SteamWorld Dig to jedna z tych gier, które pojawiły się praktycznie znikąd i zawładnęły moim światem. Oczywistym było że muszę sięgnąć po kolejną pozycję z uniwersum SteamWorld. Tylko czy zakup SteamWorld Heist okazał się strzałem w dziesiątkę? Może przez przypadek wypaliłem za wcześnie i trafiłem sam siebie rykoszetem?
Nintendo 3DS to specyficzny sprzęt, tworzony na fali zachłyśnięcia się branży gier wyświetlaniem trójwymiarowego obrazu. Firma z Kioto potrafiła wynaleźć jednak technologię potrafiącą ogarnąć to przy dwóch ekranach i bez konieczności zakładania specjalnych okularów – zamykając to w ciele przenośnej konsolki.
To było coś… ale nie chwyciło. Wszyscy posiadacze 3DS-ów i tak grają z wyłączonym efektem 3D. I m.in. dlatego w październiku tego roku ukaże się na rynku nowy, brzydki niczym niekochane dziecko żalu i rozpaczy Nintendo 2DS!
Już po najnowszym Nintendo Direct poświęconym w głównej mierze konsolce Nintendo 3DS. Mimo dość odtwórczej listy zapowiedzi, pełnej kontynuacji nie jestem w stanie nie być pod wrażeniem line-upu jaki w najbliższym czasie zaoferuje nasza dwuekranowa maszkara.
Na wczorajszej konferencji Nintendo Direct, na której szef firmy, Satoru Iwata upewnił nas w tym czemu nazywa się ona „Direct”...
…zapowiedziano coś na czekali od dawna fanatycy tej firmy, dzieci, dorośli i maniacy hodowania stworków. Zapowiedziano Pokemon X i Pokemon Y, nowe odsłony słynnej serii, przygotowane z myślą o Nintendo 3DS. Nie dość, że walki i perspektywa staną się bardziej „trójwymiarowe” to jeszcze zdecydowano się na równoczesną premierę w Japonii, Stanach i Europie. Big N chce rozbić bank już w październiku i jestem pewien, że to się uda.
Być może niewielu z was słyszało o wydanym na początku XXI wieku tradycyjnym jRPG-u z serii Dragon Quest/Dragon Warrior. Siódma część uwielbianej przez Japończyków sagi mogła nie przebić się do masowej świadomości, bo została wydana w dość dziwny sposób w nie najlepszym dla siebie okresie. Teraz jednak ma szansę powrócić w glorii i chwale.
Spotkałem się ostatnio z bardzo ostrymi komentarzami dotyczącymi Nintendo. To jak potraktowano polskich graczy przy premierze Wii U (anulowanie większości zamówień) będzie się jeszcze długo ciągnąć za Japońską firmą.
Coraz więcej osób wyśmiewa ich „nową generację”, opluwa Mario i nie może zrozumieć jak to jest, że w Europie zablokowano dorosłą zawartość w eShopie do godziny 23 (zakupy gier od 18 lat tylko przed północą? Co oni robią?). Dla kogoś z podejściem „nie masz moich ulubionych licencji = nie lubię cię” (podobna walka odbywała się kiedyś na linii PC-konsole) znęcanie się nad Nintendo to czysta przyjemność i codzienna okazja do odrobiny śmiechu. Fani Metroida, Zeldy i Pokemonów potrafią za to dłubać w tych tytułach przez lata czerpiąc z nich nieustającą przyjemność. Rozumiem oba te zachowania, choć żadnego do końca nie popieram.
Innymi słowy – wszyscy się bawią, są igrzyska. I to jest właśnie to new experience, ta wartość rozrywkowa Nintendo.
Zdecydowana większość graczy, których znam ma/miało konsolę przenośną. Posiadanie urządzenia do odpalania małych, wciągających pozycji zwyczajnie kusi. Handheldy mają swój własny świat i własne marki, które różnią się od tych ze sprzętów stacjonarnych bradziej niż wielu z nas się to wydaje. Spotkamy na nich większy nacisk na czystą rozgrywkę, sporo „simowych” elementów, ciekawe sterowanie i RPGi z toną walk, i świetnych dialogów. Z tym i wieloma innymi pozytywnymi zjawiskami kojarzy mi się Game Boy, NDS czy PSP... Tym bardziej szkoda, że najczęściej lądują one na kanapie, fotelu, czy łóżku, tuż obok telewizora pod którym błyszczy się jakiś mocarz z bezprzewodowym padem.
To taka nierówna walka.
Tylko co począć będąc młodym, upartym mieszkańcem Polski i chcąc w pełni doświadczyć handheldowej gorączki, która wbrew pozorom wciąż jeszcze nie minęła?
{Poprzedni level dotyczył przede wszystkim przyczyn niekwestionowanego sukcesu wielkiego N w postaci Nintendo Wii i DS-a.}
Zwrot akcji w dotychczasowej, sielankowej opowieści, nastąpił w zasadzie po premierze kolejnej konsoli przenośnej – Nintendo 3DS. Jej ujawnienie na targach E3 w roku 2010 tradycyjnie nie obyło się bez „achów” i „ochów” ze strony branżowych mediów. Zresztą nie bez powodów, bo line-up tytułów, które miały pojawić się na trójwymiarowym ekranie był naprawdę obiecujący (w tym serie Metal Gear Solid, Resident Evil).
Bohaterowie serii Final Fantasy po raz kolejny spotykają się w jednym tytule. W Theatrhythm, zamiast walczyć ze sobą na śmierć i życie, zmuszeni są połączyć siły, by ratować Muzykę. W świecie, gdzie jak w wydanej na PSP Dissidii, rządzą Cosmos i Chaos, kontroluje ją powstały z magicznego „Rytmu” kryształ, który utracił blask.
Gdy pojawiły się pierwsze informacje o grze muzycznej z kochanymi przez miliony graczy postaciami w rolach głównych, w Internecie zawrzało. Design bohaterów i przeciwników, wyglądający jak żywcem wzięty z Kingdom Hearts na telefony komórkowe, zdecydowanie nie uspokoił fanów.
Czy obawy były słuszne? Po spędzeniu tygodnia na zabawie Theatrhythmem muszę przecząco pokręcić głową. To dobra gra muzyczna, która na szczęście ma do zaoferowania coś więcej niż nostalgia.
“The body is but a vessel for the soul, a puppet which bends to the soul's tyranny. And so, the body is not eternal, for it must feed on the flesh of others, lest it return to the dust from whence it came. Therefore must the soul deceive, despise and murder men.”
― A.J. Durai, Vagrant Story
Nie ukrywam, że jestem ogromnym fanem gier Yasumiego Matsuno. Każda z jego produkcji, z Tactics Ogre oraz Vagrant Story na czele, wniosła coś ciekawego do elektronicznej wersji RPG; Ogromne światy, wspaniałe postaci, doskonałe dialogi, mocny przekaz i tona zawartości – oto ich wspólny mianownik. Oto powód dla którego uważam jego gry za najlepsze gry.