Moja ostatnia styczność z przedstawicielem Kryptona, który przybył na naszą planetę, miała miejsce już dobre kilkanaście lat temu. W pewnym momencie byłem wręcz pewien, że wyrosłem już z tego rodzaju komiksów, często sięgając po coś innego. Lektura albumu Niewidzialna Mafia przekonała mnie jednak do tego, że nigdy nie jest się za starym, aby dobrze bawić się przy komiksach DC, tym bardziej tych z serii Action Comics. Wszystko wskazuje na to, że moja znajomość z obrońcą Metropolis, ponownie przerodzi się w długą i ciekawą przyjaźń.
Nie samymi komiksami Marvel stoi, od lat na rynkach całego świata pojawiają się również pozycje książkowe, które mają zaciekawić uniwersum pełnym superbohaterów, miłośników słowa pisanego. Jedną właśnie z takich pozycji, jest wydana niedawno na naszym rynku publikacja Marvel: Spider-Man. Wiecznie młody. Książka oparta na klasycznej i leciwej historii Stone Goblet Saga, która została wzbogacona o nowe wątki i dostosowane bardziej do czasów współczesnych.
Fani brodatego maga wiedzą doskonale, że za sukcesem jego utworów w równym stopniu, co pisarski geniusz, stoi maniakalny perfekcjonizm z jakim autor przygotowuje grunt pod swoje historie. Tym razem bierze na warsztat bohaterkę, która, wiele na to wskazuje, pojawiała się niezależnie u różnych autorów na przestrzeni lat. Poznawszy jej wszystkie wcielenia postanawia, tym razem z pełną świadomością, ożywić ją po raz kolejny...
W dzisiejszych czasach superbohaterowie i historie z komiksów to chleb powszedni. Wszyscy na świecie rozpoznają postacie z uniwersum Marvel i DC. Każdego roku jesteśmy zalewani produkcjami z udziałem naszych ulubionych bohaterów. Jest tego tak dużo, że twórcy mają okazję eksperymentować z różnymi pomysłami na filmy. Kapitan Ameryka z elementami szpiegowskiego king, Wolverine jako film drogi? Może dorosła komedia o Deadpoolu? A co powiedzie na prawdziwą wersję historii o Supermanie? Tą gdzie niezniszczalny i potężny przybysz z kosmosu traktuje ludzi tak jak my traktujemy mrówki. Wtedy opowiastka o pierwszym superbohaterze stanie się horrorem. Brightburn: Syn ciemności to właśnie próba podjęcia tematu. Co by było gdyby Superman okazał się być złym dzieckiem.
Ach, potęga marketingu! Kosztujący zaledwie 6 milionów dolarów film Brightburn bazuje na wyśmienitym pomyśle, który został wyciśnięty do ostatniej kropli podczas kampanii reklamowej. "Hej, widzowie, to będzie film o tym, co by było, gdyby młody Superman okazał się zły!" A widzowie na to: "O, to bardzo fajny pomysł, interesująca odmiana wśród powodzi wysokobudżetowych filmów o herosach". Takie zagranie jest bardzo słuszne, bo w przeciwnym razie Brightburn najpewniej zdobyłby dużo mniejszą widownię (tymczasem twórcy mają na koncie sukces - 18 milionów $ po premierowym weekendzie). Jednocześnie jest to największy problem dla tej produkcji, bo obiecuje więcej, niż faktycznie dostajemy.
Są co najmniej trzy powody, by stwierdzić, że "Vision" to komiks co najmniej nieprzeciętny. Pierwszy, to oldschoolowy, wszechwiedzący narrator. Beznamiętnym tonem uprzedza fakty podsycając w ten sposób naszą ciekawość. Drugi, to filozoficzny fundament z pytaniem o istotę ludzkiej natury. Dialogi, w których syntezoidy wygłaszają swe skrajnie racjonalne peany na cześć ludzkiej irracjonalności to czyste złoto. Trzeci to oprawienie dojrzałej, brutalnej powieści w pozory rodzinnej sielanki. Niewyczyszczony tusz w połączeniu z żarówiastymi kolorami potęgują złudzenie bezpieczeństwa, które staje w opozycji wobec dziejącego się na naszych oczach dramatu.
A gdyby tak wykorzystać superbohaterską popularność do kariery politycznej? Gdyby ideały amerykańskiego herosa ukształtowały nie tylko obrońcę, ale i oficjalnego lidera mas? Gdyby połączyć Heroes, Suits i Człowieka Rakietę oferując czytelnikom powieść z pogranicza superbohaterskiej pulpy i thrillera politycznego? Takie pytanie stawia przed nami Brian K. Vaughan w komiksie o superbohaterze zwanym "Potężna Maszyna", który postanowił zostać "dobrym politykiem".
Ktoś mądry powiedział kiedyś, że świat nie jest najlepszym miejscem. Wiadomo, ma swoje gorsze i lepsze strony, ale generalnie rodzimy się w bólach, w bólach umieramy, a głód, wojny, zarazy i gruba recepcjonistka na poczcie mówią wprost – coś tu jest mocno nie tak. Waleczni, jeśli dobrze zrozumiałem przekaz, sugerują, że dzieje się tak ze względu na odwieczną walkę dobra ze złem. W tej walce, wbrew powszechnym przekonaniom, jasna strona mocy dostaje permanentny wpierdol.
Ostatnimi czasy mogliśmy zaobserwować nowy trend w kategorii filmowej. Superbohaterowie zawładnęli Hollywoodem i nie zamierzają odpuścić. Filmy Marvela biją rekordy popularności, stając się jednymi z najbardziej dochodowych produkcji wszech czasów. Dlaczego tak się dzieje? Co sprawia, że umięśnieni mutanci w lateksie rozpalają nasze serca?
Istnieją tysiące ciekawych superbohaterów/antybohaterów/villainów. Przekłada się to na miliony komiksów o ich przygodach, ale mnie zainteresował właśnie Deathstroke. Fascynowała mnie ta postać odkąd ją ujrzałem po raz pierwszy (w bijatyce MK vs DCU), a dziś kupuję cokolwiek z nim znajdę, wyczekuję na zeszyty jego serii i wypatruję na horyzoncie jego “odrodzenia” w aktualnie wydawanej inicjatywie DC Rebirth. W tym wpisie poświęcę trochę miejsca na opisanie moich wrażeń z kończącej się serii pisanej przez Tony’ego S. Daniela i Jamesa Bonny’ego.