Szczecin GameShow 2010 zmierza ku końcowi. Drugi dzień imprezy był jedyną szansą dla osób, które w sobotę nie miały czasu odwiedzić hali Międzynarodowych Targów Szczecińskich. Organizatorzy przygotowali również kilka niespodzianek. Wczoraj o godzinie 17:00 na głównej scenie pojawił się znany, hiphopowy duet Łona & Webber, który zaprezentował kilka swoich kawałków. Dziś za to miłośnicy gier mogli podziwiać taniec skąpo ubranych dziewczyn oraz wziąć udział w konkursach karaoke (puszczali głównie Feela, fuuuuuj!). Samo wyposażenie pozostało praktycznie bez zmian - wciąż przy nowinkach typu Kinect i PS Move ustawiały się kolejki, kino 5D cieszyło się jeszcze większym powodzeniem, a na sali konferencyjnej co godzinę odbywały się dla chętnych prelekcje o grach i nie tylko. Wielu kibiców przyglądało się rozgrywkom w Counterstrike. Sporo ciekawostek zaprezentowali również studenci z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego, którzy zaznajamiali laików z możliwościami programowania prostych aplikacji. Niektóre z nich robiły furorę - mowa tu głównie o symulatorze kłusownika:)
Z perspektywy gracza na pewno brakowało kilku dodatkowych standów, choćby do Playstation 3. Nie da się ukryć, iż jesteśmy na razie skazani na wydarzenie bardziej multimedialne, niż związane z grami. To oczywiście da się w łatwy sposób naprawić za rok (oby) i gdyby to ode mnie zależało, poszedłbym bardziej w gry niż np. karcianki, które dzisiaj świeciły od czasu do czasu pustkami. Przyznam, że bałem się również o frekwencję, ale ta nie zawiodła i w niedzielę stawiła się porównywalna liczba gości co w sobotę. Na plus należy zapisać przede wszystkim atmosferę.
Ach, Black Mesa. I nie mam na myśli placówki z uniwersum Half-Life, ale jeden z najbardziej oczekiwanych amatorskich (czy aby na pewno?) projektów, mających na celu wskrzeszenie i przywrócenie dawnej świetności oryginalnemu HL. Oczywiście dzieło Valve nadal wymiata i jest wspaniałe, nikt jednak nie obraziłby się ujrzeć tamtej gry w nowych szatach (będących czymś więcej, niż lekko zretuszowanym w wersji Source oryginałem). Black Mesa jednak od dłuższego czasu pozostaje w DNF-owym zawieszeniu - czyli będzie "when it's done".
Bez wątpienia, coś wyjątkowo fascynującego jest w opuszczonych miastach, ruinach starych fabryk czy porzuconych domach, hotelach itd. Nie tylko przypominają nam o tym, że to co stworzyliśmy nie będzie trwać wiecznie, ale też pozwalają przyjrzeć się przeszłości i przekonać jak żyli ludzie czasem zaledwie kilka lub kilkadziesiąt lat temu. Nie raz, to życie wydaje się bardziej fascynujące i tajemnicze niż żywot naszych średniowiecznych bądź antycznych przodków. Może też dlatego tak wiele osób poszukuje opuszczonych miejsc, wybiera się z aparatem na niebezpieczne wycieczki, zwiedzając ruiny i pozostałości dawnej świetności zapomnianych przez Boga i ludzi miejsc. Jednym z nich jest japońska wysepka Hashima, z racji jej przypominającej statek kształtu, zwana też "pancernikiem". Jeszcze kilkadziesiąt lat temu miejsce to było prosperującym miasteczkiem górniczym i najgęściej zaludnionym skrawkiem lądu na świecie. Dziś pomiędzy opustoszałymi betonowymi budynkami hula jedynie wiatr, przyglądający się powolnemu rozpadowi miasta zbudowanego dzięki węglowej gorączce.
Nowa impreza dla graczy na mapie Polski właśnie ruszyła. Tłum ludzi niemal od samego początku wypełnia po brzegi przestrzeń hali Międzynarodowych Targów Szczecińskich. Pod względem frekwencji Szczecin GameShow już teraz jest sukcesem. Ten kto przyszedł godzinę po otwarciu drzwi mógł się poczuć delikatnie przytłumiony - hałas, multum standów i 3 wydzielone strefy. Organizatorzy zacierają ręce i wydają się być zadowoleni. Ja się nie dziwię. Ale, ale...warto w tym miejscu określić czym ta impreza jest, a czym nie jest.
Jest to z pewnością doskonały sposób na spędzenie wolnego czasu - przedział wiekowy zwiedzających waha się od 7 do 107 lat. Każdy znajdzie tu coś dla siebie - posieka wrogów w The Force Unleashed II, postrzela w Medal of Honor, czy pojeździ bolidem Kubicy przy okazji F1 2010. Przekrój gatunków, które można zakosztować jest naprawdę spory.
Wiele gier ze złotej ery 8 bitów, zostało już odświeżonych. Dużo z nich pojawiało się pokazując, że proste gry arcade oraz najstarsze platformówki, nadal mogą bawić. Odświeżenie ich i wypuszczenie w nowej formie, niekiedy wiązało się z ryzykiem. Wszystko przez to, że nowa generacje graczy, wychowała się w sandboxowych światach, gdzie bez trudu mogą swobodnie się poruszać i robić co ich się żywnie podoba. Lecz takie gry, zatraciły nutkę wyzwania, jaką dawały wcześniejsze tytuły. Stały się opowieścią, którą gracz sam może (według swojego uznania) napisać. Jeśli chodzi o stare gry, tutaj liczą się szybkie palce, dobra pamięć i wytrwałość. Wcześniejsza generacja konsol, dała nam masę arcadowych tytułów, które cieszyły starszych graczy. Bez trudu mogliśmy zagrać na PS3 oraz Xboxie 360, w takie gry jak Bionic Commando, Double Dragon Advance, czy w końcu DuckTales: Remastered. Dlatego powstała lista dziesięciu gier, które chętnie zobaczyłbym w nowej wersji. Zapraszam na 10 z Głowy... gier z Nesa/Pegasusa/Famicoma, które wymagają remaku HD.
Kolejna porcja wiadomości wprost z Dalekiego Wschodu. Mam nadzieje, że i tym razem znajdziecie coś co Was drodzy czytelnicy zaciekawi. Zapraszam do dyskusji w komentarzach, co Waszym zdaniem w tym tygodniu było najbardziej interesujące.
Teren poznańskich targów gości jedną ciekawą imprezę za drugą. Dopiero co zakończył się Poznań Motor Show 2016, a już po tygodniu odbył się festiwal fantastyki Pyrkon 2016. Konwent jak zwykle odwiedziło sporo miłośników przebierania się za swoich ulubieńców ze świata popkultury - oto mała galeria tegorocznych uczestników.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, w minioną sobotę odbyła się impreza GRYOffline.pl, w której wzięła udział ponad setka naszych Czytelników. Kilkugodzinne spotkanie miało miejsce w krakowskim klubie Prominent. Podczas imprezy opowiedzieliśmy m.in. o naszych najbliższych planach, zaprezentowaliśmy nowy system ocen, a także zademonstrowaliśmy zebranym drugą odsłonę cyklu Dragon Age.
Forfitery to mini-felietony. Mniejsze od Rojopojntofwiu, ale większe od Szybkiej rozkminy.
Kiedyś Wasz Rojcio namiętnie malował dinozaury. Tworzył dziesiątki ksiąg rysunków tych tajemniczych gadów. Tak generalnie zaczęła się jego przygoda ze sztuką. Myślał, że ze swoją pasją jest oryginalny. Po latach dowiedział się jednak w jakim był błędzie. Okazało się, że na początku lat ’90, miłośników wielkich stworów było niemało. Jednych zainspirował film Jurrasic Park Spielberga, innych – czasopisma Dinozaury wydawnictwa DeAgostini. Nieważne. Bodźców do kreatywności trochę było. Po Dinusiach nadeszły figurki G.I. Joe. Łooo rany. Co to się działo! Żołnierze! Prehistoryczne gady szybko zostały wyparte przez uzbrojonych po zęby koksiarzy w ciężkich zbrojach. Nowy obiekt westchnień = nakład nowych zeszytów rysunkowych. Prawdziwa orgia pojawiła się w momencie debiutu na polskim runku zabawek Dino Riders (Dinozaury + ujeżdżający je komandosi). Sami rozumiecie. Rojo oszalał. Potem pojawiły się gry. Jako, że miało się już trochę lat, kolorowy brulion, mazaki i świetlica, zostały zastąpione przez długopis, ostatnią kartkę w zeszycie i nudną lekcję chemii.
Kto obserwuje mój fanpage na Facebooku zapewne ma już powoli dość Path of Shadows. To już trzeci raz w ciągu kilku dni kiedy piszę o grze niewielkiej hiszpańskiej ekipy. A to zobaczyłem zwiastun i się zachwyciłem, a to zrobiłem wywiad z twórcami, a to w końcu wypuszczono grywalną wersję i przecież nie byłbym sobą, gdybym nie zrecenzował.
zobacz więcej