Występy gościnne to stosunkowo częste zjawisko w grach komputerowych, zwłaszcza tych japońskich. W żadnym gatunku nie występują jednak równie obficie jak w bijatykach, gdzie powstają nawet produkcje, których podstawą jest właśnie zderzenie ze sobą dwóch lub więcej popularnych światów. Niemal każda bardziej znana seria z tego gatunku w którymś punkcie swojej historii umożliwiła zagranie postacią, którą znamy z zupełnie innej franczyzy, niektóre z „wpuszczania” do siebie gości uczyniły nawet jeden ze swoich znaków rozpoznawczych. Poniżej znajdziecie zestawienie dziesięciu najlepszych tego typu występów gościnnych, z pominięciem produkcji typowo crossoverowych.
10. Virtua Fighter w Dead or Alive
Ostatnia gra z serii Virtua Fighter, będąca kolejnym ulepszeniem „piątki” z 2006 roku, na rynku zadebiutowała przeszło 3 lata temu, o ewentualnej kontynuacji nadal nie wiemy nic. Oczekiwanie na powrót jednej z najbardziej technicznych bijatyk na rynku fani mogą sobie umilić dzięki piątej inkarnacji cyklu Dead or Alive, w której gościnnie pojawili się Akira, Sarah, Pai, a w wersji Ultimate również Jacky – weterani flagowego mordobicia Segi. Jest to crossover o tyle interesujący, że pierwsze DoA powstało na silniku VFa i obie serie początkowo były do siebie bardzo zbliżone pod względem mechaniki walki. Wszystko pozostało więc w rodzinie.
9. Gon – Tekken 3
Jeśli zastanawialiście się, dlaczego Namco nie umieściło w Playstation Store cyfrowej edycji najlepszej bijatyki ery pierwszego Playstation, to odpowiedzią jest prawdopodobnie karłowaty dinozaur, będący jedyną licencjonowaną postacią w historii serii Tekken. Gon to główny bohater tworzonej od 1991 do 2002 roku mangi, na tyle popularnej, że oprócz występu we flagowej serii mordoklepek od Namco, doczekał się własnej gry na SNESa oraz serii animowanej. Ten dinozaur był postacią kompletnie niepasującą do gry – znacznie mniejsza od pozostałych zawodników i dysponująca atakami w rodzaju wypuszczania gazów czy ziania ogniem. Mimo to, okazał się naprawdę ciekawym dodatkiem, granie nim było prawdziwą przyjemnością, granie przeciw niemu – testem umiejętności. Zdecydowanie oddałbym większość wymyślanych na siłę i w większości irytujących postaci, jakie Namco wciska do serii od czasu„szóstki”, na rzecz pociesznego Gona. On przynajmniej nie udawał, że nie jest żartem.
8. Michael Jackson - Ready 2 Rumble Boxing: Round 2
Ready 2 Rumble Boxing: Round 2 to dziś lekko zapomniana gra bokserska, która podchodziła do tematu ze sporym przymrużeniem oka. Tym, co sprawiło, że nie została kompletnie zagrzebana w mrokach historii, jest lista grywalnych zawodników, wśród których znaleźć można ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych Billa Clintona, jego żonę Hilary, koszykarza Shaquille O’Neala oraz... króla popu, Michaela Jacksona. Nie ograniczono się do przeniesienia jego wizerunku – słynny piosenkarz ma też charakterystyczny głos i wykonuje też swoje ikoniczne ruchy, ze słynnym księżycowym chodem na czele!
7. Heihachi, Link, Spawn - Soulcalibur II
Seria Soulcalibur znana jest z naprawdę interesujących występów gościnnych, o czym jeszcze przekonacie się wertując kolejne punkty tego rankingu. Przy „dwójce” Namco zdecydowało się na całkiem interesujący pomysł, który stał się koszmarem każdego fana pragnącego skompletować wszystko, co jego ukochana saga ma do zaoferowania. Soul Calibur II został wydany na Playstation 2, Xboksa i GameCube’a, każda wersja została zaś wzbogacona o jedną postać kojarzoną z daną platformą. I tak Nintendo dostało znanego z serii Legend of Zelda Linka, Playstation starego, dobrego Heihachiego z Tekkena (który w tamtych czasach był serią kojarzoną wyłącznie z konsolami Sony), zaś Xbox... cóż, Xbox z bliżej nieznanych powodów zamiast Master Chiefa dostał Spawna, antybohatera występującego w będących wówczas na fali komiksach.
6. Cloud i ferajna – Ehrgeiz
Za pierwszego PSXa bijatyk wychodziło więcej niż dziś dwuwymiarowych platformówek rodem z jednoosobowych studiów developerskich, mało która z nich potrafiła jednak przebić się do masowej świadomości zdominowanej głównie przez Tekkena. Ehrgeizowi udało się osiągnąć pewien sukces, jednak na pewno nie zawdzięcza tego byciu aż tak dobrą grą. Nie, produkcja studia DreamFactory była solidnym przeciętniakiem, który miał jednak jednego potężnego asa w rękawie – sześć grywalnych postaci zwerbowanych z kultowego Final Fantasy VII. Wydawca doskonale zdawał sobie sprawę, że jest to nie lada atrakcja, stąd nawet z okładki na graczy spoglądał Cloud, co by żaden fan japońskich jRPGów przypadkiem nie przegapił tej produkcji. I nikomu nie przeszkadzało, że taka Yuffie czy Sephiroth zostali przeniesieni w realia bijatyki raczej bez większego polotu. Ważne, że można było nimi pograć.
5. Vader i Yoda - SoulCalibur IV
Soul Calibur IV niezbyt subtelnie podpowiadał, która z konsol siódmej generacji reprezentuje jasną, a która ciemną stronę mocy, dorzucając do gry dwie klasyczne postacie z Gwiezdnych Wojen, po jednej dla Sony i dla Microsoftu. Posiadacze PS3 mogli udowodnić, że moc jest w nich silna wcielając się w Lorda Vadera, zaś iksboksowcy po swej stronie mieli samego Mistrza Yodę. Projekt Soul bardzo przyłożyło się do rozróżnienia obu wersji – oprócz samych postaci, gry różniły się też intrem w którym występowały, okładkami (ciemna w wersji na PS3, jasna dla iksa). Przygotowano też historie uzasadniające ich obecność w uniwersum Klingi Dusz (w tym endingi w trybie arcade) i gwiezdnowojenne areny. Jeśli zaś ktoś bardzo chciał mieć komplet wszystkich postaci, brakującą mógł sobie dokupić. Aha, no i do wszystkich wersji gry dorzucono też Starkillera z The Force Unleashed, ale po porażce, jaką była druga cześć tej serii, dziś raczej mało kogo to może zainteresować.
4. Mega Man - Street Fighter X Tekken
Japońskie poczucie humoru rzadko kiedy do mnie trafia, ale numer, jaki Capcom wykręcił fanom Mega Mana przy okazji gry Street Fighter X Tekken uważam za wyborny. Otóż miłośnicy niebieskiego bohatera domagali się jego obecności w Marvel vs. Capcom 3. Nie doczekali się tego, natomiast japoński wydawca postanowił w zamian umieścić Mega Mana jako jedną z bonusowych postaci dostępnych w ich kolejnej grze, Street Fighter X Tekken, w wersjach na konsole Sony. Rzecz w tym, że zamiast mangowego, ikonicznego bohatera, wykorzystano obdarzonego obfitym mięśniem piwnym faceta po trzydziestce w dziwnym stroju, który swego czasu ozdabiał niesławną okładkę północnoamerykańskiej edycji gry Mega Man. Większość fanów była wściekła, część jednak doceniła przewrotny żart.
3. Predator - Mortal Kombat X
Niektóre postacie wchodzące w skład przepustki sezonowej do najnowszego Mortala mogły zawieść (serio, czy komukolwiek przeszkadzała nieobecność w serii Tany’i?), ale na dodanie do gry przedstawiciela rasy Yautja, powszechniej znanej jako Predatorzy, nikt narzekać nie mógł. Zwłaszcza, że Netherrealm Studios odwzorowało wszystkie ikoniczne ruchy łowcy – jest nawet autodostrukcja przy akompaniamencie ikonicznego śmiechu. No i dołączony do zestawu ciuszek robiący z Jaxa Dillona, ofiarę Predatora, tylko dopełnia całości obrazka.
2. Freddy i Jason - Mortal Kombat i Mortal Kombat X
Pierwsze dwa miejsca w rankingu zarezerwowane zostały dla występów gościnnych postaci, które zdają się idealnie pasować do wykorzystującej ich wizerunek gry. Tak jak Freddy Krueger i Jason Voorhees, dwie ikony horrorów, jakie Netherrealm Studios zdecydowało się umieścić w przeżywającym od kilku lat drugą młodość cyklu Mortal Kombat. Zabijający we śnie antagonista z cyklu Koszmar z Ulicy Wiązów oraz seryjny morderca z serii Piątek Trzynastego udostępnieni zostali w charakterze płatnych DLC, pierwszy do Mortal Kombat z 2011 roku, drugi do tegorocznego MKX. Obaj wydają się wręcz stworzeni do udziału w krwawych starciach, w których krew tryska galonami, a rozczłonkowywanie ofiar jest na porządku dziennym. Szkoda tylko, że występują w różnych częściach serii i nie można ostatecznie odpowiedzieć sobie na pytanie, który z nich wygrałby w starciu jeden na jednego (Nie, crossover filmowy się nie liczy. Tak, wyparłem go ze swojej pamięci).
1. Ezio - Soulcalibur V
Piąty Soulcalibur to moim zdaniem najsłabsza odsłona całego cyklu, ale jedno trzeba jej przyznać – wybranie Ezio Auditore, najbardziej lubianego ze wszystkich Asasynów, na postać gościnną, było strzałem w dziesiątkę. Nie tylko jest on zawodnikiem, którym bardzo dobrze się gra, ale przede wszystkim idealnie wpasowuje się w klimat serii, powiedziałbym wręcz, że lepiej, niż niejedna z dodanych w „piątce” oryginalnych postaci. Na dodatek w zestawie z nim dostaliśmy nawiązującą do Assassin’s Creed arenę oraz bardzo przyjemną przeróbkę kultowego motywu muzycznego Ezio’s Family. Szkoda, że prawdopodobnie była to tylko jednorazowa wizyta z jego strony, zdecydowanie nadawałby się on na pełnoprawny etat w serii. Zresztą, zobaczcie sami: