Nostalgia to uczucie, z którym gracze są niezwykle dobrze zaznajomieni. Wielokrotnie każdy z nas spotykał się ze stwierdzeniem: „kiedyś gry były lepsze, teraz tylko liczy się grafika (tu wklej dalszą część podobnego narzekania)”. Faktycznie, coś w tym jest. Człowiek zawsze koloryzuje wspomnienia i nadaje im monumentalny charakter, przez co przeszłe doświadczenia wydają się lepsze. Na taki stan rzeczy działa wiele różnych czynników, o jakich nie chce mi się tu mówić. Nie z lenistwa, tylko dlatego, że na gameplay.pl pojawiło się kilka innych artykułów o nostalgii (o choćby tutaj). Może też dorzucę do tego kiedyś swoje trzy grosze, ale to innym razem, bo teraz zaczynam odbiegać mocno od tematu. Ogólnie miło jest sobie popatrzeć na dawne czasy. Ja postarałem się sięgnąć w głąb mej pamięci, by przypomnieć sobie pierwsze gry wideo, które umilały mój czas, gdy jeszcze ledwo potrafiłem trzymać pada. Albo jak to mawiałem dawniej – joysticka.
Za kilka dni odbędzie się premiera Rambo: The Video Game, od polskiego studia Reef Entertainment. Gra wzbudza sporo kontrowersji, ponieważ opublikowane do tej pory materiały znacznie odbiegają od oczekiwań i wymagań współczesnego gracza. Charakterystyczny komandos gościł już nie raz na ekranach naszych komputerów i konsol. Czy wcześniejsze tytuły mogły wtedy pochwalić się dobrą jakością i odniesionym sukcesem?
Ostatnimi czasy wielu artystów zabrało się za jazz. W ciągu ostatnich kilku lat różni wykonawcy zdobyli popularność, fanów, a także zaskarbili sobie przychylność krytyków (chociaż jak wiemy, zdanie tych ostatnich wcale nic musi interesować wziętych muzyków). Mowa tu oczywiście o rodzaju, który w mediach został określony jako „future-jazz”, charakteryzujący się użyciem brzmień elektronicznych i większą ilością improwizacji całego zespołu. Rozwój tego nurtu wyodrębnił zróżnicowane podejścia i sposoby tworzenia, ale wszystkie można wrzucić do worka z etykietą „nu-jazz”, to znaczy połączenie klasycznej formy z elementami zupełnie odrębnych stylów.
Zapraszam do trzeciego artykułu z cyklu „Była taka gra”. Zgodnie z jego koncepcją, powinienem przedstawić kolejny z tytułów, które kiedyś były uważane za naprawdę świetne gry, ale z jakiegoś powodu nie doczekały się jeszcze ani jednej kontynuacji, remake’u, rebootu i w ogóle jakoś o nich ucichło. Pozolę sobie na mały wyjątek - ta gra ma już edycję zremasterowaną. Nic nie szkodzi, i tak warto ją przypomnieć.
Tytuł polecam wszystkim, którzy nie mieli z nim styczności. Tym, którzy w niego grali przed wielu laty, polecam również, bo Another World potrafi dać solidną lekcję na temat rozwoju gier i przypomnieć o rzeczach, o których wielu pamiętać nie chce.
Witajcie na pustyni! Której? Co za różnica? Przecież po wielkiej wojnie cały pieprzony świat stał się wielką radioaktywną piaskownicą w której babki z piasku stawiają zmutowane dzieciaki... azbestowymi foremkami. No dobra, może nie jest aż tak źle, ale na pewno nie chcielibyście tutaj żyć. Świat, w którym wszystko i wszyscy chcą Was zabić, a przynajmniej tak się wydaje na początku. Rzeczywistość, w której woda jest cenniejsza od złota. A propos wody, słyszeliście historię przybysza z krypty? Gość wyszedł zdobyć wodę dla rodziny, czy coś w tym rodzaju, a skończył... Wiecie co? Siadajcie, ta opowieść chwilę potrwa.
Witajcie w starej-nowej serii wspominek klasyków z drugiej połowy lat 90-tych. Dla odmiany jednak nieco zmodyfikowałem założenia, dlatego dodatkowo przypomnimy sobie gry nieco nowsze. Takie, za którymi tęsknimy od lat. Na pierwszy rzut – klasyk nad klasykami jeśli o RTSy chodzi. Age of Empires II, czyli bardzo udany sequel rozbudowany o wiele świetnie rozwiązanych elementów, garściami czerpiący z pierwowzoru i dorzucający doń swoje „pięć groszy”. I to w jakim stylu!
Scary Movie (1-5), Epic Movie, Date Movie, coś-tam-movie - to mamy obecnie. Czy leci z nami pilot?, Naga broń, Kosmiczne jaja, Hot Shots - to było kiedyś. Nawet nie ma co próbować porównywać jakości absurdalnych, wypełnionych gagami komedii z lat 2000-2012, z tymi wyprodukowanymi dwie lub trzy dekady temu. Ma się rozumieć - nie wszystko, co zostało zrobione niedawno, jest na poziomie rynsztoka. Straszny film 1 i 3 uważam za całkiem solidne próby wskrzeszenia szalonych pomysłów z lat 80-tych i początku 90-tych. Tym niemniej dokonania Mela Brooksa czy braci Zuckerów i Jima Abrahamsa są na tym tle czymś wyjątkowym. Dzisiaj pochylam się nad najdoskonalszą produkcją tria ZAZ - filmem Top Secret! (Ściśle tajne).
Klasyka na talerzu to seria traktująca o grach przykrytych grubą warstwą kurzu, lecz w większości jeszcze nie całkiem zapomnianych, podana w przystępny dla współczesnego gracza sposób. Z kolei dziś chciałbym wam przedstawić bardzo znaną grę z nieco innej, nietypowej perspektywy. Bo choć Duke Nukem 3D zna (choćby z tytułu) każdy szanujący się gracz, nie każdy miał okazję pograć w oficjalne dodatki, m.in. Duke Carribean: Life’s a beach czy It out in D.C.
Klasyka na talerzu to seria traktująca o grach przykrytych grubą warstwą kurzu, lecz w większości jeszcze nie całkiem zapomnianych, podana w przystępny dla współczesnego gracza sposób. Dzisiejsze danie dnia: Redneck Rampage, czyli bardzo klimatyczny, zwariowany i mega-grywalny shooter od Xatrix Entertainent. Pewnie wielu z was nie wie, że przy Rednecku pracowało bardzo wiele osób z Blizzarda, zaś nowa gra z serii nie jest wykluczona.
Gry to nieograniczone medium pełne różnorodności i czegoś, co wyróżnia je na tle innych rozrywek: interaktywności. Czy dawniejsze gry były lepsze od współczesnych? Pod paroma względami – owszem. Czy były gorsze? Trudno jednogłośnie stwierdzić, z pewnością były jednak inne. Tym samym przyglądam się tytułom z lat mojego dzieciństwa, które darzę największym sentymentem. A w części pierwszej przeniesiemy się do czasów starożytnych!