcy to był czas naprawdę bardzo dobry dla melomanów – dużo się działo, dużo się wydawało, dużo się pisało i dużo się nagrywało – a nie dość, że było tego naprawdę dużo, to większość z tego była na dodatek dobra. Życzyłbym sobie i Wam, by 2014 był co najmniej równie udany, a tymczasem zapraszam na drugą część podsumowania, którą otworzy kategoria Najlepsze płyty 2013 roku!

Najlepsze płyty 2013 roku.

Paul McCartneyNew.

Paul po raz kolejny pokazał, kto jest prawdziwym geniuszem muzyki i nagrał album, który idealnie łączył tytułowe nowe ze starym. Na tej płycie otrzymaliśmy wiele przemyślanych pomysłów, kilka świetnych piosenek, dobrą i pozytywną energię oraz czystą radość z muzyki. Choć McCartney już zaczął swoją 8. dekadę  życia, to nadal trzyma szalenie wysoką formę, co na tym albumie po prostu widać.

Black Sabbath – 13.

Albumowy powrót Black Sabbath bez wątpienia zdominował pierwszą część roku, a stało się tak z dwóch powodów. Po pierwsze – to w końcu był powrót Black Sabbath, na dodatek bez bardzo dużego wydziwiania jeśli chodzi o skład(ten kto naprawdę się w BS liczył, ten na płycie był), a po drugie powrót ten był naprawdę znakomity. Ciężki klimat połączony z powrotem do sabbathowych bluesowych korzeni dał nam świetną płytę, której perłą był świetny kawałek God is Dead?. Jak powiedział jeden z członków Black Sabbath – to właśnie 13 powinni wydać po płycie Sabbath Bloody Sabbath.

Daft PunkRandom Access Memories.

Dzieła tego duetu z początku nie były rzeczami łatwymi. Homework, Discovery i Human After All nie są płytami dla każdego, co dla jednych jest plusem, a dla innych nie. Jednak tym razem otrzymaliśmy bardziej dostępny album, który świetnie łączy elektronikę z rockiem, jest wypakowany hitami i genialnymi rozwiązaniami, a pomysł z nawiązaniem współpracy z różnymi muzykami okazał się strzałem w dziesiątkę. Choć niektórzy skazali ten album na nienawiść za zbyt częste pobyty Get Lucky w radiu, a część za fakt, że nie jest on duchowym następcą poprzednich albumów, lecz reszta ludzi powinna przy RAM bawić się co najmniej bardzo dobrze.

Depeche ModeDelta Machine.

Martin Gore już przy okazji nagrywania poprzedniej płyty DM(Sounds of the Universe) zainteresował się starszymi sposobami na robienie elektroniki, a w Delta Machine pomysł ten rozwinął, dzięki czemu otrzymaliśmy gęsty, świetny album, który zdecydowanie jest powrotem do lepszych lat „depeszów”, dzięki czemu możemy zapomnieć o średnich rzeczach, jakimi były Playing the Angel oraz wyżej wspomniane Sounds of the Universe.

Nick CavePush the Sky Away.

Nick pokazał, że potrafi nagrywać niezwykle klimatyczne rzeczy już przy okazji albumu No More Shall We Part, a na Push the Sky Away poszedł nawet krok dalej, dając nam ponad 40 minut cholernie nastrojowej muzyki i jedną piosenkę, która z powodzeniem może być nazywana hitem(Jubilee Street). Aż wierzyć się nie chce jaką drogę pokonał ten muzyk i że jego korzenie sięgają jeszcze punkowego i mocnego grania. Świetny album, po którym rozpocząłem nieco głębszą znajomość z Nickiem – i mówię Wam, że naprawdę warto. Taki klimat nie zdarza się często.

Dream TheaterDream Theater.

Odejście Portnoy’a w ostatnich latach mogło źle wpłynąć na ten zespół, gdyż był on jednym z najważniejszych muzyków DT. Tak się jednak nie stało – faceci z Dream Theater nagrali porywający materiał, dając prawdziwy przykład jak powinno się grać progresywny metal. Album ten jest znakomity technicznie, ma na siebie pomysł i pozwolił nam zapoznać się z świetnym kawałkiem The Enemy Inside, który na pewno wejdzie do kanonu Dream Theater. Choć z tym zespołem bywał różnie, to Dream Theater jest płytą, którą będziemy dobrze wspominali(a ja osobiście bardzo dobrze, gdyż jest to obecnie ich album, który najbardziej lubię).

The Alan Parsons ProjectI Robot Legacy Edition.

Pozwoliłem sobie dać na tę listę płytę, która pierwotnie wyszła 35 lat temu, lecz w tym roku miała ona premierę w zupełnie nowej, odświeżonej wersji rocznicowej. Sam album jest świetnym połączeniem elektroniki i rocka, a jego pierwsza połowa jest prawie perfekcyjna, zaś sama reedycja jest świetnie zremasterowana, została wydana z bonusowym dyskiem i odświeżoną(fajniejszą) okładką i jest idealna okazją, by z tym zespołem się zapoznać, gdyż nagrali oni kilka niezwykle interesujących płyt. Rok temu najlepszą reedycją była ta od zespołu King Crimson(Lark’s Tounge in Aspic 40th Anniversary Edition),ten rok należał zaś właśnie do The Alan Parsons Project.

Najważniejsze wydarzenia i tendencje 2013 roku.

Ogromna liczba koncertów wielkich gwiazd w naszym kraju. Tak – Polska przestała być ostatecznie zadupiem, na które nikt nie chce jeździć i stała się miejscem atrakcyjnym. Rok ten obfitował w wiele wielkich i dobrych koncertów rozsianych po całym kraju, a z zapowiedzi na 2014 wiemy, że stanie się to raczej regułom, niż pojedynczym „wyskokiem”. W tym roku Polskę odwiedzili tacy giganci muzyki jak Bon Jovi, Beyonce i Rihanna(nie ma znaczenia czy do dobra muzyka, czy nie – liczy się skala wykonawcy), Deep Pruple czy System of a Down, a wśród nich najważniejsze były…

Koncerty Paula McCartney’a i Rogera Watersa.

Roger Waters był już w naszym kraju. W 2011 roku odwiedził łódzką Atlas Arenę, ale były to koncerty ograniczone przez miejsce, a show, jakim jest spektakl The Wall, nie mogło rozwinąć w pełni skrzydeł. Tym razem Waters odwiedził Stadion Narodowy w Warszawie prezentując występ niezwykły, ogromny i świetnie przygotowany. Już sam fakt, że mogłem zobaczyć żywą legendę, jednego z dwóch najważniejszych Floydów i autora tak znakomitych płyt jak The Wall czy Dark Side of the Moon był niezwykły, a na dodatek zobaczyłem też koncert, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Podobna sytuacja miała też miejsce z okazji koncertu innej, jeszcze większej, legendy, czyli Paula McCartney’a. Polska wreszcie doczekała się odwiedzin „prawdziwego” Beatlesa, który zaserwował fanom 3-godzinny występ, który był tak naładowany energią, że młodzi wykonawcy mogliby się od Paula uczyć. Beatlesów Polska dostać nie mogła, ale dostała ich niezmiernie ważną część, a śpiewanie Hey Jude i Yesterday z autorem tych piosenek było czymś autentycznie magicznym.

Renesans winyli.

W tym roku napływ wydawnictw winylowych był wręcz onieśmielający. Wszystko co się chciało liczyć wyszło na czarnych płytach, dostaliśmy też masę winylowych remasterów, na dodatek zrobionych na dobrej jakości 180(a nawet czasami 200)-gramowych winylach. Winyle są teraz obecne w Polsce wszędzie – Empiki, Saturny, sklepy niezależne – i sprzedają się naprawdę dobrze. Zdaję sobie sprawę, że stało się tak głownie za sprawą chwilowej mody na rzeczy retro, ale jeśli melomani maja na tym korzystać, to czemu nie?

Premiery wysokiej jakości koncertów na DVD i BRD.

Rok 2012 zakończył się wydaniem Celebration Day autorstwa Led Zeppelin. Ten koncert, nagrany w 2007 roku, ujrzał wtedy światło dzienne i pokazał wszystkim jak można koncerty nagrywać i wydawać. W tym roku takich perełek otrzymaliśmy więcej – a pisząc to mam na myśli np. koncert Blac Sabbath czy Live at Luna Park autorstwa Dream Theater. Oglądanie koncertów w domu, choć nie jest oczywiście tym samym co na żywo, może być bardzo przyjemne i cieszę się, że mamy wreszcie możliwość oglądania tego w tak komfortowy i dobry sposób. Oby tendencja robienia dobrych koncertów na DVD i BRD się nie zmieniła, bo jest to naprawdę pozytywny trend.
Koncertowo-domowo był to też udany rok dla Polski, gdyż Sabaton przygotował swój pierwszy koncert do domowego użytku wykorzystując materia nagrany podczas koncertu w naszym kraju właśnie. To naprawdę bardzo miłe.

Najlepsze publikacje o muzyce 2013.

Philip NormanSzał! Prawdziwa historia Beatlesów.

Książka ta wyszła już lata temu na rynkach zachodnich, lecz dopiero w czerwcu tego roku odbyła się jej polska premiera. Dzieło to jest niezwykle głębokie, zaskakujące, przemyślane i świetnie napisane. Widać jak wiele pracy musiał włożyć autor, by coś takiego powstało, a jego wiedza na temat Beatlesów jest naprawdę imponująca(obecnie uważa się go za jednego z największych ekspertów w tej dziedzinie). Dzięki tej książce na nowo poznałem zespół, o którym myślałem, że go dobrze znam, a moja wiedza na temat Beatlesów znacznie(naprawdę – ZNACZNIE) się powiększyła, dzięki czemu mam teraz pojęcie jak to wszystko wyglądało. Książkę polecam naprawdę bardzo, gdyż jest to prawdziwa i poważna publikacja, którą powinien znać każdy, kto choć trochę interesuje się muzyką.

Mark BlakePink Floyd. Prędzej świnie zaczną latać.

Kolejna książka, która jest czymś naprawdę znakomitym. Również w tym wypadku otrzymaliśmy świetnie napisaną rzecz, która kipi od faktów i ciekawostek – tych znanych i tych znanych mniej. Całość czyta się znakomicie, a ja ponownie przekonałem się, że de facto o Floydach nie wiedziałem absolutnie nic. Po przeczytaniu tego dzieła wiem więcej, a nie dość, że zdobyłem sporo informacji, to jeszcze zrobiłem to w niezwykle miły sposób, gdyż książkę te po prostu dobrze się czyta. Tak jak polecałem biografię Beatlesów, tak samo polecam biografię Pink Floyd – i to dokładnie z tych samych powodów.

David BuckleyKraftwerk Publikation.

Książka niebanalna i znakomita, podobnie jak sam Kraftwerk. Choć czyta się to odrobinę powolniej niż poprzednie dwie pozycje, to książka ta jest chyba nawet od nich lepsza i poważniejsza. Jest to perła jeśli chodzi o muzyczne publikacje i choć zdaje sobie sprawę, że sięgnie po nią relatywnie niewielu ludzi, to cieszę się, że coś takiego u nas wyszło(na dodatek naprawdę zgrabnie i ładnie wydane).

Abba w Polsce.

Album o pobycie Abby w PRL-owskim „raju” w 1976 roku w Studiu 2. Choć pisał to jakiś grafoman, to sam album przygotowany jest naprawdę znakomicie – jest on ładny, posiada wiele ciekawych zdjęć i skanów i stanowi dobry pretekst, by do hitów Abby wrócić. Oczywiście część może kręcić nosem, że przecież „Abba to gówno”, ale nie zgadzam się z nimi zupełnie. Książka ta jest również fajna z innego powodu – pozwala spojrzeć na PRL z trochę innej, weselszej, perspektywy, a dla tych, którzy w tych czasach żyli stanowi idealną podróż w przeszłość do tego magicznego roku 1976, gdy trochę wielkiego świata przyjechało do Polski.

Największe rozczarowania 2013 roku.

Ogólnie w tym dobrym roku rozczarowały mnie tylko trzy rzeczy, a będąc precyzyjnym – trzy albumy. Pierwszym z nich jest motorheadowy Aftershock. Zdaje sobie sprawę, że Motorhead nie gra muzyki wymagającej i wybitnej, ale po albumie The World is Yours miałem odrobinę większe wymagania, a dostałem album poprawny, lecz niewiele ponad to. Większym rozczarowaniem była albumowa postawa AudioFeels, którzy nagrali sporawy badziew, jakim była płyta Świątecznie. Chłopakom z zespołu udało się zrobić świąteczny album bez magii świąt w nim, co chyba mówi samo za siebie. Trzecim i zdecydowanie największym rozczarowaniem był krążek Deep Purple zatytułowany Now What?!. Aż wierzyć się nie chce, że ten zespół nagrywał kiedyś tak świetne albumy jak Deep Purple in Rock czy Fireball, a teraz zaserwował nam taką chałę. Now What?! jest nudny, długi i słaby, a z ponad godziny muzyki wybija się tylko jeden(!) kawałek. Przykre, szczególnie że pierwsze recenzje były pochlebne, a niektóre nawet ekstatyczne. Zdecydowanie było to największe rozczarowanie tego roku, choć jak patrzę na to z dystansem, to muszę powiedzieć, że mogło być dużo gorzej, skoro ”tylko” średni album był rozczarowujący.

Spojrzenie na rok 2013 okiem innych autorów na gameplay.pl.

DM(https://gameplay.pl/dm):

1. Daft Punk - Random Access Memories - bo pomimo tak ogromnego hype'u i oczekiwań - dali radę. Choć album ma też gorsze kawałki, to te lepsze bronią całości bez problemu

2. The Great Gatsby OST - świetnie dobrana składanka, doskonałe połączenie nowoczesnej muzyki z klimatem retro lat 20tych

3. Dido - bo jak zawsze - Dido dobrze się słucha i ogląda, co by nie śpiewała

4. Moby - Innocents - podobnie jak Dido, zawsze dobrze mi się słucha Mobyego, a nowy album dał kolejne dwie perełki do słuchania w kółko

5. Jay-Z - Magna Carta - nie przepadam za hip-hopem, a jednak tej płyty czasem słucham - coś w tym musi być... 


Brucevsky(https://gameplay.pl/brucevsky):

Soundtrack Rush - nie jestem jakimś wielkim fanem muzyki instrumentalnej, ale w ścieżce dźwiękowej Hansa Zimmera zakochałem się od pierwszego odsłuchania. Świetna płyta, która sprawdza się zarówno, gdy potrzebuje się chwili uspokojenia i czegoś do relaksu (Mount Fuji czy Lost but Won), jak i motywującego do działania kawałka (Stopwatch).


Imperialista(https://gameplay.pl/imperialista):

Nick Cave and the Bad Seeds - Push The Sky Away - dla mnie numer jeden roku, niesamowicie hipnotyzujące doświadczenie do którego ci goście już wcześniej mnie przyzwyczaili, głównie za sprawą No More Shall We Part. Krążek niezastąpiony w wielu sytuacjach - wieczorami, w ciepłym domu i zimnym aucie, tęskniąc i ciesząc się spokojem. Podejrzliwie patrzę natomiast na osoby, które mówią że ta muzyka ich usypia. 

Yelawolf - Trunk Musik Returns - wybór z zupełnie innej beczki i na inne okazje. Psychoraper z Alabamy, który dostał się pod skrzydła Shady Records potrzebował trochę czasu nim wrócił do formy po średnim debiucie. Radioactive było liche, Trunk Muzik Returns jest niemal doskonałe i aż szkoda, że to mixtape a nie legal. Narkotyczno-kosmiczny klimat wylewa się z głośników, a sajko-redneck płynie na bitach z tylko jemu właściwą gracją. Zajebiście się tego słucha - katuję do dzisiaj, nie nudzę się i w prywatnym rankingu stawiam na równi z Trunk Muzik 0-60.


Dateusz(https://gameplay.pl/dateusz):

1. Daft Punk - Random Access Memories - Wielu ludzi narzeka, że album jest słaby, a oczekiwania były ogromne. Sam na album nie czekałem więc byłem mocno zdziwiony, kiedy dowiedziałem się, że słyszana w chyba każdym sklepie każdej wrocławskiej galerii Get Lucky to dzieło chłopaków z Daft Punka. Całość niesamowicie mi się podoba, płytę mogę słuchać na okrągło, a okres jej wydania trafił w wiele przyjemnych wydarzeń, także wspaniałe wspomnienia i muzyka klasyfikują ją jako mój numer 1 tegorocznego zestawienia.
2. Airbourne - Black Dog Barking. Słucham Airbourne od początku ich młodej kariery, w Black Dog Barking już od pierwszych szarpnięć gitary poznasz, że to na pewno dzieło nikogo innego jak właśnie australijczyków. Przyjemnie i w podobnym klimacie reszty płyt.
3. Bon Jovi - What About Now? - twórczość Bon Joviego to dla mnie odskocznia od mocnych brzmień. Przyjemne, pozbawione jakiejkolwiek agresji teksty i miłe dla ucha wokal i muzyka dla ludzi chcących posłuchać czegoś w trakcie robienia obiadu.


Czarny Wilk(https://gameplay.pl/czarnywilk):

Songs of Anarchy vol. 3

Ja tam się na muzyce specjalnie nie znam ani nie śledzę tematu. Ale piosenki wykorzystywane w serialu Sons of Anarchy uwielbiam, a że niedawno wyszła trzecia składanka, zawierająca tym razem utwory z szóstego sezonu, to ją chętnie wskażę jako swoją prywatną najlepszą płytę tego roku.

Krótko na koniec.

I to tyle. Rok 2013 był muzycznie znakomity i życzę nam wszystkim, by nadchodzący 2014 był równie dobry, a nawet lepszy. To właśnie takie lata są pamiętane w historii muzyki i cieszę się, że przyszło mi żyć świadomym muzycznie życiem w tym roku.

PS. Zachęcam też do zapoznania się z innymi muzycznymi podsumowaniami roku 2013:

fsm - https://gameplay.pl/news.asp?ID=82124

Joorg - https://gameplay.pl/news.asp?ID=82243

rog1234 - https://gameplay.pl/news.asp?ID=82139

Bartek Pacuła
22 grudnia 2013 - 22:52