SWAT 4 to dla mnie wyjątkowa gra. Seria przyciągnęła mnóstwo graczy swoją tematyką, ciężkim klimatem i rozbudowaną rozgrywką. Bo w końcu kto nie chciał chociaż raz włożyć butów antyterrorysty i przekonać się na własnej skórze jak to jest? I nie chodzi oczywiście o bieganie na pałę i strzelanie we wszystkich, które oferuje Counter-Strike, a o dowodzenie prawdziwym oddziałem specjalnym, przeprowadzanie idealnie skoordynowanych akcji ratowania zakładników, lub schwytania seryjnego mordercy, wszystko to z ograniczeniem strat w ludziach do minimum – po obu stronach. I ja także dałem się tej obietnicy przyciągnąć i faktycznie – uwielbiam SWAT 4. Z wyjątkiem momentów, kiedy go nienawidzę.
Nigdy nie zetknąłem się z tytułem, który po skutecznym wciągnięciu mnie w rozgrywkę, boleśnie by mnie od niej odrzucał – po to tylko, żebym znowu się wciągnął. A tak właśnie działa SWAT 4. Klimat, pomysł, dbałość o szczegóły i miodność, przeplatają się tutaj z elementami wręcz tragicznymi, potrafiącymi skutecznie zrujnować całą radość z gry. Nie mam na myśli błędów technicznych, a raczej – w moim mniemaniu – błędne decyzje w projekcie gry. Twórcy chcieli nam zaoferować symulator oddziału antyterrorystycznego i wywiązali się z tego zadania z aż przesadną gorliwością.
Przede wszystkim bolączką jest system punktowy. W teorii brzmi całkiem nieźle, bo musimy zachowywać się jak prawdziwy policjant – nie strzelać we wszystko co popadnie, tylko próbować aresztować podejrzanych i zabezpieczyć miejsce zbrodni. Zebrać dowody oraz zapewnić bezpieczeństwo zakładnikom, a siły używać jedynie w ostateczności. Problemy zaczynają się – co było do przewidzenia – przy starciach z przestępcami. Każdemu łotrowi musimy dać szansę na poddanie się, z której nie zawsze skorzysta, zwłaszcza jeśli nie został wcześniej ogłuszony. Założenie to samo w sobie nie jest – oczywiście – złe, problemy sprawiać zaczyna dopiero realizacja.
Większość przeciwników to strzelcy wyborowi, których jeden strzał często wystarczy, aby wyeliminować nas z gry – nawet jeśli mamy maksimum punktów życia i pełne opancerzenie. Do tego co drugi podrzędny uliczny bandzior potrafi unieść broń do strzału tak szybko, że nawet najszybsi rewolwerowcy Dzikiego Zachodu padaliby trupem, zanim zdążyliby w ogóle chwycić za pistolet. To wszystko prowadzi w grze właśnie do takich sytuacji w stylu Westernów, kiedy stoimy twarzą w twarz z bandytą, nawołując go do poddania się, jednocześnie patrząc mu nerwowo na ręce i czekając na jego ruch. Mamy prawo oddać strzał tylko wtedy, gdy ten wymierzy broń prosto w nas i najlepiej jeszcze pozwolić mu strzelić pierwszemu. Jeśli wystrzelimy za szybko, dostajemy karę za zabijanie. Jeśli choćby zranimy kogoś, kto ostrzeliwuje naszych kolegów – kara za użycie siły, bo przecież osobnik nam nie zagrażał. Kilka takich kar (zależy od poziomu trudności) i nie zaliczymy misji. Strzały ostrzegawcze także odpadają – kończą się karą za „nieregulaminowe użycie broni”. Tę samą karę otrzymujemy także, kiedy spudłujemy!
Ale przecież broń palna to nie jedyna zabawka w arsenale oddziału SWAT, prawda? Co jeśli użyjemu na przykład granatu ogłuszającego? Ano sprawi się całkiem nieźle, zdezorientowani przestępcy są o wiele bardziej skłonni do rzucenia broni. Ale może się zdarzyć, że jeden delikwent spróbuje uciec. My nie możemy nic w takim przypadku zrobić, tylko krzyczeć „ręce do góry!” w kółko i w kółko, podczas gdy uciekinier spokojnie znajdzie sobie cichy kąt i ustrzeli nas z niego przy następnym spotkaniu. A może broń na kulki z gazem pieprzowym? Doskonały wybór, dopóki nie trafimy na bandytę wybitnie upartego – my strzelamy w nieskończoność kulkami, on zatacza się i krztusi, ale wciąż nie chce rzucić broni, aż w końcu stwierdza „kończ waść” i zabija nas strzałem ze swojego Colta.
Te wszystkie bolączki doprowadzają w końcu do sytuacji, że to my bardziej boimy się przestępców, niż oni nas, a sceny wtargnięcia do pokoju pełnego zwyrodnialców potrafią wypaść wręcz komicznie. Rozumiem, że oddział specjalny nie szarżuje na rympał, ale po to chyba noszą te hełmy, kamizelki kuloodporne i nowoczesne uzbrojenie, żeby nie wyziewać ducha po strzale w nogę i wzbudzić chociaż cząstkowy strach wśród przestępców. Inna sprawa, że do połowy misji, które znajdują się w grze, w ogóle nie przydzielonoby SWATu, tylko lepiej wyszkolony oddział, ale to już poruszam w ramach ciekawostki (w końcu to tylko gra).
Nawet najprostsza akcja potrafi przeobrazić się w rzeź policjantów, jeśli popełnimy chociaz jeden malutki błąd, co nie jest trudne przy starciu ze wspomnianymi strzelcami wyborowymi. Jednak wszystko się zmienia, kiedy w końcu uda nam się wykonać jakąś akcję. Gdy ustawimy ładunek wybuchowy na drzwiach, a jeden z naszych ludzi przygotuje granat kulkowy i na nasz sygnał otwiera się wejście. Wybuch oślepia podejrzanych, dobrze rzucony granat ogłusza kolejnych, ustawionych w głębi pomieszczenia, a oddział wbiega z krzykiem i bronią gotową do strzału. Przestępcy rzucają broń, ale przez drzwi do drugiego pokoju wchodzi kolejny bandzior i gdy widzi co się dzieje, wymierza pistolet prosto w nas, ale my byliśmy szybsi. Jeden celny strzał w głowę i zapada cisza. Zakładnik uratowany, a podejrzani aresztowani. Po zgłoszeniu wszystkiego do centrali,kontynuujemy przeprawę przez budynek i natrafiamy na kolejne zamknięte pomieszczenie. Zaglądamy do środka za pomocą światłowodu i widzimy następną wrogą grupę. Ustalamy plan i do dzieła.
O tak, o ile porażki są bolesne, a gra potrafi nas zmiażdżyć, zamieść nami podłogę i odrzucić w zapomnienie, to każda udana akcja nagradza nas ogromną dozą satysfakcji. Do tego dostajemy ciekawe, rozbudowane i klimatyczne mapy, które naprawdę zapadają w pamięć. Każdy kto grał, pamięta na pewno dom Fairfaksów, albo siedzibę Dzieci Tarrone’a. Takie lokacje mogą śnić się po nocach. A gdy jeszcze pomyślę o trybie kooperacji? Granie ze znajomymi, planowanie każdej akcji, używanie komunikacji głosowej – cud, miód i orzeszki. Atmosfera robi swoje i naprawdę czujemy się jak prawdziwi antyterroryści. Do tego losowe rozmieszczanie przeciwników przy każdej rozgrywce sprawia, że można grać i grać. No i gram. Zawsze wracam do SWAT 4 i zawsze bawię się świetnie. Oczywiście do czasu, aż gra nie przypomni mi, jak spektakularnie potrafi mnie zmasakrować.