Pewnego wieczora usiadłem przed komputerem i mój wzrok przykuł artykuł Brucevskiego. Wymieniał tam kilka sensownych argumentów, dlaczego warto posiadać w zanadrzu „grę drugoplanową”. Skłonił mnie do małej refleksji. Autentycznie po przeczytaniu, pomyślałem sobie: „Hej! Chłopak ma sporo racji! Przecież ja sam…” i myśl urwała mi się w momencie, gdy zajrzałem do folderu na pulpicie, gdzie chowam skróty do wszystkich zainstalowanych na dysku produkcji. Zdecydowanie mam tu za dużo tego „drugiego planu” i przeszkadza mi to, ale jednocześnie nie mogę się tego pozbyć. Prawie jak namolnej ex. Albo rodzynków z sernika. Serio – czemu wszyscy kładą do sernika rodzynki? Ich wydłubywanie to potem katorga, prawie jak walka z wiatrakami… wielkości Jowisza. Ok, drugie porównanie nie jest trafne, ale musiałem wspomnieć o moim nemezis. Wracając do tematu to szkoda, że Brucevsky nie wspomniał o „przeplanowaniu” oraz o konsekwencjach, jakie to ze sobą niesie.
Ucichł chwilowo zgiełk wokół Steam Machine. Gdy Valve ogłosiło swój pomysł jakiś czas temu, wielu – a w tym i ja – przyjęło go z zadowoleniem i zaciekawieniem, bowiem zapowiadało się na to, że wypełni to lukę pomiędzy światem konsol a światem komputerów stacjonarnych. Dzieło właściciela platformy Steam mogło by stać się pomostem pomiędzy dwiema zwaśnionymi stronami growego społeczeństwa, w którym jedna strona obstaje za wyższością komputerów osobistych z racji ich wielozadaniowości (w sensie, że nie służą tylko do grania), natomiast ci drudzy twardo bronili swoich racji co do uznawanej przez nich myśli przewodniej, że nie ma gier bez pada i uogólnionej, uniwersalnej specyfikacji sprzętowej pozwalającej usunąć obawy dotyczące możliwości takiej, że kupiona gra może najzwyczajniej w świecie się nie uruchomić. Czy Steam Machine nie jest jednak oznaką pewnego syndromu, którym naznaczane są kolejne pokolenia graczy?
Wyprzedaże to wielki biznes na którym korzystają zarówno twórcy i wydawcy sprzedając hurtowo gry, a zarabiając na ilości egzemplarzy. Podobnie klienci i gracze dostający gry w o wiele niż zazwyczaj niższych cenach. Niestety nie da się przy tak wielkich przedsięwzięciach uniknąć potknięć.
Na platformie Steam 16 grudnia pojawiła się możliwość zakupu dostępu do pre-alfy DayZ. W pewnym sensie to święto dla fanów gry, ale z drugiej strony mam jednak wrażenie, że jest to idealny przykład jak można było stracić najlepsze momenty na sukces. Przyjrzyjmy się kwestii bliżej.
Valve zaskakuje. Kto z nas jeszcze kilka lat temu pomyślałby, że platforma dystrybucji cyfrowej, jaką jest Steam doczeka się tak kolosalnego rozwoju? Możliwe, że jesteśmy właśnie świadkami wydarzenia, kiedy to komputery i konsole jako platformy do gier stają się niemalże takie same. Czy Steam Machines, Steam Controller oraz Steam OS zdetronizują Sony i Microsoft?
Valve próbowało szczęścia w salonach naszych domów już wcześniej, implementując w Steam opcję Big Picture. Teraz idąc krok dalej zaczyna straszyć molochów rozrywki video swoimi nowymi pomysłami. Co ciekawego ma dla nas ekipa Gabe’a Newell’a?
W moim życiu było kilka produkcji, przy których spędziłem mnóstwo godzin i mógłbym to w sumie powtórzyć. Nie żałowałem czasu spędzonego z nimi, pomimo tego iż było go zdecydowanie za dużo. Jednym z takiej listy był choćby Team Fortress 2, ale podkreślam słowo był. Moje nastawienie do tytułu zmieniło się diametralnie, gdy ostatnio zobaczyłem jak mój znajomy uruchomił go, żeby pokazać jak bardzo wszystko się zmieniło, od naszej sięgającej już prawie rok przerwy w rozgrywce. Przerwy? A może już raczej permanentnego rozstania?
Czego Valve się dotknie, okazuje się w moment magiczne. Gabe Newell jest czarodziejem, który zrobił całkiem sporo dla całej branży gier wideo. Niestety sporo jego poglądów jest mocno kontrowersyjnych, przynajmniej jak dla mnie. Tak samo boli mnie fakt, że spod jego rąk może wyjść Steam Machines. Pomyślałem na początku, że jest to żart na Prima Aprilis, ale ciężko gadać o kawałach na początku w cholerę chłodnej jesieni. Powiedzcie, że jestem hejterem i człowiekiem uwstecznionym, ale jak dla mnie SM to wielkie jedno wyciąganie szmalcu z naszych portfelików.
Legendarne Cave Treasure stara się wejść na Steam ze swoim wybitnym produktem w postaci Ikarugi. Japończycy nie od dzisiaj szukają dodatkowych sposobów zbytu na zachodzie - a Steam wydaje się dla nich idealną platformą, co zdają się potwierdzać takie hity jak The King of Fighters XIII, lub zmierzający do nas Metal Gear Rising.
Family Sharing, funkcja dzięki której podzielimy się naszą biblioteką gier ze Steama, już wkrótce wystartuje. Poprzedzą ją jednak beta testy, na które już można się zapisywać.
Program Steam Greenlight pozwala mniejszym pozycjom dostać się do katalogu usługi Valve, czyli największego e-sklepu z grami na świecie. Jest to wielka szansa dla każdego developera, a zwłaszcza dla niewielkiego Greenheart Games, którego Game Dev Tycoon ukaże się już 29 sierpnia na Steamie.
Niebawem nadarzy się zatem świetna okazja, by poczuć się choć trochę jak Gabe Newell i wirtualnie założyć i prowadzić własne studio developerskie, które z czasem przerodzi się w molocha sprzedającego miliony kopii swych produktów na całym świecie.