Najlepsze misje w skradankach (i nie tylko), część I
Splinter Cell Blacklist: Chaos Theory w wydaniu w pełni Amerykańskim
Recenzja Splinter Cell: Blacklist. Nowy Sam, stary Sam, wróg u bram.
Tej części serii nie wpiszę na swoją czarną listę - recenzja Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist
Odszedł Tom Clancy
Mini-recenzja gry Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist - Rybka lubi pływać
Dziś w sieci pojawił się krótki, ale jakże budujący materiał z gry Splinter Cell: Blacklist. Nie przedstawia on niczego spektakularnego, nie pojawiają się w nim nowe gadżety Sama Fishera, deweloperzy nie przedstawiają nam też wodotrysków związanych z oprawią audiowizualną. Jest za to ciemno, a to fani Splinter Cella lubią najbardziej.
Sam Fisher to obdarzona szorstkim, niskim głosem ikona szpiegowskich gier akcji. Do tej pory głównie skradająca się, działająca w ukryciu, cierpliwa i metodyczna ikona. Ale ktoś zabił ikonie córkę, więc ikona uznała, że ciała trzeba zostawiać tam, gdzie upadają i że tych ciał musi być bardzo dużo. Oto Splinter Cell: Conviction - tak naprawdę miejscami bardziej Call of Duty (o zgrozo!), niż Splinter Cell, ale wciąż rzecz smaczna i warta spróbowania (szczególnie, że od jakiegoś czasu wydawca życzy sobie zań rozsądne pieniądze).
Sam Fisher ratuje świat naprzemiennie od 2003 roku. Wszystko za sprawą studia sygnowanego logiem Toma Clancy’ego, które zadowało dotychczas miłośników trudnych, wyczerpujących symulacji – Rainbow Six oraz Ghost Recon. Najwyraźniej jednakże ktoś podjął decyzję, by stworzyć tytuł idący na rękę mniej zaawansowanym, a przy tym wypełnić niszę w postaci skradanek. I tak powstała licząca sobie dziś trylogia w 2003 – Splinter Cell. Sam Fisher już 9 lat ciężko pracuje na rzecz bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych.
Kilka razy na gameplay.pl mogliście przeczytać o moich spostrzeżeniach podczas gry w pierwszą odsłonę serii Splinter Cell. Produkcja Ubisoftu wywoływała u mnie przed zagraniem spore obawy. Od jej premiery minęło sporo czasu, a gatunek skradanek ma predyspozycje, aby starzeć się w wyjątkowo brzydki sposób. Dość szybko okazało się jednak, że Sam Fisher wciąż jest w formie, a jego pierwsza przygoda dostarcza wyjątkowo wiele rozrywki.
Nota obok wyraźnie sugeruje, że w ten tytuł warto zagrać i dzisiaj. Opinia jest oczywiście subiektywna i warto, abyście pamiętali, że ja jeszcze „siedzę” w poprzedniej generacji sprzętu i bawię się produkcjami wydanymi na PlayStation 2. Na ich tle Splinter Cell prezentował się zarówno ładnie pod względem grafiki, jak i ciekawie pod względem systemu.
I koniec. Na ekranie telewizora pojawiły się napisy końcowe, a Sam Fisher doprowadził swoją pierwszą przygodę do szczęśliwego finału. Czy jestem usatysfakcjonowany? Jak najbardziej.
Powoli zbliżam się do końca zabawy ze Splinter Cell. W jednej z ostatnich misji musimy znowu działać po cichu i nie zwracać na siebie uwagi. W pewnym momencie trafiamy na dach zbudowany z bardzo hałaśliwego materiału. Musimy poruszać się po konkretnej trasie, aby nie zaalarmować o naszej obecności przesiadujących w pomieszczeniu obok strażników. Całkiem leniwych trzeba przyznać.
Gdy pierwszy raz źle postawimy stopę i narobimy hałasu włączy się dialog obu wrogów. Pierwszy będzie chciał sprawdzić, co jest na dachu, ale drugi przekona go, że to tylko szczur i nie ma sensu. Dopiero drugi błąd gracza zmusi obu przeciwników do opuszczenia ciepłego pokoju i sprawdzenia co się dzieje na zewnątrz. Prosty skrypt, ale jakże poprawia wrażenia z zabawy!
Przez trzy i pół kolejnej misji autorzy Splinter Cella budują pewien klimat. Samotny agent o doskonałych umiejętnościach w nieprzyjaznym środowisku w poszukiwaniu konkretnych celów. Jeden błąd może oznaczać śmierć, bo broń wrogów łatwo wyrządza mu krzywdę. Musi więc działać po cichu, spokojnie i pewnie. Bezbłędnie. Zaczynamy czuć atmosferę.
Na szczęście Sam Fisher w Splinter Cellu nie zamienia się w ramboida i tam naprawdę muszę się ukrywać w starym stylu. Tak jak wspominaliście, liniowy układ poziomów sprawia, że zabawa zbudowana jest wokół szukania właściwej metody minięcia lub obezwłanienia kolejnych oponentów. Lepsze to jednak niż zaskoczenie z Solid Snake’m w stylu ramboida.
Postęp technologiczny sprawia, że gry oferują coraz bardziej realistyczną grafikę, lepszą inteligencję wrogów i bardziej rozbudowaną rozgrywkę. To sprawia, że coraz trudniej wracać do hitów sprzed lat, które zachwycały recenzentów i graczy przed dekadą lub na poprzednich generacjach sprzętu.
W zależności jednak od gatunku taki powrót do przeszłości może być mniej lub bardziej bolesny i wymagający. Odpowiednia postawa i nawet dzisiaj starszego RTS-a, przygodówkę point&click, a nawet wyścigi jesteśmy w stanie wziąć na dłużej pod lupę bez krzywienia się. Gorzej w przypadku FPS-ów i gier akcji, które przeszły sporą metamorfozę i zyskały wiele udogodnień. Dzisiaj bez nich rzadko kiedy potrafimy się obejść.
Sobota to doskonały dzień, żeby odłożyć na chwilę Battlefielda 3, Arkham City, czy Uncharted 3 i sprawdzić co wydarzyło się w świecie gier darmowych. Przedstawiam Wam świetnie wykonaną i pomysłową bezpłatną platformówkę Stealth Bastard. Produkcja studia Curve (Explodemon!) jest połączeniem takich hitów jak Super Meat Boy i... Splinter Cell lub Metal Gear Solid.