PlayStation 4 przypuszczalnie stanie się jedyną konsolą z DayZ, podczas gdy nowy Xbox będzie platformą docelową dla podobno ekskluzywnego Dead Rising 3. Dwie gry z dużym światem zapełnionym zombie, dwa podejścia, jeden cel.
Ubiegłoroczny sukces growego The Walking Dead zaskoczył niejednego gracza: okazało się bowiem, że produkcje z zombie w tle nie muszą być tępymi siekankami czy shooterami i można tą drogą przekazać naprawdę dojrzałą, wciągającą historię, w żaden sposób nie gorszą od filmu, serialu, książki lub komiksu, na którym przecież bazuje cała marka. Kilka miesięcy po debiucie hitu Telltale XBL-em wstrząsnęło kolejny raz – nieco słabiej, lecz nadal odczuwalnie, za sprawą premiery Deadlight. Jesienią trafiło na pecety, a dzięki trwającej Steamowej wyprzedaży w moje ręce. Historia Randalla Wayne’a wciągnęła mnie do tego stopnia, że ukończyłem ją w ciągu jednego dnia, w myślach rozważając losy zwykłego człowieka usiłującego przeżyć i odnaleźć swoich bliskich w trakcie apokalipsy.
Na początek – zauważyłem, że na gp zapanowała dziwna moda umieszczania tekstów w stylu "recenzja bezspoilerowa". Recenzja ze spoilerami jest generalnie do bani i ciężko mi to nawet recenzją nazwać. Ehm, no więc tekst, który czytacie jest "nie-do-końca-recenzją", ale spoilerów i tak nie zawiera, bo to kretyńskie by było.
Ktoś kto czyta gameplaya od dłuższego czasu pewnie wie jakie mam podejście do zombiaków w kinie i serialach. Nawet lubię je oglądać, bo są przeważnie prześmieszne i tak napakowane kretynizmami, że to się pale nie mieści. Jak na tym tle wypada "World War Z"? Zapraszam.
Przed premierą "World War Z" pisałem o kilku wartych obejrzenia filmach z żywymi trupami w roli głównej. Tymczasem jestem już po pokazie blockbustera z Bradem Pittem i w pewnych momentach całość pozytywnie zaskakuje. Może to nie jest wybitne kino, jednak fani zombiaków powinni być usatysfakcjonowani. Uwaga - nie spojleruje!
"World War Z" to jedna z najlepszych książek poświęconych tematyce zombie-apokalipsie. Już 5 lipca do polskich kin wchodzi film będący luźną adaptacją, z główną rolą Brada Pitta. I trochę szkoda, że to będzie letni blockbuster, bo powieść ma zadatki na nieco ambitniejsze zombie movies. Na szczęście, istnieje naprawdę wiele perełek w tym klimacie.
Dead Island Riptide przyszło do mnie z oferty pre-orderowej. I to w dodatku jako edycja kolekcjonerska. Szkoda, że EK Riptide reprezentuje ten gorszy typ kolektorek. Tutaj trzeba przyznać rację osobom, które stwierdziły, iż tę bogatszą wersję po brzegi wypakowano przecenionym towarem z bazaru. Bo tak w istocie jest. Niby klimatycznie, bo mamy i siekiero-otwieracz i specjalną kartę ratunkową w skórzanym futerale (11 funkcji w jednym), ale to tak po prawdzie jedyne „nastrojowe” elementy. Pozostała część to efekt uboczny domowej wyprzedaży przeprowadzanej w domu obok siedziby firmy.
Tematyka zombie w ostatnich latach przeżywa istny renesans. Nie sposób nie wspomnieć ile powstało gier z umarlakami w roli głównej, ale część z nich z pewnością zasłużyła na uznanie. W temat idealnie i bardzo nietypowo wpasowało się studio Telltale Games wypuszczając na świat genialną przygodówkę na podstawie komiksu The Walking Dead. Ale czy do takich tytułów należał również Dead Island? Cóż... i tak, i nie. To gra, którą trudno ocenić i choć z jednej strony naszpikowana jest niedociągnięciami, z drugiej w krótkich sesjach może się podobać. Przed premierą samodzielnego dodatku do survival horroru (?) wrocławskiego Techlandu postanowiłem zmierzyć się z podstawką. Kto z tego starcia ostatecznie wyszedł cało?