Pierwsza część Maxa Payne'a osiągnęła status gry kultowej, którą się wspomina, do której wraca się po latach i która udowodniła, że jeden dobry pomysł może zmienić przeciętną na pierwszy rzut oka rozgrywkę w coś wyjątkowego. Tak, dokładnie - mówię o bullet time'ie. Gracze pokochali dzieło Remedy także za charakterystyczny klimat noir, który w zasadzie nietrudno było uzyskać - szare, zaśnieżone ulice nowojorskiego miasta same w sobie są przecież noir. Czy Rockstarowi udało się utrzymać ten klimat, mimo przeniesienia akcji do słonecznego Sao Paulo? Czy nowy wizerunek głównego bohatera mógł odstraszyć zatwardziałych fanów? I wreszcie, czy bullet time wciąż bawi tak samo? Zapraszam do recenzji.
O winie mówi się, że im starsze tym lepsze. O agencie 007, niestety, tak rzec nie można. I w kwestii filmowych, jak i tych komputerowych adaptacji.
Do zagrania w Quantum of Solace zbytnio się nie paliłem. Szczerze powiedziawszy o istnieniu tej produkcji nawet nie wiedziałem. Grę dorwałem na wyprzedaży za 20 złociszy, więc uważam cenę za adekwatną do oferowanej zawartości.
Większość współczesnych FPS-ów krąży na orbicie zwanej multiplayer. Oczywiście kampania dla pojedynczego gracza jest elementem obowiązkowym (na zasadzie 'przejdź i zapomnij', ale jednak), ale wydaje mi się, że właśnie do multi deweloperzy przywiązują największą wagę - to gra wieloosobowa ma zatrzymać graczy na dłużej, z myślą o niej ukażą się wszystkie DLC i z myślą o niej twórcy wypuszczać będą kolejne patche. Multiplayer w Medal of Honor: Warfighter będzie mógł pochwalić się kilkoma nowatorskimi pomysłami. Może nie aż odkrywczymi, ale takimi, dzięki którym gracze patrząc na rozgrywkę w nowym Medalu nie stwierdzą: "o, Call of Duty. Tylko takie ładniejsze".
Eurogamer, a także zapewne wiele innych stron przygotował dla swoich użytkowników betę nowego Painkillera, noszące podtytuł Hell & Damnation. Oczekiwany przez niektórych powrót wielkiej polskiej serii, która jakoś tak uciekła na dłuższy czas rodakom budzi mieszane uczucia. U mnie też.
Na Call of Duty można psioczyć i narzekać, że co roku to wydawane jest to samo, że nie ma tam ani krzty ewolucji (o rewolucji nie wspominając), że grają w to same n00by, bo dla hardcore’owców jest Battlefield, ale takiej grywalności w multiplayerze oferuje niewiele produkcji.
W pierwszej części mojej dyskusji z barthem89 podjęliśmy tematy związane z Battlefield 3 oraz Call of Duty. Zastanawialiśmy się m.in. nad cyklem DLC przygotowywanym przez DICE oraz sile marki Activision. Nie omieszkaliśmy się również zahaczyć o temat zawartości Armored Kill i przyszłościowych rozwiązań w strzelaninach. W drugiej części skupimy się na możliwych alternatywach dla osób łaknących hasania po polu walki.
barth89: Walkę na patyki zostawiam na "Pre-Battlefield" ;) Odcinając się na chwilę od serii Battlefield - ostatnimi czasy docierają do nas coraz to nowsze wiadomości od Bohemii w sprawie ArmA 3. Czy to prezentacja oświetlenia, czy to minimalne wymagania sprzętowe, prezentacja niektórych aspektów gry na trailerze, seria filmików z E3... Coraz bardziej czekam na tę produkcję. Jakoś miałem problemy z ArmA 2 (pierwsza część bardzo mi się podobała) i trochę odbiłem się od tej produkcji, mimo iż wiedziałem z czym mam do czynienia, ale prawda jest taka, że do ArmA 3 przymierzam się z całkowicie innym nastawieniem. Poświęciłeś nawet ostatnio grze Czechów artykuł, w którym przekonujesz graczy do tego, nie bójmy się użyć tego sformułowania, symulatora. Czy na wieści o ArmA 3 czekasz z większym napięciem, niż na wieści z DICE?
Fanem ani zawziętym graczem popularnego CS-a nie jestem. Ot, kiedyś grałem, choć moje umiejętności znacząco odbiegały od serwerowych standardów. Miałem długi okres przerwy, a po otrzymaniu dostępu do bety nowej części Counter-Strike’a – Global Offensive – wsiąknąłem na kilka godzin. Czego to jest zasługa? Nowego-starego silnika?
Często zdarza mi się tęsknić za klasykami ze SNESa, Amigi, Neo-Geo, lub starych konsol SEGI. Grami, które po prostu kupowały mnie swoim wyglądem i prostym, lecz wymagającym typem rozgrywki, głównie opierającym się na zasadzie „skacz, i strzelaj, rządź i dziel” ;).
Brakuje mi cudów jak Super Castlevania, Metal Slug, Shadow of the Beast, lub właśnie Metroid i Turrican. I oto pojawia się Gunlord, będący wszystkim czego mi trzeba. Inspirowany owym legendarnym Turricanem oraz niemniej kultowym Metroidem, podwójny pogrobowiec, ostatnia nadzieja białych – niezależny zespół NG:Dev.Team ponownie wypuścił grę na Neo-Geo oraz Dreamcasta. Zagrałbym w nią, ale jest mały problem.
Temat Ratchet & Clank 2 pojawił się już nie raz na gameplay.pl. Wiecie już, że jest to gra rozbudowana, która potrafi bawić swoją efektownością, ale jednocześnie nie pozbawiona słabszych elementów, jak bossowie. Jak więc można by dzisiaj podsumować i ostatecznie ocenić tę strzelaninę, która z rzadka przypomina platformówkę?
Mam prawie trzydzieści godzin gry na liczniku, kilka dopakowanych broni, parę znalezionych sekretów i wiele odwiedzonych światów na koncie, a mimo to R&C2 wciąż ma dla mnie wiele do zaoferowania. Jest w niej chociażby znakomity tryb FPP, który odmienia i odświeża zabawę, dając użytkownikom konsoli Sony namiastkę Metoid Prime’a z GameCube’a. Są też kolejne wzmocnienia broni, są wyzwania dla najlepszych i kolejne dziesiątki ukrytych śrubek. To naprawdę długa gra, w którą można wpaść na co najmniej kilka tygodni.
Dubaj. Miasto, które w przeciągu parunastu lat ewoluowało w jedną z największych światowych metropolii, a zarazem perłę współczesnej architektury. Spójrzcie tylko na zdjęcie tego cudu i krótko po tym wyobraźcie sobie, że zaraz wszystko zanika pod gęstą warstwą piasku, a piękne wieżowce szybko zamieniają się w jedną, wielką ruinę. Ciekawy widok, nieprawdaż? Taką wizję miało Yager Development, toteż postanowiło ono w całe te zamieszanie upchać jeszcze dużo „ekszyn”, fajną historyjkę o zbuntowanych żołnierzykach i stworzyć o tym grę. Jak im to wyszło? Niestety średnio.