200 to liczba albo mała, albo szalenie duża – w zależności od kontekstu, w którym ją przywołujemy. Dobrym przykładem są pieniądze – 200 zł może zapewnić nam, przy rozsądnym gospodarowaniu, jedzenie na kilka dni, ale gdy np. zbieramy na samochód suma ta jest dosłownie niczym. 200 to jednak numer ogromny, jeśli mówimy o liczbie numerów jakiegoś periodyku. Pokazuje on pewną ciągłość marki, jej wielkość i czas, który miała, by się rozwijać i ulepszać. Jest to rzecz, której „zwykłe” strony nigdy nie mają i nie będą mieć – prostego, ale jakże ważnego numerku, który co miesiąc regularnie będzie się zwiększał, podobnie jak prestiż marki. Tak wysoki trzycyfrowy numer łatwy do osiągnięcia nie jest – dość będzie powiedzieć, że magazyn High Fidelity, który w maju obchodził 10-lecie swojego istnienia, ma na swoim koncie (teraz – w sierpniu) „tylko” 124 numery. Podobnie jest z innymi periodykami, które muszą przejść niemałą drogę (CD-Action na przykład), by do tak wysokiego numerka dobić. Ta sztuka udała się w tym miesiącu magazynowi Classic Rock – miesięcznikowi, którego zawartość krąży, jak sam tytuł wskazuje, wokół rocka. Z tej okazji chciałbym przyjrzeć się bliżej temu wydawnictwu – moim zdaniem jednemu z najlepszych magazynów dostępnych na rynku.
Classic Rock to, jak już wspomniałem, miesięcznik. Ukazuje się on od 1998 roku nakładem wydawnictwa TeamRock, które w swojej „stajni” ma m.in. Metal Hammera czy magazyn Prog. Jest to miesięcznik brytyjski – teksty są więc naturalnie po angielsku, co może niektórym utrudnić/uniemożliwić zapoznanie się z nim. Jednak fakt jego brytysjkości jest w kontekście pisania o muzyce nie do przecenienia: w końcu to kraj Elżbiety II był miejscem, w którym klasyczny rock się de facto narodził i pokazał swoje najlepsze, najpotężniejsze, najpiękniejsze oblicze. Na dodatek CR posiada ogromny rozmach, dzięki któremu jest w stanie docierać do ogromnej liczby muzyków, zespołów, płyt itd., dzięki czemu kontent, który oferuje jest po prostu zachwycający.
Co jednak ważne (oczywiście tylko dla tej bardziej szurniętej grupy melomanów): Classic Rock to nie tylko magazyn do czytania, ale także do kolekcjonowania. Jest gruby, świetnie wykonany, nie rozlatuje się po jednym przeglądnięciu: sam prosi się, by go ustawić na półce. Dodatkowo w ofercie TeamRocka znaleźć można specjalne, kolekcjonerskie wydania tego magazynu (jak np. czteropak o Kiss, który z wielką przyjemnością kiedyś nabyłem), a także specjalne firmowe bindery, dzięki czemu miesięcznik ten (a raczej kilka egzemplarzy położonych obok siebie) prezentuje się naprawdę pięknie. Do mojej referencji wydawniczej (Stereo Sound – wspominałem o tym kwartalniku przy okazji innego tekstu o prasie muzycznej i o polskim magazynie Lizard) jeszcze brakuje, ale z SS trudno na tym polu konkurować – to kwartalnik, który ma na koncie 190 numerów (!) i jest robiony przez mistrzów tego typu rzeczy i dbania o najmniejsze nawet detale – Japończyków. Jednak jak na standardy europejskie Classic Rock wydany jest bezkonkurencyjnie, miażdżąc śmiechem naszego rodzimego Teraz Rocka, na gazetkowe wydanie polskiego Metal Hammera nawet nie patrząc.
Classic Rock to jednak nie tylko sam magazyn, ale także różne dodatki do niego. Stałym elementem bonusowym jest płyta (lub płyty) CD. Jest to rzecz bardzo ciekawa, ponieważ są to najczęściej autorskie składanki wypchane po brzegi dobrą muzyką (na srebrnym krążku dołączonym do 200. jubileuszowego numeru, znaleźć można, obok siebie(!), takie perły jak Dio, Stone Temple Pilots, Porcupine Tree czy Black Stone Cherry). Czasami jednak redakcja CR najwyraźniej uznaje, że taką składankę może sobie zrobić każdy i proponuje wtedy coś jeszcze lepszego: wyjątkowe, unikatowe płyty jakiegoś zespołu (najczęściej gwiazdy okładkowej numeru), których nie znajdziemy nigdzie indziej. Tym sposobem moja płytoteka wzbogaciła się o płyty Black Stone Cherry czy wybitnego zespołu Rival Sons. Czasami CR dodaje także inne rzeczy: ostatnio była to mini-gazetka poświęcona Iron Maiden. Prosta rzecz, naprawdę prosta, a cieszy.
A jaki Classic Rock jest we wnętrzu? Powiedziałbym, że równie udany co „na zewnątrz”. Chociaż obecnie (i chyba tak niestety pozostanie) popularne są teksty krótkie, a longformy są niepożądane (patrz: ostatnia akcja z A. Chmielarzem), to Classic Rock nie robi z melomanów debili, którzy nie są wstanie przeczytać odrobinę dłuższego tekstu. Nie porzuca przy tym oczywiście tekstów krótszych (te są przecież również ważne): dla każdego znajdzie się więc coś fajnego. Ktoś lubi sobie poczytać coś sporego objętościowo? Proszę bardzo – długie, czasami na 8 stron teksty czekają. Ktoś inny woli siąść do magazynu na 15 minut i w tym czasie przeczytać sobie kilka(naście) mniejszych rzeczy? Nie ma problemu – takie teksty się tam dla niego znajdą. Na dodatek teksty te są napisane naprawdę fachowo – zarówno na poziomie wiedzy o branży, jak i w sferze estetyczno-językowej, dzięki czemu CR czyta się po prostu bardzo przyjemnie.
Uff… dawno tak niczemu nie słodziłem. Może więc teraz trochę ponarzekam? Bardzo chciałbym (duże stężenie cukru, chociaż fajne, nie jest przecież zdrowe), ale w sumie nie mam na co. CR to produkt kompletny. Duży, super wydany, z świetną zawartością. W sumie jedyną jego wadą jest cena: w UK kosztuje on grosze (bo tyle dla nich jest to 6.5 funta za egzemplarz), ale poza Wyspami tak różowo nie jest i by cieszyć się tym periodykiem trzeba trochę zapłacić. Uważam jednak, że zdecydowanie warto (tak samo jak "obczaić" ich kanał na YT).
Classic Rock Magazine na Facebooku
Music to the People na Facebooku
Poprzednie wpisy z serii Słowo na niedzielę:
Relacja z pseudofestiwalu, czyli Sonisphere Festival w Polsce