Pada piach pada piach czyli wrażenia z wersji demonstracyjnej Spec Ops: The Line - Rasgul - 20 czerwca 2012

Pada piach, pada piach, czyli wrażenia z wersji demonstracyjnej Spec Ops: The Line

Dubaj. Miasto, które w przeciągu parunastu lat ewoluowało w jedną z największych światowych metropolii, a zarazem perłę współczesnej architektury. Spójrzcie tylko na zdjęcie tego cudu i krótko po tym wyobraźcie sobie, że zaraz wszystko zanika pod gęstą warstwą piasku, a piękne wieżowce szybko zamieniają się w jedną, wielką ruinę. Ciekawy widok, nieprawdaż? Taką wizję miało Yager Development, toteż postanowiło ono w całe te zamieszanie upchać jeszcze dużo „ekszyn”, fajną historyjkę o zbuntowanych żołnierzykach i stworzyć o tym grę. Jak im to wyszło? Niestety średnio.

Zdecydowanie fabuła to jedna z najważniejszych, najciekawszych, a zarazem najlepszych stron nowej odsłony serii Spec Ops (przynajmniej na taką się zapowiada). W wersji demonstracyjnej nie mogłem zasmakować jej w całości, ale to co widzę obecnie zdecydowanie napawa mnie pozytywnie do tej produkcji. Mamy tu do czynienia z pozoru prostą misją ewakuacyjną, jednak w grach czy też filmach przyzwyczajono nas do tego, że takie nietrudne zadania przekształcają się w potężne konflikty i nieraz jesteśmy przy okazji zmuszeni ratować galaktykę. Tego drugiego tutaj nie zaznamy, ale chciałbym dodać, że mamy tu do czynienia z czymś, co szybko przeradza się w jedną wielką wojnę o Dubaj. Nasi sprzymierzeńcy okazują się wrogami, a my trafiamy pomiędzy młot, a kowadło. Może coś się w tym jeszcze kryje, ale tego twórcy na razie nie chcą powiedzieć, bo zapewne sami to szybko odkryjemy, a do tego honorowo nie chcą psuć nam zabawy z „wchodzenia głębiej”. Wspomniałem, że warstwa fabularna miło mnie zaskoczyła i to w zasadzie dla tej bardzo filmowej historii zamierzam przybliżyć sobie ten produkt, zapewne kupując go przy jakiejś nadarzającej się promocji.

Warstwa audio-wizualna stoi na odpowiednim poziomie. Nie ma tu żadnych cudów, a do czego jest się też przyczepić, ponieważ produkcja jest bazowana na doskonale nam znanym silniku graficznym Unreal Engine 3. To czego w nim nie lubię to niektóre tekstury słabej jakości i zbytnia plastikowość postaci. W aspekcie graficznym udało się jednak twórcom świetnie oddać klimat wszechogarniającego kataklizmu. Zdemolowane budowle, zniszczone pomieszczenia i rzadkie, aczkolwiek piękne widoki na Dubaj – to robi wrażenie, aczkolwiek sprytnie udało się państwu Yager ukryć wiele baboli technicznych przykrywając tą drobną skałą osadową większość elementów scenerii. Również animacje postaci nie należą do najcudowniejszych. Zdają się troszkę sztywne i toporne. Co do dźwięku, to mogę powiedzieć, że stoi na wysokim poziomie zresztą jak w większości gier za które producenci wyrzucili parę milionów „zielonych”. Dźwięki otoczenia, muzyka, głosy towarzyszy – to wszystko pasuje. Przyczepić mogę się jedynie do niektórych niezbyt ciekawych dźwięków oręża.

Widok na Dubaj... aż łezka się w oku kręci

Największą część tekstu zdecydowanie poświęcę na to, co w grach jest dla mnie najważniejsze, czyli na samą rozgrywkę. Spec Ops: The Line to nic innego jak typowa, współczesna gra akcji, gdzie wszystkie wydarzenia oglądamy zza pleców bohatera. Rzecz jasna cała zabawa bazuje na „przyklejaniu” się do osłon i ostrzeliwaniu przeciwników w odpowiednim momencie. Taki tor dla większości shooterów TPP wyznaczyło dobrze nam znane Gears of War. Projektanci omawianej w tym artykule produkcji zaczerpnęli z GoWa bardzo dużo elementów rozgrywki. „Jeśli kopiować, to od najlepszych” – tak rzecze jakaś złota sentencja dzisiejszych developerów. Niestety panom z Yager Development nie udało się nawet dokonanie wiernej repliki kilku mechanizmów. Cały system poruszania się, włącznie z tym pomiędzy osłonami, jest ogromnie sztywny i nienaturalny. Brakuje tu jakiegoś ostatniego szlifu, który dawałby wrażenie, że nasz bohater porusza się jak prawdziwy żołnierz. Zapewne w pełnej wersji gry nie zostanie to zmienione, zatem mogę oficjalnie nazwać naszego protagonistę – Kapitanem Galaretą (takie suche, że aż Wam pranie wyschło… wiem). Jego ruchy są mozolne, a zmiana naszego „schronu przed pociskami” często nie przebiega tak jak to sobie zaplanowaliśmy. Takie właśnie wcześniej wspomniane Gears of War czy też Splinter Cell: Conviction dawało nam wrażenie bycia łowcą na polu bitwy, a to wynika z dobrego dopracowania samego trzonu rozgrywki, dla porównania w nowym Spec Ops czujemy się jak mucha w smole.

Samo strzelanie jest wykonane w miarę dobrze jak na shootery TPP, choć ponownie napiszę, że cudów nie ma. W niektórych broniach czuć tego „kopa” zapewne poprzez dodanie w miarę wiernego odrzutu. Owszem niektóre modele wydają się bardziej pierdzieć niż strzelać, ale tu uruchamia się moje małe czepialstwo i szczerze powiem, że można na to przymknąć oko.

Małe pif-pafowanie do CKMu

Kolejnym aspektem, który według mnie nie został wykonany poprawnie to dowodzenie naszymi towarzyszami. Co do ich sztucznej inteligencji nie mam żadnych przeciwwskazań, wręcz przeciwnie! Nie jest może ona najwyższych lotów, ale często pozostali członkowie oddziału ratowali mi tyłek, kiedy zabili jakiegoś typka, który próbował mnie oflankować (albo może i nie próbował tego robić). Jak dla mnie to w zupełności starczy, jednak muszę przyczepić się do tego, że zapewne przez większość czasu spędzonego z grą będziemy mieć styczność właśnie z sierżantem Lugo i Adamsem, a jedyne rozkazy jakie możemy im wydać to uwaga, uwaga… zabij lub ogłusz. W dodatku te drugie działa tylko w niektórych, oskryptowanych miejscach, a to pierwsze tylko na jeden ówcześnie zaznaczony cel. W wersji demonstracyjnej użyłem tych komend tylko raz i to wtedy, kiedy kazano mi to zrobić, a jak próbowałem użyć funkcji ogłuszenia sam, ona po prostu odmawiała posłuszeństwa. Wracając do kwestii AI tym razem przeciwników, to mogę podkreślić wszystko w tym temacie jednym słowem – katastrofa. Niezależnie z kim walczymy widać, że dżentelmeni zadłużyli się u jakiś banków i po prostu jak najszybciej chcą umrzeć, pchając się bezsensownie pod lufę przynajmniej na normalnym poziomie trudności (wyższe nieudostępnione na demo).

To, co mnie najbardziej zabolało to fakt, że w wersji demonstracyjnej nie mieliśmy do czynienia z zachwalanymi przez twórców wyborami moralnymi przy których podobno to decyzje mają być bardzo trudne do podjęcia. Spotkałem się tu z bodajże dwoma fragmentami w których myślałem, że zaraz zostanie oddane nam więcej swobody, a zarazem pokazany będzie jeden z najmocniejszych aspektów tejże gry. Niestety myliłem się co do obu sytuacji. Jedyną możliwością wyjścia z nich było wystrzelanie wszystkiego co się rusza. Naprawdę… coś oryginalnego.

Nie ma to jak machnąć sobie kreskę przed kolejną strzelaniną

Przeczytałem od groma zapowiedzi o Spec Ops: The Line, obejrzałem mnóstwo filmików związanych z tym tytułem i jedyne co mogę teraz stwierdzić, to jeden wielki zawód. Spodziewałem się czegoś lepszego i wątpię, żeby pełna wersja zmieniła moje nastawienie. Jedyne dla czego mogę nabyć ten produkt to fabuła, klimat i długo… długo nic. Zapewne zainteresuję się nim przy okazji jakiejś reedycji lub promocji, gdzie cena będzie oscylować pomiędzy trzydziestoma, a czterdziestoma polskimi złotóweczkami. Jeśli miałbym na dzień dzisiejszy wystawiać ocenę tej papce byłaby to szóstka, ewentualnie szóstka z plusem na dziesięć, bo da się w to zagrać i w oczy za bardzo nie kłuje. Po ukończeniu dema, strzeliłem sobie plaskacza w twarz, żeby sprawdzić czy nie śnię i dokładnie sprawdziłem na Steamie czy aby próbka gry z jaką miałem styczność to na pewno Spec Ops: The Line… niestety moje zmysły mnie nie zmyliły, a nawet wskazywały na to, że wszystko było rzeczywistością.

Zapraszam również na wrażenia z wersji demonstracyjnej Spec Ops: The Line u eJay'a. Zawsze macie dodatkowy pogląd na ten sam temat.

Jeśli chcecie wiedzieć co na bieżąco dzieje się u Rasgula, to zapraszam do odwiedzania mojego twittera! Coś na pewno na nim znajdziecie. 

Rasgul
20 czerwca 2012 - 20:19