Długo oczekiwałem Ys: Oath in Felgahana w wersji na PC, wersji wreszcie legalnie dostępnej na Steam. W ogóle nie przeszkadzało mi to, że grę skończyłem kilka razy w wersji na PSP, a mój głód podsycały opowieści, jakoby wersja na PC była lepsza. Niestety, nie jest. Jest natomiast ładniejsza i pomimo kilku słabości względem wersji oryginalnej to nadal jeden z najlepszych RPGów akcji w historii gatunku.
Po dwóch latach oczekiwania jedna z lepszych serii action RPG ostatniej dekady znajduje swój finał. I z zadowoleniem mogę stwierdzić, że wyczekiwana produkcja BioWare może okazać się tą najlepszą grą tego roku (który jednak znów będzie mocny, nie czas więc jeszcze dzielić skóry na niedźwiedziu). Było na co czekać. Mass Effect 3 jest jak dobrze skrojona hollywoodzka superprodukcja. Charyzmatyczny bohater, duża dawka akcji, sceny chwytające za serce oraz szczypta humoru i patosu. Najważniejsze jednak, że jest bardzo dobrym zwieńczeniem znakomitej trylogii. Co by o nim nie mówić, finał ten zostanie zapamiętany.
Pośród wielu naprawdę nietypowych pomysłów na visual novels, na jakie natknąłem się jako gracz ten chyba powalił mnie najbardziej. Po prostu nigdy nie spodziewałem się, że porwie mnie romans dotyczący ptactwa. Słynne nowela graficzna „Hatoful Kareshi ~Kibou no Gakuen to Shiroi Tsubasa~” opowiadająca o gołębiach, lecz nie koniecznie o gruchaniu, jakiś czas temu doczołgała się na zachód i naprawdę warto dać jej szansę. Albo chociaż co nieco o niej wiedzieć.
Nie tylko ze względu na tematykę – która jest tak głupia, że aż dobra, ale przede wszystkim ze względu na humor, wykonanie, cenę. Ponieważ to kolejna, po Katawa Shoujo, darmowa visual novels dorównująca wielu komercyjnym produkcjom tego gatunku.
Miałem dzisiaj ciekawy sen o wojnie. Nie pierwszy raz zresztą, ale jeśli śni mi się wojna, to przeważnie jest to starcie ludzkości z inną cywilizacją, albo ze sztuczną inteligencją. Tak było i tym razem. Akcja, jeśli mogę tak powiedzieć, toczyła się na gigantycznym lotniskowcu - to chyba najbardziej trafny opis tego co widziałem. Pokład statku był podzielony na dwie równe części, po jednej stali ludzie, po drugiej cyborgi kierowane sztuczną inteligencją, ale same w sobie stanowiące odrębne myślące jednostki.
Takich snów miewam sporo, ot pewnie konsekwencje ciągłego czytania pokręconej literatury science - fiction. Zakładam zatem, że u mnie "pod sufitem" wszystko gra i raczej rozważam przeróżne idee jakie z takiego snu wynikają, a nie własną dyskusyjną poczytalność.
Wczasy za granicą to nie tylko wypoczynek na plaży czy w górach. Gracz wszak musi mieć jakiś kontakt ze swym hobby. Fulko nie twierdzi, że trzeba od razu zabierać z sobą sprzęt i ciupać na okrągło. Odpoczynek palcom się należy. Można natomiast kupić sobie np. pismo o grach. Jeśli jest to pismo zagraniczne, np. chorwackie, to w ogóle zaczyna się robić ciekawie. Bo poczytać, to sobie człowiek specjalnie nie poczyta, ale obrazki poogląda, rankingi poprzegląda, oceny gier przeanalizuje itd. Jest co robić. I wasz ulubiony felietonista tak zrobił. Gdy był nad pięknym Adriatykiem, kupił sobie chorwacki periodyk pt. PC Play (jeden z bodaj dwóch-trzech dostępnych na tamtym rynku). Pamięta, że po dogłębnej "lekturze" zawartości pisma i dołączonego doń cedeka powiedział do siebie: jak to dobrze, że mieszkam w Polsce! Polskie gazety o grach są po prostu the best, a malkontenci, którzy twierdzą inaczej, to idioci. I to nie chodzi o to, że PC Play jest do dupy. Bo nie jest.
My Girlfriend is the President to kolejna komedyjka eroge, która została wydana na zachodnich rynkach przez JAST USA. Tym razem akcja toczy się nie tylko w szkole, akademiku czy jakiejś fantastycznej krainie, ale przenosi nas również do pałaców i Białych Domów. W końcu podrywamy rządzące tym światem, wśród których znajdą się pani Obama czy pani Putinowa. Jest głupio, jest zabawnie, jest nietypowo. Jest po japońsku. Bo za przeproszeniem – tym razem to my mamy możliwość przelecenia rządzących tym światem.
Są gry, które przyciągają naszą uwagę, ale nie mamy okazji się z nimi bliżej zapoznać. Jedną z głównych przyczyn jest ich brak na posiadanej przez nas platformie. Sam posiadam jedynie komputer osobisty i jestem zmuszony obejść się ze smakiem z wieloma dziełami, na które mam ochotę. Poniżej przedstawiam Wam spis gier, które chciałbym ujrzeć na swoim sprzęcie.
Do pewnych gier trzeba podchodzić inaczej. Po Shuffle! sam nie wiedziałem czego się spodziewać. Z jednej strony byłem świadomy, że to przede wszystkim coś na kształt dating sima, z drugiej miałem szczerą nadzieję na coś więcej niż porno z dialogami. Okazało się, że w istocie jest to bardzo rozbudowana fabularnie „randkówka”, w której chodzi przede wszystkim… no o kontakty międzyludzkie. I to z bardzo małą ilością macanek!
Czy kojarzę Dead Island? Słabo. Znam natomiast świetny zwiastun ten pod tą samą nazwą. Oglądało się go z wypiekami na twarzy, a ponoć zaistniał jeszcze w odpowiedniej kategorii w ramach „Game of the Year Awards” serwisu gametrailers, jako jeden z najlepszych w tym roku. Że co proszę? Że grę promował? - Tak mogłaby w zasadzie wyglądać odpowiedzieć przeciętnego, zagranicznego gracza.
Jamestown jest doskonałym wstępem do podgatunku shumpów nazywanego „bullet hell”. Jako gra niezależna oferuje typowe dla takich produkcji świeże podejście, jako shooter niewiele odstaje od dzieł takich firm jak Cave, jako mały tytuł sprawdza się idealnie jako przerywnik od większych gier.