Sekrety serii Dragon Age
„Obudź się, Komandorze”, czyli wspomnienie Teorii Indoktrynacji w serii Mass Effect
Non omnis moriar Komandora Sheparda
Półtorej dekady w Amn, czyli piętnaste urodziny Baldur's Gate II
Kilka grzechów głównych gry Dragon Age: Inkwizycja
Serial internetowy w świecie Dragon Age
Od Mass Effect się już nie ucieknie. Electronic Arts trzyma cojones BioWare w żelaznym uścisku, co sprawia, że początkowy pomysł na zrobienie kosmicznej trylogii dostał kijem w łeb. Mimo partactwa kontrowersji związanych z Mass Effect 3 wiemy już, że powstanie część czwarta... tylko czym ma ona być?
Jakiś tydzień temu firma BioWare poinformowała graczy, że, przy okazji N7 Day (7 listopada), zadebiutować ma Mass Effect Trilogy, a więc swoiste zwieńczenie kosmicznej trylogii z komandorem Shepardem w roli głównej. Czy jest to gratka dla fanów? Czy może najlepszy wybór dla osób nieznaznajomionych z serią? A może nad kupnem powinni zastanowić się jedni i drudzy? Odpowiedź jest dość złożona.
Jak donosi GiantBomb (i co potwierdził oficjalny blog firmy), dwóch ojców założycieli Bioware opuszcza studio, które przez lata dostarczało fanom RPGów nowych, znakomitych tytułów.
Podobno Ray już w kwietniu poinformował włodarzy z EA o swej decyzji. Co więcej, nie będzie dalej zajmował się grami. Zamiast tego, postanowił poszukać nowych wyzwań.
Greg natomiast stwierdził, że po prostu czuł się przytłoczony robotą i stracił pasję. A bez niej nie mógłby dalej tworzyć gier, z których byłby dumny.
Więcej o osobistych przemyśleniach i powodach odejścia obu panów możecie przeczytać na ich osobistych blogach:
O dalszym rozwoju sytuacji postaram się informować w komentarzach pod tekstem.
Nie będę ukrywał, iż bardzo polubiłem kosmiczne uniwersum Mass Effect. Dlaczego zatem nie sięgnąłem po najnowszą, trzecią część przygód Komandora Sheparda? Powodów takiego stanu rzeczy jest całiem sporo. Poniżej dowiecie się jakie rzeczy najbardziej zniechęciły mnie do Mass Effect 3.
Zastanawiając się nad tekstem powitalnym, który zainauguruje nowy, gameplayowy blog, przez moją głowę przemknęły pomysły na te sztampowe i oklepane zlepki zdań. Myślałem nad zapowiedzią zbliżającej się gry, recenzją tej obecnej na ryku, bądź o małym powrocie do przeszłości… Rozmyślając o ukończonych tytułach, jak też nad tymi, które dopiero mają zawitać na sklepowe półki, okazało się, co zdaje się oczywiste, że tytuły nawiedzające moje myśli są erpegami. To ten gatunek gier lubię najbardziej i to na nim się wychowałem. Historię, rozwój postaci czy wykreowany świat w grach odkąd sięgam pamięcią stawiałem wyżej od akcji. Deus Ex, Alpha Protocol, Planescape: Torment, seria The Elder Scrolls, Gothic, rodzimy Wiedźmin, kosmiczny Mass Effect - nad tymi tytułami zarywałem noce, one pochłaniały mnie bez reszty, im poświęcałem większość wolnego czasu. Ten szybki przekrój przez ostatnio i onegdaj ukończone gry nakłonił mnie do pewnej refleksji, którą pozwolę się z Wami podzielić. Otóż "erpegi" uległy i ulegają ostatnimi czasy ogromnej ewolucji. Jakiej?
Od premiery Mass Effect 3 i poznania zakończenia trylogii przez pierwszych śmiałków minął ponad kwartał. W tym czasie, zwłaszcza na początku, fora zapłonęły świętym oburzeniem. Zniesmaczeni fani wylewali swoje żale, wymyślano teorie o indoktrynacji i innych niestworzonych rzeczach. BioWare się zreflektowało i zapowiedziało rozjaśnienie swojego zakończenia. Przed kilkoma dniami Mass Effect 3 Extended Cut ujrzało światło dzienne. Czy potrzebnie?
Siłą rzeczy w tekście znajdują się niewielkie spoilery.
Skończyłem Mass Effect 3. Ochłonąłem, przetrafiłem wszystko, przemyślałem. Doszedłem do pewnym wniosków, które chcę teraz wyłożyć. W wielkim skrócie dzieło BioWare określić moża słowami - "było warto, ale...".
Uwaga! Tekst przesiąknięty jest spoilerami. Jeżeli jesteś spojlerofobem, to nie czytaj dalej! To nie jest recenzja, a raczej opis moich przeżyć w Mass Effect 3, wraz z odniesieniami do poprzednich części.
eJay ocenia:
Mass Effekt 4
Shepard po ostatniej walce i zwycięstwie nad Żniwiarzami trafia pod opiekę najlepszych, brytyjskich lekarzy, którzy próbują przywrócić go do życia. Po długiej reanimacji Komandor zostaje odratowany i kolejne tygodnie spędza w łóżku z amnezją oczekując na rehabilitację. Tymczasem na bliżej nieznanej planecie w galaktyce Joker pracuje w pocie czoła nad odbudową ludzkiej rasy. Z kolei Admirał Hackett odbiera zasłużone medale i wyróżnienia, a ponadto otrzymuje godną emeryturę nie przekraczając nawet 67 roku życia. Przekaźniki masy oraz Cytadela zostają powoli odbudowywane dzięki robotnikom z rejonu Polandii. Kosmos zaczyna łapać równowagę, ale na horyzoncie widać już następnego wroga. Takim o to mocnym akcentem rozpoczyna się czwarta część wielkiej Sagi. To zdecydowanie najbardziej oczekiwany tytuł od lat, który NARESZCIE wyjaśnia wszystkie tajemnice zakończenia części trzeciej.
Mass Effekt 4 jest godnym następcą swoich poprzedników. Bioware zdało sobie sprawę, że strzelanie do głupich przeciwników stało się już nudne i postanowiło zmienić diametralnie mechanizmy rozgrywki. Zamiast soczystej strzelaniny otrzymaliśmy hardkorowego cRPGa z multum ikon, liczb, wskaźników na ekranie – to jest to na co czekały wszystkie miśki zakochane w klasykach. W oczy rzuca się przede wszystkim inna perspektywa, z której obserwujemy poczynania Sheparda. Zamiast zblokowanej kamery zamieszczonej nad plecami otrzymujemy tzw. freelook, w którym możemy dowolnie modyfikować kąt ujęcia, przybliżać i oddalać widok. Super rozwiązanie, przydatne zwłaszcza w bardziej rozległych lokacjach.
Krótko po premierze Mass Effect 3, Internet wypełniły smutki i żale fanów, którym zakończenie trylogii nie do końca się spodobało. Zaraz po tym twórcy ogłosili, iż pracują nad "rozjaśnieniem" zakończenia swojego najnowszego dzieła. Mówiono głównie o rozwijaniu uniwersum o inne, nie do końca powiązane z przygodami Sheparda, gry.
Przez ostatnie 3 tygodnie cierpliwie lutowałem najemników Cerberusa i "żniwiarskie" poczwary, starając się jednocześnie unikać spoilerów (a tych po premierze gry można było się spodziewać nawet pod kapslami soków z Tymbarku) oraz zrozumieć, dlaczego jedni oceniają grę jako bliską ideału, a inni uparcie twierdzą, że jest w najlepszym razie poprawna. Dzisiaj - po 26,5 godziny zabawy - Mass Effect 3 ukończyłem i pewne sprawy rozumiem. No i naturalnie pojawiła się potrzeba napisania tej recenzji. Tekst będzie podzielony na 2 części - najpierw pokrótce umotywuję widoczne z boku 85/100 (bez zbytnich spoilerów), a potem dołożę wypełnione absurdalną dawką spoilerów trzy grosze w kwestii zakończenia trylogii. Ready, set, go!